Zrabowane kwoty i zuchwałość bandytów szokują. Największe skoki na kasę w historii Polski

Zuchwałość bandytów zadziwia. Zrabowali miliony, nie wszystlkich udało się zatrzymać

Trwają poszukiwania konwojenta, który przed miesiącem ukradł w podpoznańskim Swarzędzu 8 mln złotych. Funkcjonariusze publikują wizerunek mężczyzny i proszą o pomoc w jego poszukiwaniach. Była to jedna z najbardziej spektakularnych kradzieży w historii Polski. Przypominamy te, które wstrząsały opinią publiczną - kiedy szokowały zrabowana kwota, sposób działania bandytów czy niesłychana wręcz brutalność. Nie wszyscy z tych złodziei stanęli przed sądem i nie wszystkie pieniądze udało się odzyskać.

Stanisław Antoni Cichocki, ps. "Szpicbródka" był znanym włamywaczem Ilustrowany Kuryer Codzienny - 1932 rok, nr 248

To mógł być skok stulecia. Syn stróża pokrzyżował plany "Szpicbródki"

Prekursorem wielkich skoków na polskie banki był kasiarz Stanisław Cichocki, ps. Szpicbródka. Ten doświadczony włamywacz w grudniu 1929 r. próbował obrabować Bank Polski w Częstochowie.

Słynny "Szpicbródka" kupił nawet sąsiadujące z placówką mieszkanie, planował bowiem wybić dziurę w ścianie. Nie zdążył. Pierwszą próbę pokrzyżował mu syn nocnego stróża, który przyszedł do ojca z kolacją. Drugiej nie podjął, bo kończyły mu się pieniądze. Okradł jubilera i wpadł. Został aresztowany. Gdyby mu się udało, byłby to najprawdopodobniej największy skok na bank w Europie. Szacuje się, że łupem grupy "Szpicbródki" mogło paść wtedy nawet 30 mln złotych, co dzisiaj byłoby rekordową kwotą ponad 300 mln złotych! (przyjmując, że współczesne 10 złotych to złotówka w latach 30. XX wieku). To byłby nie tylko zdecydowanie największy napad w historii Polski, ale też jeden z największych na świecie.

Szanowani obywatele obrabowali bank

W 1962 r. w Wołowie grupa szanowanych obywateli miasta okradła oddział Narodowego Banku Polskiego. Mechanik, bankier, rymarz i taksówkarz dokonali największego skoku na bank w historii PRL. Złodzieje obezwładnili strażnika, przebili dziurę w suficie, by z piwnicy dostać się do środka skarbca stojącego na parterze, i rozwiercili drzwi. Po kilku godzinach ze skarbca zniknęło ponad 12,5 mln złotych. Po rabusiach w placówce pozostały zgliszcza: połamane drzwi kasy pancernej, kupa gruzu i... porozrzucane wszędzie woreczki z bilonem. Na jego zabranie złodzieje nie mieli sił - był za ciężki. Sprawę przez ponad miesiąc badali śledczy z całej Polski. Rozwiązać mogli ją szybciej, bo uciekających mężczyzn zauważył sąsiad jednego z nich. "Masz tu pieniądze i trzymaj język za zębami. Pamiętaj, gdybyś chciał gadać, co może czekać ciebie i twoją rodzinę" - zagroził Józef S. Ostatecznie w rozwikłaniu zagadki pomogła żona jednego ze złodziei. - Okazało się, że kobieta bez wiedzy swojego małżonka uszczknęła sobie banknot, by zrobić zakupy - przypomina Andrzej Manasterski, historyk i regionalista. Milicjanci odzyskali ponad 11,5 mln złotych. Złodzieje wydali tylko niewielką część gotówki. Resztę spalili, bo bali się podejrzeń. Członkowie nieformalnej grupy przed sądem zeznawali: przywódca grupy Mieczysław F. nas terroryzował, wzięliśmy w tym udział ze strachu. Jednak sąd nie uwierzył w te tłumaczenia. Po trwającym kilkanaście dni procesie i przesłuchaniu 52 świadków zawyrokował: dożywocie dla pięciu członków grupy. Później wyroki zamieniono na kary 25 lat więzienia.

F. miał zmusić swoich kompanów siłą do udziału w skoku na bankSłowo Polskie - 08.12.1962

Czytaj więcej na ten temat

Sąd zdecydował. Rabusie zostali skazani na dożywocieSłowo Polskie - 16.12.1962

"Dżentelmeni" z Poznania obejrzeli film i obrabowali pocztę

Inspiracją do skoku może być scenariusz filmowy. Tak było w przypadku napadu na konwój na poznańskiej Wildzie sprzed pół wieku. Łupem bandytów padło 1,2 mln złotych.

