Proces Filipa S., który jest oskarżony za oszustwa finansowe na kwotę ponad czterech milionów złotych, ruszył we wrześniu 2022 roku w Sądzie Okręgowym w Poznaniu. W piątek (21 listopada) strony miały wygłosić mowy końcowe. Rozprawa została jednak odwołana. Kolejny termin wyznaczono na 28 stycznia 2026 roku.
Mężczyzna w latach 2017-2019 miał pożyczać pieniądze na inwestycje w Afryce. Pożyczkodawców przekonywać miał sugestiami, że ma tam kontakty i że to przyszłościowy rynek. Wszystko uwiarygadniał zdjęciami - z politykami od prawa do lewa, od byłych prezydentów i premierów po lokalnych działaczy z Wielkopolski - które zamieszczał w mediach społecznościowych. Miał też twierdzić, że wkrótce zostanie ambasadorem w jednym z krajów afrykańskich.
Miliony "na pomarańcze"
Według informacji podawanych w 2020 roku przez dziennikarza "Głosu Wielkopolskiego" Filip S., były radny jednego z poznańskich osiedli, miał przekonywać pożyczkodawców między innymi, że zostanie ambasadorem RP w Egipcie lub przedstawicielem Unii Europejskiej w Sudanie w randze ambasadora.
- To pojawia się w zeznaniach pokrzywdzonych. Jest to element wprowadzenia w błąd - wytworzenie sytuacji, która zachęcałaby te osoby do udzielenia pożyczek - mówił Łukasz Wawrzyniak, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Podejrzany miał zwracać się do poszkodowanych o udzielenie pożyczek na różne inwestycje, m.in. zakup pomarańczy do produkcji soku.
Nigdy nie był pracownikiem resortu dyplomacji
W lutym 2021 roku, po wszczęciu śledztwa w sprawie oszustw samozwańczego przyszłego ambasadora, wiceszef Ministerstwa Spraw Zagranicznych Szymon Szynkowski vel Sęk przekazał, że Filip S. nigdy nie był pracownikiem resortu dyplomacji, nie był też rozważany na żadne funkcje dyplomatyczne, konsularne czy ambasadorskie. Szynkowski vel Sęk poinformował wówczas, że władze Sudanu miały wskazać, iż rozważają kandydaturę Filipa S. na konsula honorowego, ale ostatecznie nie doszło do powołania go na to stanowisko.
Zarzucono mu 13 oszustw
Filipowi S. prokuratura przedstawiła w sumie 13 zarzutów oszustwa i oszustwa w stosunku do mienia znacznej wartości powyżej 200 tysięcy złotych.
- Zostały popełnione w okresie kilku lat i w skrócie przedstawiają sposób jego działania, który jest podobny. Najpierw kreował wizerunek osoby, która jest zamożna, która zna wiele znanych osób, która jest osobą bardzo obrotną, pracował też w spółkach, które zajmowały się współpracą z państwami afrykańskimi, bywał tam również, w tym na misjach gospodarczych (...) Nigdy tak naprawdę nie doszło do zawiązania jakiejś formalnej współpracy z państwami afrykańskimi i realnych interesów, które mogły być tak dochodowe, jak to przedstawiał. Na tej podstawie trafiał do osób, które stać było, by zainwestować środki w te interesy i - kreując swój wizerunek - pożyczał od nich pieniądze - mówił Łukasz Trepiński z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Pożyczek nigdy nie zwracał. Gdy proszono go o ich zwrot, najpierw miał zwodzić swoich wierzycieli, a potem zrywać z nimi kontakty.
Według wyliczeń śledczych, łączna szkoda jaką miał wyrządzić wierzycielom Filip S. to około 4,2 miliona złotych.
Powoływał się na znajomość z sudańskim wojskowym
S. nie przyznał się do zarzucanych mu czynów. Twierdził, że część użyczonych mu kwot była pożyczkami, które zostały przynajmniej w części zwrócone.
W sądzie na pierwszej rozprawie odczytano jego wyjaśnienia. S. zwracał uwagę, że część poszkodowanych korzystała z jego doświadczenia w prowadzeniu interesów w Egipcie czy Sudanie. Niektórzy poszkodowani mieli nie interesować się szczegółami przedsięwzięć, jakie miał przeprowadzić oskarżony. - Od kilku lat interesuję się i działam na rzecz budowy relacji między Polską a Afryką. Angola, Sudan, Egipt to kraje moich zainteresowań. Początkowo działałem pod szyldem stowarzyszenia "ProAfrica", później w ramach moich spółek. Działalność przejawiała się w organizowaniu misji gospodarczych - wskazał oskarżony w wyjaśnieniach.
Dodawał, że zawsze "działał społecznie" i zasiadał w różnych gremiach oraz działał pro bono. - W sposób szczególny upodobałem sobie Egipt, bo uważam, że to gospodarcza przyszłość Afryki - zaznaczał. Oceniał, że w Polsce mało kto może pochwalić się takimi kontaktami, jakie miał on w krajach afrykańskich.
Wyjaśniał, że po zniesieniu w 2017 roku sankcji gospodarczych nałożonych przez USA na Sudan, w tym afrykańskim kraju "rynek chłonął wszystko", a on poznał wojskowego, z którym zaczął współpracować w sprawie handlu "na tak zwanej giełdzie sudańskiej". Filip S. miał mu początkowo przekazać kilka tysięcy dolarów na inwestycję, która zwróciła się z 30-procentowym zyskiem. - Sudan, widząc moje zaangażowanie, nominował mnie na honorowego konsula w Polsce - zaznaczał oskarżony. Dodał, że odebrał nominację w ambasadzie Sudanu w Berlinie, ale nie otrzymał jej potwierdzenia z MSZ.
