Kilkanaście ton śniętych ryb, ponad pół roku śledztwa i wreszcie zarzuty. Zdaniem śledczych podejrzani mieli celowo wlać do Warty trujące substancje, w tym środki owadobójcze.
Działania poznańskiej prokuratury należy ocenić jako przełom. Do masowego śnięcia ryb doszło w październiku 2015 roku. Trucizna wyrządziła spustoszenie nawet 70 kilometrów od miejsca, gdzie wpuszczono ją do rzeki. W mięśniach śniętych ryb stwierdzono wysokie stężenie transflutryny - środka insektobójczego, charakteryzującego się szybkim rozpuszczaniem w wodzie.
W grudniu Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska (WIOŚ) ustalił podmiot, który miał być sprawcą zatrucia, ale przez kilka kolejnych miesięcy nikomu nie postawiono zarzutów. Aż do maja.
Zarzuty dla czterech osób
Jak pisze "Głos Wielkopolski", poznańska prokuratura zebrała na tyle mocne dowody, żeby w końcu pociągnąć do odpowiedzialności osoby odpowiedzialne za katastrofę ekologiczną.
- Chodzi o popełnienie przestępstwa z artykułu, który mówi o spowodowaniu znacznych rozmiarów zniszczeń w świecie roślinnym lub zwierzęcym. Osoby te są podejrzane o zatrucie Warty szkodliwymi substancjami. Grozi im do 5 lat więzienia. Podejrzani nie przyznali się do popełnienia zarzucanego im przestępstwa - mówi w rozmowie z gazetą Magdalena Mazur-Prus, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Prokuratura nie podaje, kim są podejrzane osoby i czy są związane z firmą, która wskazywana była jako prawdopodobne źródło trującej substancji.
Kilkanaście lat powrotu do normalności
Postępowanie toczy się od ubiegłego roku; na razie nie wiadomo, jak długo może jeszcze potrwać.
WIOŚ ustalił, że trucizna nie zniszczyła ekosystemu rzeki, jednak - jak mówią eksperci - przywracanie zarybienia do pierwotnego stanu może zabrać nawet kilkanaście lat.
Autor: ib/r / Źródło: Głos Wielkopolski/TVN24 Poznań/PAP