11 listopada 1964 r. przed budynek poczty przy ul. Dzierżyńskiego (dziś 28. Czerwca 1956 r.) podjechał ambulans pocztowy. Z nysy wysiadł jeden z konwojentów i udał się do budynku po worek, w którym znajdowało się 700 tys. złotych. Dwóch pozostałych pilnowało samochodu, w którym już było pół miliona złotych. Kiedy inkasent wracał do samochodu, na podwórze poczty wbiegło trzech uzbrojonych napastników. Wyrwali mu worek z 700 tys. i pobiegli do ambulansu po resztę łupu. Padły strzały. Jeden z konwojentów został raniony w udo. Pracownicy poczty, słysząc hałas, zaczęli wybiegać na ulicę, a napastnicy uciekać. Dwóch z nich wsiadło do taksówki stojącej za rogiem ulicy, trzeci, z workiem z pieniędzmi i bronią w ręku, uciekał ulicą. Gonił go kierowca ambulansu, krzycząc: "milicja, łapać ich!". W sukurs przyszli mu trzej nastolatkowie z Wildy. Gdy bandyta mijał w biegu 14-letniego Mariana Siudzińskiego, ten podstawił mu nogę. Jego kolega Bogumił Zaraś od razu rzucił się, by obezwładnić złodzieja. Podczas szamotaniny broń wystrzeliła i raniła Siudzińskiego. Rabusia udało się jednak zatrzymać i przekazać milicji. Pozostali napastnicy uciekli taksówką do Lasku Dębińskiego. Tam wysiedli z auta, żądając od taksówkarza wydania kluczyków. Gdy sprawcy oddalili się od samochodu, taksówkarz wyjął zapasowy zestaw kluczyków i pojechał na milicję.

Ulica Dzierżyńskiego w Poznaniu w 1962 r.cyryl.poznan.pl

Ujęty rabuś, Jan E. (19 lat), zeznał na komendzie, że napadu wraz z nim dokonali Zbigniew R. (25 lat) i Ryszard K. (27 lat). Obaj pracowali w fabryce Cegielskiego. Zatrzymano ich jeszcze tej samej nocy. Jak przyznali, inspiracją był dla nich grany akurat w poznańskich kinach film "Liga dżentelmenów". Sąd skazał ich na dożywotnie więzienie, najmłodszego ze złodziei - na 12 lat.

Strzały w stolicy i 10 tys. warszaw na celowniku milicji

To, co spotkało rabusiów z Poznania, nie odstraszyło innych. Tuż przed Bożym Narodzeniem w 1964 r. pod Dom pod Orłami przy ul. Jasnej w stolicy - placówkę Narodowego Banku Polskiego - podjechała warszawa. Przewoziła ponad 1,3 mln ówczesnych złotych - przedświąteczny utarg Centralnego Domu Towarowego - pod eskortą kasjerki i dwóch konwojentów. Zanim cała trójka z olbrzymim worem pieniędzy dotarła do drzwi banku, padły strzały. Postrzelony konwojent upadł twarzą w śnieg. Chwilę później znów strzelano. Od ran zmarł konwojent Stanisław Piętka. Drugi w stanie ciężkim trafił do szpitala. Napastnicy uciekli razem z łupem.

W śledztwie nie pomogły portrety pamięciowe, manekiny z papier-mâché ani sprawdzenie ponad 10 tys. warszaw. Sprawców nigdy nie zatrzymano, a kradzież obrosła legendami. Według jednej z opowieści bandytów zatrzymano i przykładnie ukarano, ale opinia publiczna nie mogła się o tym dowiedzieć. Dlaczego? Bo byli to milicjanci lub funkcjonariusze SB.

Ulica Jasna w WarszawieNarodowe Archiwum Cyfrowe

Zrabowali 50 mln, została po nich tylko jawa

Najbardziej spektakularny napad w PRL-u miał miejsce 14 kwietnia 1988 r. w Otwocku. Dwóch napastników zrabowało wówczas 50 mln złotych (przeciętna pensja wynosiła wtedy około 200 tys. zł).

Napad trwał zaledwie kilkadziesiąt sekund. Bandyci obserwowali miejsce rabunku, dokładnie prześledzili kwoty przepływające przez bank, godziny i miejsca pobierania pieniędzy. Konwój nie należał do najlepiej chronionych - składał się z kasjerki i kierowcy, którzy poruszali się prywatnym maluchem - a jego trasa biegła przez centrum miasta do siedziby banku. Naprzeciw niego znajdował się przystanek PKS, skąd przestępcy wcześniej mogli swobodnie obserwować miejsce napadu. Na tym przystanku w dniu przestępstwa znajdowali się także jedyni świadkowie zdarzenia.

Napastnicy przemyśleli wszystko dokładnie - na warszawskiej giełdzie kupili za gotówkę, bez spisywania umowy motocykl Jawa 350 i dwa samochody. Dlaczego akurat motocykl? Miało to związek z trasą ucieczki biegnącą przez wąskie ulice Otwocka i prędkością, jaką mogła rozwinąć maszyna.

W dniu napadu rabusie jechali motocyklem niemal całą trasę za maluchem. Dopiero na ostatnim odcinku wyprzedzili samochód i czekali na konwój przed bankiem. Tam jeden z napastników wyrwał teczkę z pieniędzmi kasjerce, padły też strzały w kierunku pracowników banku - oboje zostali ranni.