Filip S. w swoich wyjaśnieniach przyznał, że pożyczał pieniądze na swoje inwestycje, po czym przekazywał je wspomnianemu wojskowemu. Oskarżony wskazał, że po zmianach rządów w Sudanie w 2019 r. jego lokalni partnerzy stracili na znaczeniu. Ocenił, że jego wierzyciele "nie rozumieli Afryki, rozumieli tylko cyfry przed oczami". Oskarżony miał zwrócić się po pomoc m.in. do polskiego MSZ, ale jej nie uzyskał.
Przekonywał, że zyski z prowadzonych przez niego inwestycji sięgały 20-40 proc., a na każdej zarabiał około 3 proc. jej wartości. Filip S. twierdził w swoich wyjaśnieniach m.in., że chciał zainteresować Lotos barterową sprzedażą oleju do Sudanu w zamian za warzywa i owoce.
Filip S. podkreślał w swoich wyjaśnieniach, że część wierzycieli starających się odzyskać pożyczone mu pieniądze "działała jak zorganizowana grupa przestępcza" rzekomo rozpowszechniając na jego temat kompromitujące materiały. Ocenił, że spłaciłby swoje długi, pracując w Egipcie, ale na przeszkodzie stanęły pandemia i medialne publikacje na jego temat.
"Ewidentnie stworzył jakąś piramidę finansową"
Jedna z poszkodowanych mówiła dziennikarzom, że oskarżony wzbudzał zaufanie. - Przedstawiał się jako ambasador. Tak też osoby nominowane przedstawiały nam tego człowieka tak, że gdybyśmy wiedzieli, że nie jest osobą, za którą się podaje, to w życiu byśmy nie pożyczyli tych pieniędzy - zaznaczyła. Dodała, że pożyczyła mu pieniądze w drodze aktu notarialnego, ale oskarżony pieniędzy nie zwrócił. - Ewidentnie stworzył jakąś piramidę finansową. Troszeczkę oddawał jednym poszkodowanym, innym w ogóle nie. Ja od niego nic nie otrzymałam - opisała.
Dodała, że oskarżony w mediach społecznościowych "pokazywał się z ludźmi z pierwszych stron gazet, z politykami". - Cały czas sprawiał pozory osoby, która ma kontakty, porusza się w środowisku polityków (...) Ja go poznałam w towarzystwie profesorów Wyższej Szkoły Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa, na wykładach. Zaufałam też ludziom, których znałam, a którzy jego znali i to są ludzie, którzy naprawdę mają stanowiska i też są oszukani - powiedziała.
Prokurator Trepiński po rozpoczęciu procesu przyznawał w rozmowie z dziennikarzami, że nie wszyscy oszukani przez oskarżonego wyrazili zgodę na udział w postępowaniu karnym przeciwko S. Wskazał, że inwestycje rzekomo prowadzone przez Filipa S. nie są w żaden sposób udokumentowane. - Nikt nie robi takich biznesów, z takim rozmachem jak oskarżony, nie mając na to kompletnie żadnych dokumentów - stwierdził.
- Cały sposób działania polegał na tym, że oskarżony prowadził jakieś rozmowy, brał udział w jakichś fundacjach, natomiast z tego nie wynikały żadne z tych biznesów, na które on się powołuje. Także to był jeden z elementów kreowania swojego wizerunku (...) to tylko służyło temu, żeby się uwiarygodnić, żeby pożyczyć kolejne kwoty - powiedział prokurator.
Trepiński przyznał, że nie udało się ustalić, co oskarżony faktycznie zrobił z przekazanymi mu pieniędzmi. Dodał, że prawdopodobnie część została wykorzystana do spłaty części zadłużenia Filipa S.
- Mojemu klientowi nie udały się oczywiście biznesy i trzeba podzielić zarzuty na dwie części - ludzi, którzy szli świadomie w te biznesy, ryzykując (...) i część, którzy udzielali pożyczek. No i te pożyczki, albo zostały tylko w części spłacone, albo nie zostały spłacone - broniła swojego klienta adwokat Żanna Dębska, obrońca oskarżonego.
Za zarzucane oszustwa Filipowi S. grozi nawet 10 lat więzienia.
Pierwowzór postaci granej przez Fronczewskiego
Podobna historia zdarzyła się w Polsce ponad pół wieku temu. W 1969 roku oszust i fałszerz Czesław Śliwa, znany m.in. jako Jacek Ben Silberstein i Jacek Zilbercfaig, podając się za dyplomatę zaczął organizować we Wrocławiu fikcyjny konsulat generalny Austrii. Pozyskanym do tego przedsięwzięcia współpracownikom oszust obiecywał wysokie wynagrodzenie. Przekazał im również fałszywe dokumenty, poświadczające nadanie im stanowisk w rzekomym konsulacie.
Zatrudnieni przez fałszywego konsula udzieli mu pożyczek oraz świadczyli nieodpłatnie usługi na jego rzecz. Śliwa-Silberstein wraz z rzekomymi pracownikami konsulatu podróżował po całej Polsce, poszukując swoich następnych ofiar.
Silberstein został aresztowany po reakcji ambasady Austrii, do której, o zapłatę za wynajmowany przez oszusta lokal, zgłosiła się dyrekcja wrocławskiego hotelu Monopol. Na kanwie historii Czesława Śliwy w 1989 roku powstał film "Konsul" w reżyserii Mirosława Borka. Główną rolę fałszywego konsula zagrał Piotr Fronczewski.
Autorka/Autor: FC/ tam
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Jakub Kaczmarczyk/PAP