By dostać się do kościoła, mieszkańcy musieli pokonać ponad 20 km. Mieli też problemy z dotarciem do pracy. Wszystko z powodu przeprawy promowej na Warcie, która łączy Zatom Stary z Zatomiem Nowym. Została zamknięta na półtora miesiąca. Wróciła na początku grudnia dzięki sołtysowi, który zrobił uprawnienia i sam zaczął obsługiwać prom. Chce on jednak wrócić do swojej stałej pracy. Nowego operatora promu wciąż nie ma.
Te wsie leżące między Sierakowem a Międzychodem dzieli rzeka Warta. Na północy znajduje się Zatom Nowy, na południu Zatom Stary. Komunikację między nimi zapewnia przeprawa promowa.
Zaczęło się od śmierci
Prom dla mieszkańców był i jest czymś naturalnym. Przeprawiają się nim na drugą stronę rzeki, by skrócić sobie dojazd do pracy czy w niedzielę, by dostać się do kościoła. W październiku jednak na mieszkańców spadła jak grom z jasnego nieba wiadomość - zmarła właścicielka firmy dzierżawiącej prom.
- Prom stanął. To był dla ludzi szok - przyznaje sołtys Zatomia Nowego Roman Rabcewicz.
W ten sposób mieszkańcy wsi z dnia na dzień stracili szybkie i wygodne połączenie z Zatomiem Starym oraz z Sierakowem i Międzychodem. Szczególnie dojazd do tej ostatniej miejscowości jest dla nich ważny - tam pracuje większość mieszkańców. Zamknięcie promu oznaczało dla nich wydłużenie dojazdu z 6 km do 14 km, co więcej do Międzychodu musieli docierać drogą wojewódzką nr 198, która jest w fatalnym stanie i łatwo na niej uszkodzić samochód.
Sołtys zbawieniem wsi
Wtedy bohaterem Zatomia Nowego został sołtys. Wiedząc, jak ważny dla mieszkańców jego wsi jest prom, zrobił specjalne uprawnienia i sam zabrał się za jego obsługę. Przeprawę wznowiono na początku grudnia.
- Sołtys to funkcja społeczna. Ludzie mnie wybrali i czegoś ode mnie oczekują. Ja po prostu spełniam ich oczekiwania. Jak mogłem odmówić? - pyta retorycznie Rabcewicz.
Sołtys pracuje na umowę zlecenie do końca roku. Liczono, że do tego czasu Zarząd Dróg Wojewódzkich wyłoni nowego operatora. Urzędnicy mają z tym jednak spory problem. Przetarg już dwukrotnie musieli unieważnić - raz oferta byłą za droga, raz błędna. Teraz ogłoszono kolejny przetarg. Czas nagli.
- Nie wiemy co będzie po Nowym Roku. Mogę się poświęcić i popracować jeszcze w tej roli do końca stycznia. 1 lutego jednak zamknę przeprawę - mówi sołtys, który chce wrócić do swojej stałej pracy w nadleśnictwie.
Wielkopolski Zarząd Dróg Wojewódzkich w Poznaniu jednak uspokaja. - We wtorek mamy otwarcie kopert z ofertami. Jeśli tylko będą prawidłowe, do końca roku wybrany zostanie nowy operator - mówi Kinga Hedrych i dodaje, że w przypadku gdyby kolejny raz przetarg został unieważniony, kolejny zostanie ogłoszony kolejnego dnia, a jego ostateczne rozstrzygnięcie powinno zająć maksymalnie 14 dni.
Autor: FC / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Poznań