Razili paralizatorem, krępowali i bili. Policjanci skazani za znęcanie się nad zatrzymanymi

Policjanci skazani za znęcanie. Razili paralizatorem krępowali bili
Policjanci skazani za znęcanie. Razili paralizatorem, krępowali, bili
Źródło: TVN 24

Pięciu policjantów z Siedlec oskarżonych o znęcanie się nad zatrzymanymi w sprawie napadu na jubilera, zostało skazanych na kary więzienia. Mieli ich razić paralizatorem w okolice genitaliów, bić pałką, kopać, polewać wodą i zaklejać im usta. Jeden z zatrzymanych - 19-letni chłopak - tydzień później popełnił samobójstwo.

Policjanci Wiesław P., Grzegorz R., Adam Ch., Grzegorz P. oraz Jarosław K. zostali oskarżeni o to, że w 2012 r. w komendzie w Siedlcach, aby wymusić zeznania, bili trzech zatrzymanych mieszkańców Ostrowa Wlkp.

Ostrowianie byli podejrzani o kradzież biżuterii ze sklepu jubilerskiego, do której doszło w 2012 r. w Siedlcach. Po przesłuchaniu przyznali się do winy i zostali wypuszczeni na wolność. Jeden z nich - 19-letni chłopak - tydzień później popełnił samobójstwo, a jego dwaj koledzy i rodzice zmarłego oskarżyli funkcjonariuszy o psychiczne i fizyczne znęcanie się podczas przesłuchania.

Skazani, z zakazem wykonywania zawodu

Sąd Rejonowy w Ostrowie Wielkopolskim uznał funkcjonariuszy za winnych popełnionych czynów i skazał na kary od roku do 2 lat i 2 miesięcy więzienia. Jedynie jeden z nich usłyszał wyrok w zawieszeniu.

Były naczelnik wydziału kryminalnego Komendy Miejskiej Policji w Siedlcach Wiesław P. został skazany na 2 lata i 2 miesiące więzienia oraz zakaz zajmowania stanowisk kierowniczych w policji przez 5 lat. Policjant Adam Ch. usłyszał wyrok 1 roku i 8 miesięcy więzienia oraz zakaz pracy w policji przez 5 lat. Grzegorza P. sąd skazał na 1 rok i 10 miesięcy więzienia oraz zakaz pracy w policji przez 5 lat. Wyrok 1 roku i 3 miesięcy więzienia oraz 3 lata zakazu pracy w policji usłyszał Jarosław K. Natomiast Grzegorz R. został skazany na 1 rok więzienia w zawieszeniu na okres 3 lat oraz zakaz wykonywania zawodu policjanta przez 3 lata.

- Zachowania oskarżonych różniły się intensywnością, stąd różne wyroki - powiedziała sędzia Beata Kośmieja.

Ponadto wszyscy otrzymali zakaz wykonywania zawodu na okres od trzech do pięciu lat. W praktyce - jeśli wyrok się uprawomocni - już nigdy nie wrócą do służby, bo zgodnie z Ustawą o Policji, funkcjonariusz nie może być skazany za przestępstwo.

Cała piątka musi też wypłacić zadośćuczynienie dla rodziców Jędrzeja K.

Rodzice chcieli wyższej kary

Rodzice Jędrzeja prosili w sądzie o maksymalny wymiar kary dla policjantów - 10 lat więzienia.

Przed ogłoszeniem wyroku Tomasz Kryszkiewicz, ojciec zmarłego chłopaka mówił, że syn wyznał, że był torturowany.

- Syn zostawił list pożegnalny. Napisał "wybaczcie mi (...), tylko w ten sposób mogłem się uratować" – powiedział Kryszkiewicz.

Małgorzata Kryszkiewicz mówiła, że życia jej dziecku nic nie wróci, "ale ma nadzieję, że kara adekwatna do zbrodni, której się dopuścili bandyci w policyjnych mundurach, czyli do pokazu bestialstwa i sadyzmu, może uchroni innych młodych ludzi".

- Nasza trauma będzie trwać do końca życia - powiedziała przed wyrokiem.

Po ogłoszeniu wyroku nie kryli zadowolenia. Jak podkreślała Małgorzata Kryszkiewicz, najistotniejszy nie jest wymiar kary, a sam fakt uznania policjantów za winnych i skazania ich za znęcanie się nad jej synem i jego kolegami.

"Byli siepacze i ktoś, kto sprawował nad nimi nadzór"

Zdaniem oskarżyciela posiłkowego Pawła Murawskiego policjanci konsekwentnie realizowali przyjętą wcześniej przez siebie koncepcję i robili to niezależnie od tego, czy zatrzymani przyznawali się do winy, czy też nie.

- Rażenie paralizatorem w okolice genitaliów, bicie pałką w czubek głowy, po kostkach i piętach, kopanie w kręgosłup i łydki, polewanie wodą. I ciągłe psychiczne znęcanie się - wyliczał sposoby znęcania się Murawski.

Jego zdaniem celem oskarżonych nie było rozwiązanie sprawy, bo ta była rozwiązana w momencie zatrzymania. - To był metodycznie realizowany przyjęty przez nich z góry scenariusz. Byli do tego przygotowani. Mieli własne dwa paralizatory, wodę i ręczniki oraz miskę, byli w stanie realizować najbardziej wymyślne tortury (...). Widać pomiędzy poszczególnymi policjantami swoisty podział obowiązków. Byli siepacze i ktoś, kto sprawował nad nimi nadzór. I weryfikował, czy sposób realizacji celu jest skrupulatny – powiedział Paweł Murawski.

Obrońca mówił o rozbieżnościach w dowodach

Obrońca oskarżonych policjantów adwokat Paweł Urbanek mówił, że zebrane przez prokuraturę dowody "nie przystają do aktu oskarżenia" i że nie ma żadnych dowodów winy funkcjonariuszy. - Mam pretensję do prokuratury, że jeszcze na etapie postępowania przygotowawczego nie zweryfikowała informacji na temat rozbieżności w dowodach - mówił.

Przed sądem obrońca dowodził, że nie ma dowodów na winę oskarżonych a zeznania pokrzywdzonych charakteryzują "nieprawdopodobieństwa i nielogiczności". - Wszyscy pamiętali drastyczne opisy, ale nie pamiętali konfiguracji, nie byli w stanie dokonać procesu myślowego i połączyć konkretnych obrażeń z metodami tortur - tłumaczył Urbanek.

Jak przekonywał, sprawa jest drastyczna, gdy słucha się opisu, "ale ważkość materiału dowodowego i wartość procesowa nie udowadnia niczego".

Według adwokata, mężczyzna, który popełnił samobójstwo, mógł być rażony paralizatorem, ale nie przez policjantów.

- Podczas przesłuchania zdradził środowisko przestępcze, z którego się wywodził. Obawiał się reakcji, więc postanowił to rozwiązać odbierając sobie życie - powiedział obrońca policjantów.

Policjanci prosili sąd o uniewinnienie i uwzględnienie szczegółów sprawy.

Autor: FC/gp / Źródło: PAP, TVN 24 Poznań

Czytaj także: