Z pokoju było słychać krzyki i płacz dziecka. Kiedy policjanci dojechali na miejsce, matka twierdziła, że jej synek po prostu spadł z tapczanu. Bez zastanowienia zawieźli go do szpitala. - Lekarz zbadał chłopczyka i nie wykluczył stosowania wobec niego przemocy fizycznej - informuje policja. Kobieta najbliższe trzy miesiące spędzi za kratkami.
Prośba o interwencję dotarła na policyjną dyżurkę 25 kwietnia wieczorem, po godzinie 19. Powód? Z pokoju, który zajmowała mieszkanka Śremu z synkiem, słychać było krzyki i łkanie chłopca.
Sprawą zajęli się dzielnicowi, którzy już wcześniej interweniowali w tej rodzinie.
Kiedy dotarli na miejsce, zauważyli, że chłopczyk ma zasinienia i zadrapania na lewej stronie twarzy, były też ślady na plecach.
- Kobieta stwierdziła, że chłopczyk spadł z tapczanu na podłogę. Funkcjonariusze natychmiast wezwali pogotowie, a następnie wraz z kobietą i jej dzieckiem udali się do szpitala. Lekarz zbadał chłopczyka i nie wykluczył stosowania wobec niego przemocy fizycznej - relacjonuje Ewa Kasińska ze śremskiej policji.
Matka "po kieliszku"
17-miesięczny synek trafił do rodziny pełniącej funkcję pogotowia opiekuńczego i razem z jej przedstawicielem trafił do szpitala w Poznaniu.
Jego mama, 24-letnia mieszkanka Śremu, została przez policjantów zatrzymana w miejscowej komendzie. Tam okazało się, że była nietrzeźwa. - Poddana badaniu na zawartość alkoholu w wydychanym powietrzu uzyskała wynik: 0,51 mg/l - relacjonuje policjantka. Daje to ponad jeden promil.
Młodej matce postawiono zarzut fizycznego i psychicznego znęcania się nad swoim dzieckiem. Na wniosek policji i prokuratury sąd zastosował wobec niej środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania.
Autor: ww/gp / Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24