- Od miesiąca na moim oddziale dzieci leżą na świetlicy, bo w salach brakuje miejsc. Nie ma już oddziału zakaźnego, więc ryzyko zakażeń wewnątrzszpitalnych jest ogromne. Na naszej pediatrii jest 20 łóżek, a pacjentów 23. Na 12 sal są tylko 3 izolatki. Powinniśmy ich mieć co najmniej 10, aby bezpiecznie hospitalizować dzieci - mówi Tomasz Jarmoliński, ordynator oddziału dziecięcego. Nie lepiej jest w innych szpitalach.
W okresie letnim łóżka na oddziałach pediatrii są obłożone w 30-40 proc. W okresie zachorowań, czyli jesienią i zimą, liczba ta drastycznie się zwiększa. Szpitale nie mają wolnych łóżek, aby przyjmować nowych pacjentów. W międzyrzeckiej placówce brakuje również oddziału zakaźnego, niezbędnego do utrzymania bezpieczeństwa dzieci. W związku z tym pacjenci ze "zwykłej" pediatrii obcują z dziećmi chorymi zakaźnie.
- Ja sama się tutaj zaraziłam wirusem. Nie ma izolatek, nie ma łazienek z osobnym wejściem dla dzieci z rotawirusami. Ogólnie panuje tu panika. Jak przychodzi nowe dziecko, to próbujemy chronić nasze. Żeby się nie bawiły razem, żeby nie dotykało jego zabawek. Tylko swoje, na własnym łóżku. Żeby dziecko nie złapało choroby, po każdym przejściu się korytarzem, czy wyjściu z toalety, ręce są myte i odkażane - mówi reporterowi TVN24 matka jednego z małych pacjentów szpitala.
Pieniędzy brak
Skąd takie problemy? Jak to zwykle bywa - przez pieniądze. A raczej ich brak. Ze względu na "niską opłacalność" w ostatnich latach w województwie lubuskim zamknięto osiem oddziałów pediatrii. Te, które działają, też borykają się z dużymi problemami finansowymi. Szpital w Międzyrzeczu ma podpisaną umowę z NFZ o pokryciu kosztów nadwykonań. Jej warunki nie są jednak wypełniane.
- To co wyprawia NFZ jest niedopuszczalne. W okresie zachorowań mamy potężne nadwykonania. Nie odmawiamy dzieciom. Dyrektorzy NFZ zapewniają, że będą za nie płacić, natomiast kiedy dochodzi do rozliczeń na koniec roku, otrzymujemy 40 proc. kwoty - mówi Kamil Jakubowski, prezes szpitala w Międzyrzeczu. - To nie do przyjęcia, nie pokrywa nawet kosztów. Reszta zostaje długiem szpitala. Powstaje dziura budżetowa, z którą muszę coś zrobić. Czy zamknąć niektóre poradnie dziecięce? Ograniczyć przyjęcia, albo zamknąć świąteczną pomoc dla dzieci? Nie wiem. Skoro urzędnicy są bezduszni w NFZ, to my chyba też musimy tacy być dla nich - dodaje.
Łóżka w świetlicy, będą też w magazynie
Bez odgórnej interwencji władz, według prezesa szpitala, raczej trudno będzie zmienić tę sytuację. Pediatria jest na samym dole drabiny, jeśli chodzi o finansowanie. A jak próbuje sobie radzić międzyrzecki szpital?
- Jeśli stan dziecka pozwala na leczenie ambulatoryjne, to staramy się raczej odsyłać dzieci do domów, pod opiekę lekarza rodzinnego, lub któregoś z naszych lekarzy. Jeśli dziecko przyjeżdża z np. biegunką rotawirusową, a kilkoro takich było u nas ostatnio, to musimy je gdzieś położyć. Wtedy zaczynają się problemy - przyznaje ordynator Jarmoliński.
Obecnie na kolejne pomieszczenie szpitalne, adaptowany jest stary magazyn. Trwają prace remontowe. Wkrótce ma być gotowy do przyjęcia nowych pacjentów.
Autor: ib / Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: tvn24