Na nogi postawiono wszystkie jednostki milicji w województwie. Przestępcy po ryzykownej ucieczce motocyklem przesiedli się jednak do samochodów, zmieniając przy okazji ubrania. Następnie podzielili między siebie pieniądze oraz spalili plany i notatki. Policja znalazła jedynie pojazdy, którymi poruszali się przestępcy, ustalono także, z jakiej broni strzelano do pracowników. Napastników nie udało się znaleźć do dziś.

Po 25 latach sprawę umorzono, a motocykl wyciągnięto z policyjnego depozytu i wystawiono na licytację. Jego nowy właściciel dopiero po czasie poznał historię maszyny. W lutym tego roku ponownie wystawił go na sprzedaż.

Motocykl z napadu w Otwocku na sprzedaż
Motocykl z napadu w Otwocku na sprzedażTVN Turbo / X-news

Odcięli telefony w trzech miastach, by ukraść wypłaty

10 sierpnia 1993 r. w Swarzędzu pod Poznaniem trzech napastników zrabowało 5,2 mld złotych (po denominacji 520 tys. zł). Skradzione pieniądze przeznaczone były na wypłaty dla pracowników Swarzędzkiej Fabryki Mebli. To była najgłośniejsza kradzież na początku lat 90. Sprawcy, przygotowując się do niej, przeprowadzili nawet próbny napad, w którym nie skradli ani złotówki.

Za akcję odpowiada grupa Waldemara M., wówczas 38-letniego właściciela warsztatu samochodowego. Przygotowując się do skoku, kupili oni samochód identyczny z tym, jakiego używała wynajęta firma ochroniarska, oraz broń i stroje podobne do uniformów konwojentów. Dzień przed napadem skontaktowali się z agencją ochrony i podając się za pracowników fabryki, przełożyli odbiór pieniędzy na następny dzień. Jeszcze tego samego dnia uszkodzili kable telefoniczne, by uniemożliwić fabryce kontakt z właściwą firmą ochroniarską. Odcięli oni od telefonów w sumie trzy miasta: Swarzędz, Pobiedziska i Kostrzyn Wlkp.

W dniu przestępstwa przewieźli pracowników fabryki do banku. Po odbiorze pieniędzy napastnicy obezwładnili ich, zrabowali pieniądze i porzucili w lesie. Samochód podpalili. Zatrzymano ich 2 września, odzyskując część pieniędzy. Sprawcy zostali skazani na osiem lat i siedem lat więzienia. W sumie musieli zapłacić także 300 mln zł grzywny, a także pokryć koszty naprawy uszkodzonych kabli telefonicznych.

Kilka miesięcy obserwacji i ponad milion łupu

W listopadzie 1995 r. w Warszawie grupa znanego gangstera z mafii pruszkowskiej Marka Cz. "Rympałka" dokonała rekordowego napadu na konwój. Przestępcy zrabowali sumę 1,2 mln złotych, a ich skok nazywano w mediach napadem stulecia. Ludzie gangstera przez kilka miesięcy przed akcją sumiennie sprawdzali, kiedy, gdzie i w jaki sposób dowożone są pieniądze z banku do przychodni na warszawskim Ursynowie.

Rabusie ukradli cztery samochody, dwa z nich posłużyły im do zablokowania nadjeżdżającego konwoju. Kolbami rozbili szyby samochodu konwojentów, a ochroniarzy wyciągnęli z samochodu i kazali im leżeć twarzą do ziemi. Wyciągnęli torby z pieniędzmi z bagażnika i pojechali na odległy o kilkaset metrów parking. Następnie przesiedli się do samochodów zaparkowanych na miejscu poprzedniego wieczoru. Siedem osób biorących udział w napadzie dojechało finalnie na miejsce spotkania z organizatorami - "Rympałkiem", Jerzym W. ("Żaba"), Jarosławem S. ("Masa"). Marek Cz. podzielił pieniądze, po czym każdy odjechał w swoją stronę.

W 1998 r. "Rympałek" został skazany na 10 lat za kierowanie gangiem. "Masa" jest dziś najsłynniejszym polskim świadkiem koronnym. "Żaba" w 1997 r. miał odpowiadać przed sądem z wolnej stopy, ale uciekł i ukrywał się w Bułgarii, gdzie go zatrzymano. W 2004 r. skazany został na trzy lata i osiem miesięcy więzienia.

Skusili się na sałatkę i usnęli. Zniknął milion dolarów

W styczniu 1999 r. cała Polska żyła historią konwoju, który został okradziony na trasie z Wrocławia do Poznania. W środku lasu, kilkadziesiąt kilometrów od planowanej trasy, znaleziono trzech nieprzytomnych konwojentów. Z ich aut zniknął niemal milion dolarów.

