"Obaj z Kalisza zamurowaliśmy tą kartkę na pamiątkę. Kto znajdzie tą kartkę, to sobie przypomni hitlerowską wojnę z ludźmi jak to krzyżaki ludzi wysiedlali" - brzmi treść listu z butelki znalezionego w poczekalni dworca w Nowych Skalmierzycach. Wiadomość czekała na znalazcę ukryta w ceglanej ścianie od 1941 roku. - Autorzy byli świadkami wsiadania ludzi do bydlęcych wagonów i wywożenia ich do niemieckich obozów koncentracyjnych - mówi lokalny historyk.
Pracownicy znaleźli zamurowaną w ścianie butelkę, a w niej list napisany w 1941 r. – poinformował na swoim profilu facebookowym burmistrz Jerzy Łukasz Walczak. Okazało się, że list został napisany 15 marca 1941 roku przez dwóch mężczyzn, którzy - jak wynika z treści - byli przymusowymi robotnikami w czasie hitlerowskiej okupacji.
Rozbita butelka, porwana kartka, ale tekst się zachował
Autorami rękopisu są Jan Karolewski ur. 27.01. 1902 r. i Władysław Sobański ur. 13.05.1900 r. Proszą w liście, by ten, kto go odnajdzie, wspomniał o nich i hitlerowskiej niewoli. "Obaj z Kalisza zamurowaliśmy tą kartkę na pamiątkę. Kto znajdzie tą kartkę, to sobie przypomni hitlerowską wojnę z ludźmi jak to krzyżaki ludzi wysiedlali" - napisali. Kartka ma uszkodzone brzegi, ale tekst jest czytelny.
"Skalmierzyce, dnia 15.03.1941. Na tej ścianie pracowali murarze Karolewski Jan, urodzony dnia 27.01.1902, Sobański Władysław, ur. dnia 12.05.1900. Obaj z Kalisza zamurowaliśmy tą kartkę na pamiątkę. Kto znajdzie tą kartkę to sobie przypomni hitlerowską wojnę z ludźmi jak te krzyżaki ludzi wysiedlali".
Na wiadomość natknął się jeden z pracowników, który pomagał w wyburzeniach części ścian poczekalni. - Buteleczka wzbudziła niemałą sensację. Okazało się, że zostawiła ją w 1941 roku ekipa rzemieślnicza, która również pracowała przy przebudowie, przy zmianie funkcji tego pomieszczenia - mówi Szymon Rubik, aktualny kierownik tamtejszych prac budowlanych.
- To była mała buteleczka, jej dno zostało rozbite, bo było przyduszone przez cegły i zostało w ścianie. Ale ostatecznie udało się całość ostrożnie odpakować - opowiada Rubik. Jak mówi, od razu przekazali karteczkę do urzędu miejskiego.
Obóz przejściowy przy szkole, potem przemarsz na dworzec
Miejscowy historyk Jerzy Wojtczak próbuje odpowiedzieć na pytanie, czego dokładnie mogli być świadkami Jan Karolewski i Władysław Sobański. - Widzieli pracę stacji, która polegała oczywiście na transporcie kolejowym. A z informacji historycznych wiemy, że rok 1940, 1941 to był nasilony okres wywozu miejscowej ludności do obozów pracy i Generalnej Guberni - tłumaczy.
- Dobytek pakowano i wywożono, również na tereny wschodnie, na Zamojszczyznę, do Lubelskiego - opowiada.
Jak mówi, w Nowych Skalmierzycach ostała się jeszcze jedna, bardzo cenna pamiątka, która trochę pomaga zrozumieć, jak wyglądała codzienność mieszkańców prawie 80 lat temu. - Początek '40 roku, kwiecień, maj. Wywóz ludności do Dachau, Mauthausen. Przy szkole podstawowej stworzono wtedy obóz przejściowy. Niemcy gromadzili tam ludność "niesłuszną politycznie", taką, która była zaangażowana wojskowo, harcerzy, gimnazjalistów - wylicza Wojtczak.
- Pozostały nam zapiski z tamtego okresu, z przemarszu na dworzec, wsiadania do pociągów i wywożenia w bydlęcych wagonach na teren obozów koncentracyjnych - dodaje. - Ci murarze na pewno byli tego świadkami, pragnęli zachować pamięć o tym, co widzieli, na tej małej karteczce, która dzisiaj jest niezwykłym dokumentem tamtych czasów - mówi o autorach.
Niewykluczone, że znajdą się kolejne, jeszcze starsze. Pierwszy dworzec kolejowy dla stacji Nowe Skalmierzyce wzniesiono w tym samym miejscu co dziś już w 1896 roku, obecna bryła budynku powstała w 1906 roku.
Życie pisze różne historie
Burmistrz Nowych Skalmierzyc Jerzy Łukasz Walczak skomentował zdarzenie: "Nie tylko we filmach lub na kartach książek... Życie też pisze czasem niewiarygodne historie. 79 lat przeleżał w butelce niewielki liścik, który odkryli pracownicy zajmujący się remontem poczekalni na naszym dworcu. Przedmiot zamurowano, a więc przy wyciąganiu szkło uległo uszkodzeniu, ale wiadomość nadal można odczytać"– poinformował na swoim profilu.
Na wieść zareagowali mieszkańcy gminy, którzy zasugerowali w komentarzach, by zacząć poszukiwania potomków autorów listu, żeby dowiedzieć się, jak potoczyły się ich losy.
Burmistrz poinformował, że sprawą zajmie się gminny archiwista. Zapewnił też, że list zostanie w odpowiedni sposób wyeksponowany.
Źródło: PAP/TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24