22-letni Patryk z Gniezna siostrę zna z jednego zdjęcia. Rok po urodzeniu matka oddała ją do domu dziecka, skąd została adoptowana. Od czterech lat Patryk szuka Sandry - tak na imię miała siostra. - Ci, którzy tego nie przeżyli, nigdy nie zrozumieją - mówi.
Patryk Ławnik ma 22 lata. Od kilku tygodni jest ojcem małej Sandry. - To troskliwy tata, świetnie wywiązuje się ze wszystkich swoich obowiązków - mówi jego partnerka Anna Karendał.
Dziecku nieprzypadkowo nadali imię Sandra. Tak miała na imię siostra Patryka, którą jego mama rok po urodzeniu oddała do domu dziecka.
- Siostry szukam od czterech lat. Jak urodziła mi się malutka, myślałem, że jestem spełniony, że mam rodzinę, dziecko. Ale cały czas czegoś mi brakuje. Nie mam siostry. Ci, którzy tego nie przeżyli, nigdy tego nie zrozumieją - mówi.
Wiedzą, ale nie powiedzą
Poszukiwania siostry zaczął od domu dziecka. - Przekazano mi, że dopiero gdy ona ukończy 18 lat mogę przyjść i się o niej więcej dowiedzieć. Poczekałem więc te dwa lata. Po tym czasie dyrektor sprawdził, że w archiwach są dokumenty dotyczące adopcji. Nic jednak nie mógł mi zdradzić na ten temat - tłumaczy Ławnik.
W tym samym celu, jak mówi, odwiedzał jeszcze Urząd Stanu Cywilnego i urząd adopcyjny. Nigdzie jednak nie udostępniono mu informacji o siostrze ani rodzinie, która ja adoptowała. Byłoby to bowiem niezgodne z prawem.
Po adopcji dziecku zmienia się nazwisko, otrzymuje nowy pesel. Najczęściej powstaje też nowy akt urodzenia. - Mają wtedy dwa akty urodzenia. W pierwszym są dane rodziców biologicznych lub samej matki, o ile dziecko nie zostało porzucone i nie trafiło np. do okna życia. We wcześniejszych aktach urodzenia były też adresy zamieszkania. Dziecko po ukończeniu 18 roku życia może zgłosić się do Urzędu Stanu Cywilnego i udostępniane mu są dane - wyjaśnia Aleksandra Ratajczak, dyrektorka Chrześcijańskiego Ośrodka Adopcyjnego Pro Familia w Poznaniu.
Członkom rodziny te dane jednak nie mogą być udostępniane. Zabrania tego ustawa o ochronie danych osobowych. - Rodzice adopcyjni mają prawo zachować tajemnicę i zataić to przed dzieckiem. Moim zdaniem to nieuczciwe. Rozumiem jednak, że to trudne zadanie - mówi Ratajczak.
Siostra może o niczym nie wiedzieć
Patryk Ławnik nie zamierza jednak rezygnować. Teraz próbuje odnaleźć ją przez internet. "Pisze to ogłoszenie ponieważ poszukuje siostrę. Jak była mała mama oddala ja do Domu Dziecka w Gnieźnie, zaś trafiła ona do adopcji. Zanim została adoptowana nazywała się Sandra Ławnik, teraz pewnie nazwisko zostało zmienione" - to fragment ogłoszenia, jakie publikuje na grupie "Adoptowani - Poszukiwania rodziny. Zerwane Więzi" na Facebooku.
- Nie wiem już jak jej szukać - mówi. - Chciałbym ją spotkać i pogadać. Powiedzieć jej, że ma brata - dodaje.
Jak dodaje, najchętniej wcześniej porozmawiałby z jej rodziną. - Spytałbym ich czy nie mają czegoś przeciw, poprosiłbym, żeby przygotowali ją na spotkanie. Po cichu liczę, że może ci ludzie mnie zrozumieją i się odezwą. Bardzo na to liczę.
Jak podkreśla Aleksandra Ratajczak, w tego typu sytuacjach, gdy próbuje się odnaleźć kogoś z rodziny, należy zachować ostrożność. - Nie wiemy czy ta osoba wie, że jest adoptowana. Możemy jej zawalić cały świat. Jeśli to możliwe, warto porozmawiać wcześniej z rodzicami. Oni najlepiej wiedzą jak wychowywali to dziecko i jak budowali jego tożsamość - podkreśla.
Co zrobiłby, gdyby doszło do spotkania z siostrą? - Opowiedziałbym jej wszystko o swoim życiu, pewnie zapytałaby o mamę - mówi Patryk.
Opowiedziałby o swoim dzieciństwie, które - jak przyznaje - było strasznie trudne. - Mama popadła w alkoholizm. Potrafiła zniknąć nawet na pół roku. Tata nawet nie chciał mnie poznać - wspomina.
Trafił do babci
Patryka adoptowała babcia. Dziś ma ona wyrzuty, że nie zrobiła tego samego z Sandrą.
- Po śmierci pierwszego męża, miałam trójkę dzieci z drugim mężem. Nie zarabialiśmy dużo a mieliśmy na utrzymaniu tą trójkę, do której potem dołączył Patryk a jeszcze do tego trójka dorosłych dzieci z pierwszego małżeństwa. Wtedy nie wiedziałam, że dostałabym wsparcie i pieniądze na utrzymanie Sandry - mówi Barbara Szyszka, babcia Patryka.
Gdy Patryk był w szóstej klasie, jego mamę znaleziono pobita na działkach. Zmarła w szpitalu.
Jak twierdzi pani Barbara, Patryk ma prawo czuć się samotny. - Póki my żyjemy, to ma do kogo przyjechać, przytulić się, może liczyć na nasza pomoc. Siostra to jednak siostra... - mówi.
Takich osób jak Patryk jest w Polsce około 10 tysięcy. Pomaga im Fundacja Zerwane Więzi. Ich zdaniem, by ograniczyć takie sytuacje, należałoby zmienić prawo i nie pozwalać na rozdzielanie rodzeństw.
Autor: FC / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Poznań