"Pogrom partii programem narodu" - taki napis pojawił się w 1981 r. na ścianie poznańskiego kina Bałtyk. - Moja rola nie była wielka. Wlazłem na daszek kas biletowych, żeby przytrzymać drabinę, na której Maciej Frankiewicz stał i malował ten napis - wspomina po 35 latach od tego zdarzenia jeden z jego współtwórców Grzegorz Ganowicz, obecnie przewodniczący rady miasta Poznania.
Napis pojawił się w grudniu 1981 r. na ścianie nieistniejącego już kina Bałtyk. - To była taka swobodna trawestacja ówczesnego hasła partyjnego "Program partii programem narodu". To hasło miało dwie mutacje: "Pogrom partii programem narodu" albo "Program partii pogromem narodu". Na Bałtyku był ten pierwszy - wspomina Grzegorz Ganowicz, przewodniczący rady miasta Poznania, który "maczał palce" w powstaniu tego napisu.
- To był początek grudnia 1981, kiedy poznańskie uczelnie strajkowały. Chodziliśmy po mieście z kubłem farby i malowaliśmy różne napisy. To była mieszanka różnych ludzi: trochę osób z Politechniki Poznańskiej czy z regionalnej "Solidarności". Szefem tej grupy był Maciej Frankiewicz - wspomina.
Na zdjęciu oprócz hasła "Pogrom partii programem narodu" możemy dostrzec inny napis - "Dreszcze". - W kinie akurat grano film Wojciecha Marczewskiego o tym tytule - tłumaczy Ganowicz.
Jedni na daszku, inni na czatach
Frankiewicz po upadku PRL był przez lata wiceprezydentem Poznania. Zmarł w 2009 r. po upadku z konia.
To on namalował napis widoczny na zdjęciu. - Moja rola nie była wielka. Wlazłem na daszek kas biletowych, żeby przytrzymać drabinę, na której Maciej Frankiewicz stał i malował ten napis - mówi Ganowicz.
- Na takie akcje zwykle chodziło kilkanaście osób. Oprócz mnie było jeszcze kilka osób na daszku. Te litery były duże, więc Maciej malował, a myśmy przestawiali tę drabinę. Inni rozstawili się dalej i obserwowali, czy nie zjawia się milicja, żeby nas wyłapać - wyjaśnia Ganowicz.
Nie zawsze jednak to się udawało. - Za którymś razem przesiedzieliśmy parę dobrych godzin na komisariacie na ul. Chłapowskiego. Zarekwirowano nam farby i pędzle, dopiero interwencja zarządu "Solidarności" pozwoliła nas wypuścić - wspomina Ganowicz.
TASS ze znakiem jakości "Q"
Napisów w całym mieście było więcej. - Były różne inne hasła. Agencja TASS - wtedy sowiecka agencja informacyjna - została przerobiona na agencję ze znakiem jakości "Q" dodanym z przodu. To nie było oderwane od rzeczywistości, bo w PRL-u nadawano różnym towarom taki znak jakości. Na ścianach to się bardzo ładnie prezentowało. Inne hasła, które pamiętam, to: "Nierozłączne siostry dwie: partia i SB", "ZOMO - mocno bijące serce partii" - wymienia.
Napis na Bałtyku szybko zniknął. - Ekipy szybko zamalowywały takie napisy albo przynajmniej sprawiały, by były nieczytelne - mówi Ganowicz.
Ich akcja wpisywała się w okres "karnawału Solidarności". - Jesień była czasem kumulacji różnych protestów. Ten napis powstał w grudniu, ale jeszcze przed wprowadzeniem stanu wojennego. Po 13 grudnia bylibyśmy bardziej rozważni - mówi Ganowicz.
Grzegorz Ganowicz w 1980 r. zakładał Niezależne Zrzeszenie Studentów na Politechnice Poznańskiej. Po wprowadzeniu stanu wojennego jego ojciec Ryszard - działacz "Solidarności" został internowany. On w tym czasie wydawał podziemna prasę. Kilka lat później także trafił za kratki za działalność opozycyjną. Aresztowano go w grudniu 1984 r. Został skazany na 15 miesięcy więzienia.
Od roku 1998 jest radnym Rady Miasta Poznania, a od 2005 r. przewodniczącym rady miasta.
Autor: Filip Czekała / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: facebook | Maciej Frankiewicz, ze zbiorów Grzegorza Ganowicza