W trakcie śledztwa okazało się, że niedługo po opuszczeniu przez konwój siedziby banku samochody zatrzymały się na jednym z wrocławskich parkingów. Tu konwojenci, na swoją zgubę, zjedli warzywną sałatkę. Trzech mężczyzn straciło przytomność jeszcze przed wyjazdem z Wrocławia. - My zostaliśmy, a ich ani pieniędzy nie ma - mówił wtedy jeden z "uśpionych" konwojentów. Dwaj pozostali, Cezary S. i Jarosław S., zniknęli z gotówką.

Głównym dowodem w sprawie były sałatki. Trafiły do Krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych. To właśnie tam sprawdzano, czy żywność mogła zawierać substancje, przez które mężczyźni stracili przytomność. Okazało się, że tak. Dosypano do nich środków nasennych. Panowie S. dojechali ze swoim łupem do Niemiec. Ukryli się w wynajętym wcześniej mieszkaniu. Policja znalazła ich w Monachium. "Zrabowany milion to największa kwota, jaką kiedykolwiek ukradziono w Polsce" – informowali w styczniu 2000 r. dziennikarze "Faktów" TVN.

Napad na konwój w 1999 roku
Napad na konwój w 1999 rokuArchiwum TVN
W lesie, obok tej drogi, znaleziono samochód i trzech nieprzytomnych ochroniarzyArchiwum TVN

Bank nie dostał odszkodowania, bo konwojenci zjechali ze swojej trasy. To było złamaniem podstawowej zasady przewożenia pieniędzy. W kwietniu 2000 r., po kilku miesiącach procesu, zapadł wyrok: 12 lat więzienia dla głównych oskarżonych, 5-letni zakaz wykonywania zawodu i obowiązek zwrócenia zrabowanych pieniędzy.

- Posiadali broń, której mieli prawo użyć wobec ewentualnych napastników, którzy wyciągną rękę po chronione przez nich mienie. Tę rękę jednak sami wyciągnęli, skuszeni zdobyciem fortuny - uzasadniała swoją decyzję wrocławska sędzia Lidia Chojeńska. Rok później sąd apelacyjny zmniejszył karę. Jarosław S. i Cezary S. zostali skazani na 11 lat więzienia. Gotówki do tej pory nie udało się odzyskać.

Zabili cztery osoby, zrabowali 100 tys. i kupili złote łańcuchy

Wyrok dla konwojentów, którzy okradli własny transport
Wyrok dla konwojentów, którzy okradli własny transportArchiwum TVN

3 marca 2001 r. trzej mężczyźni wpadli do oddziału Kredyt Banku przy ul. Żelaznej 67 w Warszawie i brutalnie zamordowali ochroniarza i trzy kasjerki. Z kasy skradli 100 tys. złotych. Napad wstrząsnął opinią publiczną, a doświadczeni śledczy byli zszokowani tym, co zobaczyli w placówce banku. - Krew wszędzie pływała po podłodze - wspominał w 2011 r. Marek Dyjasz, były szef wydziału zabójstw Komendy Stołecznej Policji.

- W swojej historii pracy nie spotkałem się z takim bezwzględnym zabójstwem. Z drugiej strony wiem z kronik policyjnych, że takiego zabójstwa w Warszawie nie było - opowiadał w rozmowie z reporterem magazynu "Czarno na Białym" Dariusz Janas, były rzecznik stołecznej policji.

Okazało się, że jeden ze sprawców pracował jako ochroniarz w filii banku. To on tego dnia miał sprawować straż w placówce. Trzej dwudziestokilkulatkowie, którzy stali za napadem, określani byli przez wszystkich jako "normalne chłopaki". "Chłopaki", wcześniej niekarani, z banku ukradli 100 tys. złotych. Pieniądze wydali prawie natychmiast. Kupili m.in. złote łańcuchy i skórzane kurtki. Z ich relacji wynikało, że większość kwoty wydali na dyskoteki i alkohol. Gdy wpadli w ręce śledczych, nie okazywali skruchy. Jak określali policjanci, zachowywali się raczej jak "gwiazdy filmowe", a nie jak ludzie z wyrzutami sumienia. - W szoku podeszłem do każdej i walnąłem w głowę. Tą walnąłem, tą walnąłem i tą walnąłem - mówił jeden z zabójców podczas wizji lokalnej.

Mężczyźni zostali skazani za zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. Wszyscy dostali dożywocie. Ten, który strzelał, będzie mógł ubiegać się o wcześniejsze zwolnienie dopiero po 40 latach pobytu za kratkami.

Zobacz reportaż "Czarno na Białym" o najbardziej krwawym i brutalnym polskim napadzie na bank

Podali się za konwojentów i odebrali ponad 5 mln

W 2010 r. Krzysztof B. i Paweł P., podszywając się pod konwojentów, wyłudzili prawie 5,5 mln złotych z jednej z wrocławskich sortowni. Dzienniki pisały wtedy o "napadzie stulecia". Krzysztof B. wraz ze wspólnikiem podjechali pod sortownię pieniędzy samochodem łudząco podobnym do tego, którego używała firma ochroniarska. Mieli na sobie stroje konwojentów. Legitymowali się fałszywymi dokumentami. Z sortowni pobrali 5,5 mln złotych. Pierwotnie gotówka miała trafić do jednego z wrocławskich banków. Przekręt fałszywych konwojentów wyszedł na jaw po godzinie. Właśnie wtedy pod sortownię przyjechał konwój po te same pieniądze.

Śledczy ustalili, że na dowodzie bankowym widniało nazwisko prawdziwego pracownika firmy ochroniarskiej. Tego dnia miał on jednak wolne. Swoich dokumentów nigdy nie zgubił.

Mężczyźni zostali zatrzymani przez policję w grudniu 2012 r. Okazało się, że B. to były policjant. Ze służby odszedł 10 lat przed napadem. Pieniędzy do tej pory nie odnaleziono. Sprawców napadu w grudniu 2014 r. skazano na 10 lat więzienia.

Były policjant aresztowany za wyłudzenie milionów
Były policjant aresztowany za wyłudzenie milionówTVN24 Wrocław

Pocięte gazety wymienił w banku na 1,5 mln euro

W 2011 r. spektakularnego skoku na kasę dokonano w Warszawie. Oszust wcześniej założył konto dla swojej fikcyjnej firmy, posługując się fałszywymi dokumentami. Skorzystał ze specjalnego rachunku, przy którym przedsiębiorcy mogą korzystać z tzw. wrzutni całodobowych. To ona zapewniła mu dostęp do wielkich pieniędzy. Wrzutnia działa w ten sposób, że wpłaca się przez nią pieniądze, a bank przelewa kwoty na konta klientów, przeliczając je dopiero po pewnym czasie.

Mężczyzna zadeklarował wpłatę w wysokości 1,5 mln euro, jednak w środku zamiast pieniędzy umieścił pocięte kawałki papieru. Kiedy bank dowiedział się o oszustwie, było już za późno - przestępca zniknął.

Wyciął numer bankowi. Za gazety dostał pieniądze
Wyciął numer bankowi. Za gazety dostał pieniądzeArchiwum TVN 24

Wszedł w nocy do banku i wyniósł blisko pół miliona

Ukraść pół miliona złotych tak, by nikt się nie zorientował? Taka sztuka udała się złodziejowi z Gorzowa Wielkopolskiego. Do banku wszedł tuż przed Bożym Narodzeniem w 2014 r. Zamaskowany mężczyzna wpisał kody dostępu do systemu alarmowego, wziął kilka paczek pieniędzy z wrzutni, ponownie uzbroił alarm i wyszedł z budynku. Z banku zniknęło prawie 500 tys. złotych, jednak przez blisko miesiąc nikt nie zauważył, co się stało. Bank zorientował się, że gotówki brakuje, dopiero gdy miała zostać przelana na konta klientów.

Przedsiębiorcy, którzy zostawiali pieniądze we wrzutni, nie stracili ich, jedynym poszkodowanym w tej sprawie jest bank. Tożsamości złodzieja do dzisiaj nie udało się ustalić.

Czytaj więcej na ten temat

Z banku zniknęło niemal 500 tys. złotych
Z banku zniknęło niemal 500 tys. złotychTVN24 Poznań

Policja puka do drzwi, złodzieje rozpruwają bankowy sejf

Do kuriozalnej kradzieży doszło w maju tego roku w Będkowie (woj. łódzkie). W nocy złodzieje wykuli dziurę w ścianie na zapleczu placówki banku, weszli do środka i ukradli 600 tys. złotych. Nie przeszkodziła im nawet obecność policji. Jak to możliwe?

W budynku co prawda włączył się alarm, policja otrzymała zgłoszenie od firmy ochroniarskiej, a funkcjonariusze pojawili się przed bankiem, sprawdzili drzwi i przez osiem minut kręcili się w pobliżu ogrodzenia banku, jednak potem odjechali. Co najważniejsze nie sprawdzili przed odjazdem, co się działo na zapleczu placówki. Dlaczego? Rzeczniczka łódzkiej policji Joanna Kącka tłumaczyła, że nie mieli takiej możliwości i musieli obserwować teren zza płotu.

O kradzieży właściciele banku dowiedzieli się dopiero w poniedziałek, dwa dni po rabunku. Śledztwo w sprawie włamania prowadzi prokuratura. W komendzie powiatowej policji w Tomaszowie Mazowieckim ruszyło postępowanie, które ma wyjaśnić, czy funkcjonariusze odpowiednio zachowali się pod placówką. Policja nie wyklucza, że podczas włamania dziura w ścianie była zastawiona kontenerem na śmieci tak, żeby nie budzić podejrzeń osób z zewnątrz.

