Zrabowane kwoty i zuchwałość bandytów szokują. Największe skoki na kasę w historii Polski

Zuchwałość bandytów zadziwia. Zrabowali miliony, nie wszystlkich udało się zatrzymać

Trwają poszukiwania konwojenta, który przed miesiącem ukradł w podpoznańskim Swarzędzu 8 mln złotych. Funkcjonariusze publikują wizerunek mężczyzny i proszą o pomoc w jego poszukiwaniach. Była to jedna z najbardziej spektakularnych kradzieży w historii Polski. Przypominamy te, które wstrząsały opinią publiczną - kiedy szokowały zrabowana kwota, sposób działania bandytów czy niesłychana wręcz brutalność. Nie wszyscy z tych złodziei stanęli przed sądem i nie wszystkie pieniądze udało się odzyskać.

Stanisław Antoni Cichocki, ps. "Szpicbródka" był znanym włamywaczem Ilustrowany Kuryer Codzienny - 1932 rok, nr 248

To mógł być skok stulecia. Syn stróża pokrzyżował plany "Szpicbródki"

Prekursorem wielkich skoków na polskie banki był kasiarz Stanisław Cichocki, ps. Szpicbródka. Ten doświadczony włamywacz w grudniu 1929 r. próbował obrabować Bank Polski w Częstochowie.

Słynny "Szpicbródka" kupił nawet sąsiadujące z placówką mieszkanie, planował bowiem wybić dziurę w ścianie. Nie zdążył. Pierwszą próbę pokrzyżował mu syn nocnego stróża, który przyszedł do ojca z kolacją. Drugiej nie podjął, bo kończyły mu się pieniądze. Okradł jubilera i wpadł. Został aresztowany. Gdyby mu się udało, byłby to najprawdopodobniej największy skok na bank w Europie. Szacuje się, że łupem grupy "Szpicbródki" mogło paść wtedy nawet 30 mln złotych, co dzisiaj byłoby rekordową kwotą ponad 300 mln złotych! (przyjmując, że współczesne 10 złotych to złotówka w latach 30. XX wieku). To byłby nie tylko zdecydowanie największy napad w historii Polski, ale też jeden z największych na świecie.

Szanowani obywatele obrabowali bank

W 1962 r. w Wołowie grupa szanowanych obywateli miasta okradła oddział Narodowego Banku Polskiego. Mechanik, bankier, rymarz i taksówkarz dokonali największego skoku na bank w historii PRL. Złodzieje obezwładnili strażnika, przebili dziurę w suficie, by z piwnicy dostać się do środka skarbca stojącego na parterze, i rozwiercili drzwi. Po kilku godzinach ze skarbca zniknęło ponad 12,5 mln złotych. Po rabusiach w placówce pozostały zgliszcza: połamane drzwi kasy pancernej, kupa gruzu i... porozrzucane wszędzie woreczki z bilonem. Na jego zabranie złodzieje nie mieli sił - był za ciężki. Sprawę przez ponad miesiąc badali śledczy z całej Polski. Rozwiązać mogli ją szybciej, bo uciekających mężczyzn zauważył sąsiad jednego z nich. "Masz tu pieniądze i trzymaj język za zębami. Pamiętaj, gdybyś chciał gadać, co może czekać ciebie i twoją rodzinę" - zagroził Józef S. Ostatecznie w rozwikłaniu zagadki pomogła żona jednego ze złodziei. - Okazało się, że kobieta bez wiedzy swojego małżonka uszczknęła sobie banknot, by zrobić zakupy - przypomina Andrzej Manasterski, historyk i regionalista. Milicjanci odzyskali ponad 11,5 mln złotych. Złodzieje wydali tylko niewielką część gotówki. Resztę spalili, bo bali się podejrzeń. Członkowie nieformalnej grupy przed sądem zeznawali: przywódca grupy Mieczysław F. nas terroryzował, wzięliśmy w tym udział ze strachu. Jednak sąd nie uwierzył w te tłumaczenia. Po trwającym kilkanaście dni procesie i przesłuchaniu 52 świadków zawyrokował: dożywocie dla pięciu członków grupy. Później wyroki zamieniono na kary 25 lat więzienia.

F. miał zmusić swoich kompanów siłą do udziału w skoku na bankSłowo Polskie - 08.12.1962

Czytaj więcej na ten temat

Sąd zdecydował. Rabusie zostali skazani na dożywocieSłowo Polskie - 16.12.1962

"Dżentelmeni" z Poznania obejrzeli film i obrabowali pocztę

Inspiracją do skoku może być scenariusz filmowy. Tak było w przypadku napadu na konwój na poznańskiej Wildzie sprzed pół wieku. Łupem bandytów padło 1,2 mln złotych.

