Jeszcze wczoraj zakład produkujący w Turku (woj. wielkopolskie) trawił ogień. Po miejscu pracy 300 osób zostały zgliszcza i zgniecione fragmenty blachy. Strażacy uporali się z ogniem. Teraz zarząd spółki i pracownicy muszą się na nowo odnaleźć w tej trudnej sytuacji. - Musimy ocenić, jak szybko jesteśmy w stanie podnieść zakład i znów produkować - mówi Piotr Chełmiński, prezes firmy.
Przez kilkanaście godzin ogień w nocy z wtorku na środę trawił zakład w Turku zajmujący się produkcją mebli. Z relacji świadków wynika, że pożar wybuchł u szczytu hali, w miejscu, gdzie składowano chemikalia i butle z acetylenem.
Nikomu z pracowników ani ratowników biorących udział w akcji nic się nie stało. Ale straty firmy są ogromne, podobnie jak obawy pracowników, którzy miesiąc przed świętami stracili miejsca pracy.
- To jeden z największych pracodawców. Nie wiadomo, co teraz będzie - mówi reporterowi TVN24 mieszkaniec Turku.
- Pewnie trzeba będzie się przyuczyć do innych stanowisk pracy - dodaje kolejny.
O to, co teraz stanie się z pracownikami zapytaliśmy prezesa PROFIM Piotra Chełmińskiego.
Co z pracownikami zakładu?
Zarząd firmy deklaruje, że zrobi wszystko, żeby produkcja wróciła na normalne tory. Ale tutaj potrzebny jest czas i dobry plan.
- Jesteśmy poruszeni tą całą sytuacją. Z różnych stron płyną do nas wyrazy szacunku i pomocy. Najważniejsza dla nas jest informacja, że nikomu nic się nie stało. Staramy się, żeby zaopiekować się teraz pracownikami i klientami. Niektórzy pracują u nas od 20 lat i bardzo emocjonalnie zareagowali na ten pożar. Zorganizowaliśmy dla nich pomoc psychologiczną. Jest trzech psychologów, do których można się zgłaszać przez całą dobę - mówi Piotr Chełmiński.
Zakład jest ubezpieczony i pozostaje w kontakcie z ubezpieczycielem. Ale na liczenie strat jest jeszcze za wcześnie. Na razie na miejscu czynności prowadzi policja, prokuratura i biegli z zakresu pożarnictwa. - Nie chcę na razie tego szacować. Teraz przede wszystkim musimy się zająć pracownikami, klientami i dostawcami. Musimy zbadać, jak szybko jesteśmy w stanie podnieść tę część zakładu produkcyjnego - tłumaczy Chełmiński.
O konkretnych, długofalowych działaniach wobec pracowników na razie trudno mówić. Prace nad planem naprawczym trwają. PROFIM zatrudnia łącznie około 1500 osób, spośród nich 300 pracowało w hali, która spłonęła.
Chełmiński poinformował, że część pracowników zostanie zaangażowana do najpilniejszych prac w drugim zakładzie. Pracownicy będą na bieżąco informowani o wszelkich zmianach.
"Pomożemy"
Władze lokalne, powiatowe i wojewódzkie jeszcze podczas akcji gaśniczej deklarowały pomoc. Jak dowiedział się reporter TVN24, jest plan pomocy na wypadek zwolnień grupowych, choć to najczarniejszy scenariusz. Gdyby jednak do takiej sytuacji doszło, to pracownicy będą mogli liczyć na różnego rodzaju programy osłonowe.
Władze starają się teraz ułatwić formalności załatwiane w urzędach.
- Wiemy, że w pożarze część pracowników straciła dokumenty, między innymi prawa jazdy. Staramy się, żeby te dokumenty wydawać im bez zbędnej zwłoki. Jestem przekonany, że ta hala zostanie odbudowana, a żeby tak się stało, będzie potrzebne stosowne zezwolenie. Jeśli tylko nie będzie prawnych przeszkód, wykonamy te czynności bez zbędnej zwłoki - zapewnia Dariusz Kałużny, starosta powiatu tureckiego.
Nie brakuje też innych gestów wsparcia. Jedno z przedszkoli w Turku zwolniło z grudniowych opłat rodziców dzieci, którzy są pracownikami zniszczonego zakładu.
"Brawo! To piękny gest" - komentują internauci.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: aa/ks / Źródło: TVN24/PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24