Czytaj więcej na ten temat

Skok pod okiem policji. Z banku zniknęło 600 tys. zł
Skok pod okiem policji. Z banku zniknęło 600 tys. złTVN 24

Podał fałszywe dane, nosił rękawiczki i zniknął z 8 mln

Najświeższa sprawa to kradzież 8 mln złotych, do jakiej doszło 10 lipca w podpoznańskim Swarzędzu. Trzech konwojentów miało zrobić objazd po bankomatach w celu uzupełnienia gotówki. Pierwszy przystanek mieli w jednym z banków w Swarzędzu właśnie. Dwaj konwojenci weszli do środka. Trzeci został w samochodzie i nagle odjechał. Zagłuszył sygnał GPS. Wkrótce odnaleziono w lesie auto - wewnątrz dokładnie wyczyszczone chlorem. Konwojenta ani pieniędzy nie było. Zniknęło prawie 8 mln złotych. Czytaj więcej na ten temat

Zobacz materiał "Faktów" TVN:

Autor: Tamara Barriga, Filip Czekała, Karolina Kozicka / Źródło: TVN 24

Pozostałe wiadomości

- Myślę, że Wołodymyr Zełenski powinien być troszkę bardziej wdzięczny - odpowiedział Donald Trump, pytany, czego potrzebowałby od prezydenta Ukrainy, aby powrócić do rozmów na temat umowy o minerałach. Dopytywany, czy porozumienie upadło, odparł, że "nie sądzi", ale więcej powie o tym we wtorek. Prezydent USA po raz kolejny powielił też nieprawdziwe informacje na temat wysokości kwoty, jaką Stany Zjednoczone wsparły Ukrainę.

Trump o tym, czego oczekiwałby od Zełenskiego

Trump o tym, czego oczekiwałby od Zełenskiego

Aktualizacja:
Źródło:
PAP, BBC, tvn24.pl, AP

Republikański kongresmen Brian Fitzpatrick rozmawiał w poniedziałek z doradcą prezydenta Ukrainy Andrijem Jermak. "W 100 procentach przywracamy ten pociąg na tory" - napisał potem, dodając, że "w niedługim czasie" podpisana zostanie umowa o zasobach mineralnych.

Republikański kongresmen: przywracamy ten pociąg na tory

Republikański kongresmen: przywracamy ten pociąg na tory

Źródło:
TVN24, PAP

Papież Franciszek miał dwa epizody ostrej niewydolności oddechowej i wymagał nieinwazyjnej, mechanicznej wentylacji - przekazał w poniedziałek wieczorem Watykan.

Watykan o stanie papieża Franciszka. "Dwa epizody ostrej niewydolności oddechowej"

Watykan o stanie papieża Franciszka. "Dwa epizody ostrej niewydolności oddechowej"

Źródło:
Reuters, PAP

- Trudno wytłumaczyć to inaczej niż kampanią wyborczą - komentują rządzący. Po dyplomatycznej kłótni w Białym Domu polska opozycja frontalnie atakuje prezydenta Ukrainy, nie przebierając w słowach. To wygląda, jakby PiS ścigało się z Konfederacją na antyukraińskość.

Politycy PiS po kłótni w Białym Domu atakują Zełenskiego. "Obrzydliwa zmiana kierunku"

Politycy PiS po kłótni w Białym Domu atakują Zełenskiego. "Obrzydliwa zmiana kierunku"

Źródło:
Fakty TVN

Do tej pory dobra wola kierowana była w stronę sojuszników z Europy i to właśnie amerykański wywiad ostrzegał przed rosyjskimi przesyłkami, które miały eksplodować na europejskich lotniskach. Teraz nawet nie będzie miał o nich wiedzy. Decyzję podjął w ubiegłym tygodniu amerykański sekretarz obrony. To niejedyny gest dobrej woli w kierunku Putina. Prasa pisze też o ruchach wokół odbudowy Nord Stream 2.

"To bandyta, który rozumie jedną rzecz: siłę". Demokraci ostrzegają Trumpa

"To bandyta, który rozumie jedną rzecz: siłę". Demokraci ostrzegają Trumpa

Źródło:
Fakty o Świecie TVN24 BiS

- Mamy plany na wypadek nałożenia ceł przez USA i prezydenta Donalda Trumpa - podkreśliła prezydentka Meksyku Claudia Sheinbaum. Waszyngton zapowiedział, że cła mają zostać wprowadzone we wtorek.

"Jakakolwiek będzie ta decyzja, my podejmiemy własne"

"Jakakolwiek będzie ta decyzja, my podejmiemy własne"

Źródło:
PAP

Słowacki premier zagroził zablokowaniem czwartkowego szczytu Unii Europejskiej w sprawie pomocy finansowej i wojskowej dla Ukrainy. Robert Fico domaga się, by Wspólnota poparła jego żądania przywrócenia przez Kijów tranzytu gazu przez terytorium Ukrainy. Odrzucił też uczestnictwo Bratysławy w dozbrajaniu atakowanego przez Rosję kraju.

