Do sądu trafił akt oskarżenia przeciwko pielęgniarce, która w klinice medycyny naturalnej miała podać pacjentce wlew z DMSO. 36-latka po podaniu preparatu trafiła w ciężkim stanie do szpitala. Zmarła kolejnego dnia.
Śledztwo w sprawie śmierci 36-latki trwało dwa i pół roku. Lekarze, którzy walczyli o życie 36-latki w szpitalu im. J. Strusia w Poznaniu mówili, że 36-latce najprawdopodobniej podano w klinice DMSO, czyli dimetylosulfotlenek. Substancja ta jest w Polsce legalna i dostępna, ale nie figuruje na listach leków. Osoby uznające medycynę naturalną przypisują DMSO lecznicze właściwości.
Do sądu trafił akt oskarżenia w sprawie spowodowania śmierci 36-latki przeciwko Lucynie P. To pielęgniarka zabiegowa, która miała podać zmarłej kobiecie DMSO.
- Prokuratorzy zakończyli śledztwo, a akt oskarżenia został przesłany do sądu. Pielęgniarka jest oskarżona o nieumyślne spowodowanie śmierci - poinformowała tvn24.pl Anna Marszałek, rzecznik prasowy Prokuratury Regionalnej w Poznaniu.
Kobiecie grozi nawet pięć lat więzienia.
Nie przyznawała się
Jak informowaliśmy wcześniej, kobieta po przedstawieniu zarzutów nie przyznała się do winy, ale złożyła wyjaśnienia. Wobec pielęgniarki nie zastosowano żadnych środków zapobiegawczych.
W czasie śledztwa przesłuchano kilkadziesiąt osób, powołano też biegłych z Zakładu Medycyny Sądowej w Poznaniu.
- Wyniki sekcji zwłok wskazały, że do śmierci kobiety przyczynił się jeden ze składników zawarty w środku DMSO. Wiadomo, że znajdował się on w ilości przekraczającej normę dla człowieka. W toku postępowania ustalono, że istnieje szczegółowa instrukcja dotycząca tego, jakie roztwory i w jakich stężeniach należy zmieszać. Jest to kwestia indywidualna - mówiła nam w październiku 2019 roku Marszałek.
Nie udało się jej uratować
Do śmierci 36-latki doszło 15 stycznia 2019 roku. Kobieta, matka 8-miesięcznych bliźniaczek, dzień wcześniej trafiła do szpitala. Była w stanie bardzo ciężkim. Przywieziono ją tam prosto z kliniki medycyny integracyjnej, gdzie stwierdzono u niej zatrzymanie krążenia.
- Personel wezwał pogotowie ratunkowe, dokonano 35-minutowej resuscytacji pacjentki, następnie przewieziono ją do szpitala - informował wówczas Stanisław Rusek, rzecznik Szpitala im. J. Strusia w Poznaniu.
Kobieta została kompleksowo zbadana: toksykologicznie, laboratoryjnie, badanie krwi, rentgen klatki piersiowej, USG jamy brzusznej oraz tomograf komputerowy głowy. Niestety, jej stan się nie poprawiał. - Kobieta trafiła do oddziału anestezjologii i intensywnej terapii, gdzie następnego dnia zmarła - podawał Rusek.
DMSO (dimetylosulfotlenek), który podano kobiecie, to substancja, która jest stosowana jako rozpuszczalnik podczas analiz w laboratoriach. - W tak zwanym leczeniu wlewami przypisuje się DMSO właściwości antynowotworowe, dotleniania komórek, zmniejszanie zmęczenia. W medycynie konwencjonalnej nie jest ona uznawana i nie jest stosowana - tłumaczył tvn24.pl Eryk Matuszkiewicz, toksykolog.
Klinika, w której leczyła się kobieta, sama siebie nazywa kliniką medycyny naturalnej. Oferuje między innymi dożylne wlewy witaminowe wspomagające odporność oraz terapie wspierające, jak masaż terapeutyczny, zabiegi Bowena, refleksologię i poizometryczną relaksację mięśni.
Po śmierci kobiety klinika zamieściła wyrazy współczucia dla rodziny pacjentki. Później wydano oświadczenie odnoszące się do sposobu leczenia kobiety:
"Pacjentka leczona była metodami uznanymi i stosowanymi na całym świecie. Nadto chcemy z całą stanowczością podkreślić, że taka sama substancja jest powszechnie stosowana przy leczeniu np. bólów reumatoidalnych czy w stanach zapalnych. W związku z tym apelujemy, by nie wyciągać zbyt daleko idących wniosków i na tę chwilę nie łączyć zdarzenia z zastosowanym leczeniem" - napisano.
Źródło: TVN24 Poznań, Głos Wielkopolski
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock