Dwa lata po wypadku, po którym zmarła 13-letnia rowerzystka, sąd w Lesznie skazał kierowcę na 5 lat i 3 miesiące więzienia. Mężczyzna w momencie zdarzenia był po użyciu środków odurzających, po wypadku miał ukryć w lesie narkotyki. Mimo to do aresztu miał trafić dopiero po ogłoszeniu wyroku. Ale, choć minęły cztery miesiące, wciąż tam nie trafił.
O sprawie informuje Onet.pl, do którego trafił list matki 13-latki. Kobieta mierzy się z silnym poczuciem niesprawiedliwości w związku z tym, że sprawca wypadku, były policjant, wciąż nie odczuwa konsekwencji spowodowania wypadku, w którym zginęła jej córka.
"Zero skruchy, pokory, refleksji, że zabił czyjeś dziecko, nie mówiąc już o próbie kontaktu i jakiejkolwiek formie przeprosin" — pisze w liście do Onetu pani Monika.
Tragedia na przejeździe rowerowym
Do wypadku doszło 16 lipca 2021 roku po godzinie 19 na trasie Leszno-Pawłowice na wysokości wsi Nowy Świat. Kierujący skodą Krystian G., wówczas 30-letni mieszkaniec gminy Lipno, potrącił 13-letnią rowerzystkę na przejeździe rowerowym. Z ustaleń policji wynikało, że kierowca poruszał się bardzo szybko - świadczyły o tym ślady na jezdni po długim hamowaniu oraz fakt, że rower, którym poruszała się dziewczynka znalazł się kilkanaście metrów od miejsca zdarzenia.
Nieprzytomną nastolatkę z poważnymi obrażeniami przetransportowano śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego do szpitala w Poznaniu. Kilka dni później dziewczynka zmarła.
Sprawcą wypadku jest były policjant.
Pierwotnie mężczyzna miał odpowiadać jak za zwykły wypadek. Prokuratura nie wnioskowała wówczas o jego areszt.
Skąd taka decyzja? Łukasz Wawrzyniak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, tłumaczy tvn24.pl czym kierowała się wtedy Prokuratura Rejonowa w Lesznie: - Nie było podstaw do stosowania tymczasowego aresztowania. Mężczyzna nie był karany, zarzucano mu wypadek, wtedy jeszcze bez skutku śmiertelnego. Badanie stanu trzeźwości przy użyciu analizatora wydechu oraz badanie przy użyciu testerów narkotykowych dały wynik negatywny, sprawca został na miejscu zdarzenia - wylicza.
Materiał dowodowy, którym dysponowali wówczas śledczy, "nie pozwalał na stwierdzenie stopnia naruszenia przez niego zasad bezpieczeństwa w ruchu drogowym". - Nie pozwalał on na stwierdzenie, czy w momencie zdarzenia przekroczona została prędkość dopuszczalna w miejscu zdarzenia - wyjaśnia Wawrzyniak.
Jak mówi, dlatego prokuratura zastosowała wobec podejrzanego środki zapobiegawcze w postaci dozoru policji, poręczenia majątkowego oraz zakazu opuszczania kraju. - Na kwestię stosowania środków zapobiegawczych, żadnego wpływu nie miał fakt, że ten pan wcześniej był policjantem - przekazuje Wawrzyniak.
Śmierć dziewczynki nie zmieniła decyzji
Po śmierci dziewczynki zarzut został mu zmieniony na spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Groziła mu za to kara do 8 lat więzienia. Mimo to, śledczy nie zdecydowali się na zmianę środków zapobiegawaczych.
- Sądy najczęściej wskazują, że sama surowa kara nie stanowi przesłanki do zastosowania tymczasowego aresztu. Stosuje się je wówczas, jeśli istnieje realna obawa ucieczki lub utrudniania postępowania przygotowawczego. Takiej obawy nie było, mimo że zmieniła się kwalifikacja. Tu tych wszystkich elementów utrudniania prawidłowego toku postępowania ze strony podejrzanego nie było - wyjaśnia Wawrzyniak.
Ale środków zapobiegawczych nie zmieniono nawet po tym, gdy na jaw wychodziły kolejne ustalenia śledczych oraz okoliczności wypadku.
Znaleźli biały proszek
Po wypadku, jak podaje Onet.pl, przy przeszukaniu Krystiana G., policjanci znaleźli woreczek z białym krystalicznym proszkiem (późniejsze badania wykazały, że była to amfetamina). Zlecono wtedy badanie krwi, po którym okazało się, że w momencie zdarzenia był po zażyciu środka odurzającego. Dodatkowo jeden ze świadków zeznał, że po tragedii mężczyzna miał pobiec do lasu, by wyrzucić woreczek z kolejną porcją narkotyków.
Policjanci go znaleźli. - Nie można było jednak z automatu przyjąć, że ujawniony woreczek z zawartością tych narkotyków należał do podejrzanego - mówi Wawrzyniak. Na korzyść podejrzanego wpłynął fakt, że ilość narkotyków była niewielka.
Miał zaatakować policjantów w Kołobrzegu
Kolejna rzecz potencjalnie świadcząca na niekorzyść Krystiana G., to kwestia wydalenia ze służby. Onet.pl podaje, że mężczyzna w latach 2012-2019 pracował w Komendzie Miejskiej Policji w Lesznie, w Wydziale Prewencji. "Wyleciał" po tym, gdy latem 2019 roku w Kołobrzegu przed wejściem na festiwal muzyki elektronicznej będąc pod wpływem alkoholu i środków odurzających zaatakował po cywilnemu interweniujących wobec niego policjantów.
Za ten czyn - jak pisze Onet.pl - jednak nie odpowiedział. Sprawa została umorzona po tym, jak biegli stwierdzili, że G. cierpi na zaburzenia psychiczne. Z tego samego powodu umorzono inną sprawę - o zniszczenie mienia, która została wszczęta przeciw niemu w 2020 r. Z formalnego punktu widzenia był więc osobą niekaraną.
Biegli wykazali, z jaką jechał prędkością
Krystian G. podczas postępowania nie przyznawał się do spowodowania wypadku. Twierdził, że jechał prawidłowo, że widok zasłoniły drzewa i krzewy, a przejazd rowerowy był za łukiem drogi, a do tego 13-latka - jak przekonywał - nie zachowała szczególnej ostrożności.
Biegli z kryminalistycznej rekonstrukcji wypadków stwierdzili jednak, że jechał niemal dwa razy szybciej niż powinien - około 129 km/godz., podczas gdy znaki pozwalały na jazdę do 70 km/godz.
Nie trafił do aresztu
W lipcu 2023 r. sąd w Lesznie skazał Krystiana G. na 5 lat i 3 miesiące więzienia. Wyrok był nieprawomocny, decyzją sądu, Krystian G. do czasu jego uprawomocnienia miał zostać tymczasowo aresztowany. Mężczyzny nie było na ogłoszeniu wyroku. Sam nie zgłosił się do aresztu. Jak podaje Onet.pl, do teraz przebywa na wolności. "Policja twierdzi, że skoro sąd nie wydał listu gończego, to go nie szuka. Z kolei sąd w Lesznie wskazuje, że zlecił policji poszukiwania oskarżonego, a wydanie listu gończego wcale nie jest obowiązkiem" - pisze Onet.pl.
Rozprawa odwoławcza odbędzie się w grudniu w Sądzie Okręgowym w Poznaniu.
Źródło: Onet.pl
Źródło zdjęcia głównego: KMP Leszno