Fico grozi zablokowaniem szczytu w sprawie pomocy dla Ukrainy. I stawia żądania

Fico grozi zablokowaniem szczytu w sprawie pomocy dla Ukrainy. I stawia żądania

Źródło:
PAP, Hospodárske noviny

- Kiedy zaczynała się wojna, to rząd Prawa i Sprawiedliwości zachował się tak, jak powinien się zachować polski rząd - mówił wicemarszałek Senatu Michał Kamiński (PSL-Trzecia Droga). - Tak należało wówczas robić i tak należy oczywiście robić także i teraz - ocenił pomoc Polski dla Ukrainy poseł PiS Marcin Przydacz.

W tej sprawie "nie ma sporów" między obecnym i poprzednim rządem

W tej sprawie "nie ma sporów" między obecnym i poprzednim rządem

Źródło:
TVN24

- Producenci aut będą mieli więcej czasu na spełnienie europejskich celów dotyczących norm emisji CO2 - zapowiedziała szefowa Komisji Europejskiej (KE) Ursula von der Leyen.

Co z unijną rewolucją? Zapowiedź Brukseli

Co z unijną rewolucją? Zapowiedź Brukseli

Źródło:
PAP

Dwa autobusy zderzyły się w poniedziałek w centrum Barcelony. Ponad 50 osób zostało rannych. Cztery z nich są w stanie krytycznym i trafiły do szpitala. Na miejsce zdarzenia skierowano 19 karetek pogotowia, wozy policyjne i strażackie oraz zespoły psychologów.

Zderzenie dwóch autobusów w Barcelonie. Dziesiątki rannych

Zderzenie dwóch autobusów w Barcelonie. Dziesiątki rannych

Źródło:
PAP

Osoby, które złożyły wniosek o wcześniejszą emeryturę przed 6 czerwca 2012 roku, a prawo do świadczenia uzyskały po roku 2012, będą mogły ponownie przeliczyć wysokość emerytury - wynika z założeń projektu resortu rodziny, który znalazł się w wykazie prac rządu. Zmiany mogą objąć około 200 tysięcy Polaków.

Zmiany dla tysięcy emerytów. Nowe plany rządu

Zmiany dla tysięcy emerytów. Nowe plany rządu

Źródło:
PAP

20-latek podejrzany o próbę zgwałcenia 13-latki w Rabce-Zdroju trafi do tymczasowego aresztu. Sąd rozpatrzył zażalenie prokuratury na wcześniejszą decyzję sądu, który zgodził się, by podejrzany wyszedł na wolność po wpłaceniu 50 tysięcy złotych poręczenia majątkowego. 20-latkowi grozi nawet dożywocie.

Podejrzany o próbę zgwałcenia 13-latki trafi jednak do aresztu

Podejrzany o próbę zgwałcenia 13-latki trafi jednak do aresztu

Źródło:
PAP / tvn24.pl

W wieku 88 lat zmarł James Harrison, dawca krwi z Australii, który pomógł ocalić życie nawet 2,4 miliona dzieci. Mężczyzna zyskał sławę za sprawą swojej unikalnej krwi, pozwalającej na produkcję szczepionek zapobiegających konfliktowi serologicznemu u noworodków. Informację o śmierci Harrisona przekazała jego rodzina.

Nie żyje "człowiek ze złotym ramieniem", jego krew uratowała 2,4 miliona dzieci

Nie żyje "człowiek ze złotym ramieniem", jego krew uratowała 2,4 miliona dzieci

Źródło:
BBC, tvn24.pl

Z audi wysiadł pasażer, podszedł do kierowcy innego auta i zaczął się z nim bić. Nagranie ze zdarzenia na drodze wojewódzkiej trafiło do sieci. - Niestety, to sołtys, jest mi niezmiernie przykro. Ofiary też są mieszkańcami naszej gminy, wyraziłem pełne wsparcie dla poszkodowanych i zdecydowanie potępienie zachowania pana sołtysa - mówi portalowi tvn24.pl Robert Zieliński, wójt gminy Sztutowo. Zapowiada też dalsze kroki wobec sołtysa. Władze gminy wydały w tej sprawie oświadczenie.

Agresja i bójka na drodze. "Niestety, to sołtys"

Agresja i bójka na drodze. "Niestety, to sołtys"

Źródło:
TVN24

Samochód wjechał w tłum ludzi w centrum Mannheim w zachodniej części Niemiec. Nie żyją co najmniej dwie osoby, jest wielu rannych. Podejrzany został ujęty, to obywatel Niemiec. Nie jest jasne, czy zdarzenie w Mannheim było nieszczęśliwym wypadkiem czy aktem terroru. "Po raz kolejny opłakujemy Mannheim, po raz kolejny opłakujemy rodziny ofiar bezsensownego aktu przemocy" - napisał na X kanclerz Olaf Scholz.

Samochód wjechał w tłum ludzi. "Kolejny raz opłakujemy Mannheim"

Samochód wjechał w tłum ludzi. "Kolejny raz opłakujemy Mannheim"

Aktualizacja:
Źródło:
Reuters, "Bild", PAP

Dziennikarz, który pytał prezydenta Ukrainy o brak garnituru, pojawił się w Białym Domu niedawno, gdy administracja Donalda Trumpa zaczęła sama decydować, kogo wpuszcza na wydarzenia z prezydentem. To Brian Glenn, pracujący dla znanej z rozpowszechniania teorii spiskowych stacji Real America Voice. Jak oceniają media, pytanie zadane przez Glenna było "ciosem poniżej pasa" wobec prezydenta Ukrainy, które "zmieniło nastrój" spotkania w Gabinecie Owalnym.

"Pan posiada garnitur?". Kim jest dziennikarz, który zadał Zełenskiemu "cios poniżej pasa"

"Pan posiada garnitur?". Kim jest dziennikarz, który zadał Zełenskiemu "cios poniżej pasa"

Źródło:
Reuters, The New York Times, The Telegraph, PAP, BBC, tvn24.pl

Większość Amerykanów negatywnie ocenia działania Donalda Trumpa jako prezydenta i uważa, że wskutek jego polityki kraj zmierza w złym kierunku. Większość ankietowanych jest też zdania, że głowa państwa nie poświęca wystarczającej uwagi "najbardziej palącym problemom kraju" - wskazują wyniki najnowszego sondażu, przeprowadzonego na zlecenie CNN.  

Amerykanie ocenili pierwsze tygodnie prezydentury Trumpa. Sondaż

Amerykanie ocenili pierwsze tygodnie prezydentury Trumpa. Sondaż

Źródło:
CNN

Prokuratura wszczęła śledztwo dotyczące podejrzenia, że prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego Radosław Piesiewicz mógł popełnić tak zwaną zbrodnię VAT - wynika z nieoficjalnych informacji tvn24.pl. W śledztwie nadzorowanym przez Prokuraturę Regionalną w Gdańsku weźmie udział Krajowa Administracja Skarbowa, a także Centralne Biuro Antykorupcyjne.

Rusza śledztwo dotyczące zbrodni VAT-owskiej w Polskim Komitecie Olimpijskim

Rusza śledztwo dotyczące zbrodni VAT-owskiej w Polskim Komitecie Olimpijskim

Źródło:
tvn24.pl

Zachowanie innych kierowców nie przyczyniło się do śmieci mężczyzny, który zginął natychmiast po uderzeniu w bariery energochłonne, przez co nie może tu być mowy o rozpatrywanie tego zdarzenia pod kątem przestępstwa nieudzielenia pomocy - tak prokuratura tłumaczy umorzenie śledztwa w sprawie śmiertelnego wypadku motocyklisty na obwodnicy Zambrowa (Podlaskie). W czasie gdy doszło do tego zdarzenia, drogą przejeżdżali była I prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf i jej mąż, były prezes Trybunału Konstytucyjnego Bohdan Zdziennicki.

Zginął motocyklista. Obok przejeżdżali była prezes Sądu Najwyższego i jej mąż. Koniec śledztwa

Zginął motocyklista. Obok przejeżdżali była prezes Sądu Najwyższego i jej mąż. Koniec śledztwa

Źródło:
PAP

Działacze studenccy w Irlandii mówią o "alarmującym wzroście" liczby ofert wynajmu mieszkań w zamian za seks i apelują do władz o pilne działania. Zielona Wyspa pozostaje popularnym kierunkiem wśród zagranicznych studentów, a jednocześnie mierzy się z kryzysem braku nieruchomości, podaje brytyjska Sky News.

Mieszkanie za seks. "Alarmujący wzrost" ofert wynajmu

Mieszkanie za seks. "Alarmujący wzrost" ofert wynajmu

Źródło:
Sky News

W Trójmieście około dwukrotnie wzrosła w ofercie deweloperów liczba mieszkań z ceną ponad 20 tysięcy złotych za metr kwadratowy - wynika z danych portalu Rynekpierwotny. Podano również dane dotyczące cen nowych lokali w największych miastach Polski.

20 tysięcy złotych za metr. W tym mieście podwoiła się liczba ofert

20 tysięcy złotych za metr. W tym mieście podwoiła się liczba ofert

Źródło:
PAP
Przekraczają granicę i znikają. Co się stało z tymi dziećmi?

Przekraczają granicę i znikają. Co się stało z tymi dziećmi?

Źródło:
tvn24.pl
Premium
Gotowość do wyjazdu to jeszcze nie udział w wojnie. "To jest mądrość tych rządów"

Gotowość do wyjazdu to jeszcze nie udział w wojnie. "To jest mądrość tych rządów"

Źródło:
tvn24.pl
Premium

Oscary 2025 za nami. "Anora" łącznie otrzymała aż pięć Nagród Akademii. Została najlepszym filmem, jeden z jego producentów - Sean Baker - wygrał także w kategoriach: najlepsza reżyseria, najlepszy scenariusz oryginalny oraz najlepszy montaż, a gwiazda produkcji Mikey Madison otrzymała Oscara dla najlepszej aktorki.

Oscary 2025. "Anora" wielkim zwycięzcą

Oscary 2025. "Anora" wielkim zwycięzcą

Źródło:
tvn24.pl