11 listopada 1964 r. przed budynek poczty przy ul. Dzierżyńskiego (dziś 28. Czerwca 1956 r.) podjechał ambulans pocztowy. Z nysy wysiadł jeden z konwojentów i udał się do budynku po worek, w którym znajdowało się 700 tys. złotych. Dwóch pozostałych pilnowało samochodu, w którym już było pół miliona złotych. Kiedy inkasent wracał do samochodu, na podwórze poczty wbiegło trzech uzbrojonych napastników. Wyrwali mu worek z 700 tys. i pobiegli do ambulansu po resztę łupu. Padły strzały. Jeden z konwojentów został raniony w udo. Pracownicy poczty, słysząc hałas, zaczęli wybiegać na ulicę, a napastnicy uciekać. Dwóch z nich wsiadło do taksówki stojącej za rogiem ulicy, trzeci, z workiem z pieniędzmi i bronią w ręku, uciekał ulicą. Gonił go kierowca ambulansu, krzycząc: "milicja, łapać ich!". W sukurs przyszli mu trzej nastolatkowie z Wildy. Gdy bandyta mijał w biegu 14-letniego Mariana Siudzińskiego, ten podstawił mu nogę. Jego kolega Bogumił Zaraś od razu rzucił się, by obezwładnić złodzieja. Podczas szamotaniny broń wystrzeliła i raniła Siudzińskiego. Rabusia udało się jednak zatrzymać i przekazać milicji. Pozostali napastnicy uciekli taksówką do Lasku Dębińskiego. Tam wysiedli z auta, żądając od taksówkarza wydania kluczyków. Gdy sprawcy oddalili się od samochodu, taksówkarz wyjął zapasowy zestaw kluczyków i pojechał na milicję.

Ulica Dzierżyńskiego w Poznaniu w 1962 r.cyryl.poznan.pl

Ujęty rabuś, Jan E. (19 lat), zeznał na komendzie, że napadu wraz z nim dokonali Zbigniew R. (25 lat) i Ryszard K. (27 lat). Obaj pracowali w fabryce Cegielskiego. Zatrzymano ich jeszcze tej samej nocy. Jak przyznali, inspiracją był dla nich grany akurat w poznańskich kinach film "Liga dżentelmenów". Sąd skazał ich na dożywotnie więzienie, najmłodszego ze złodziei - na 12 lat.

Strzały w stolicy i 10 tys. warszaw na celowniku milicji

To, co spotkało rabusiów z Poznania, nie odstraszyło innych. Tuż przed Bożym Narodzeniem w 1964 r. pod Dom pod Orłami przy ul. Jasnej w stolicy - placówkę Narodowego Banku Polskiego - podjechała warszawa. Przewoziła ponad 1,3 mln ówczesnych złotych - przedświąteczny utarg Centralnego Domu Towarowego - pod eskortą kasjerki i dwóch konwojentów. Zanim cała trójka z olbrzymim worem pieniędzy dotarła do drzwi banku, padły strzały. Postrzelony konwojent upadł twarzą w śnieg. Chwilę później znów strzelano. Od ran zmarł konwojent Stanisław Piętka. Drugi w stanie ciężkim trafił do szpitala. Napastnicy uciekli razem z łupem.

W śledztwie nie pomogły portrety pamięciowe, manekiny z papier-mâché ani sprawdzenie ponad 10 tys. warszaw. Sprawców nigdy nie zatrzymano, a kradzież obrosła legendami. Według jednej z opowieści bandytów zatrzymano i przykładnie ukarano, ale opinia publiczna nie mogła się o tym dowiedzieć. Dlaczego? Bo byli to milicjanci lub funkcjonariusze SB.

Ulica Jasna w WarszawieNarodowe Archiwum Cyfrowe

Zrabowali 50 mln, została po nich tylko jawa

Najbardziej spektakularny napad w PRL-u miał miejsce 14 kwietnia 1988 r. w Otwocku. Dwóch napastników zrabowało wówczas 50 mln złotych (przeciętna pensja wynosiła wtedy około 200 tys. zł).

Napad trwał zaledwie kilkadziesiąt sekund. Bandyci obserwowali miejsce rabunku, dokładnie prześledzili kwoty przepływające przez bank, godziny i miejsca pobierania pieniędzy. Konwój nie należał do najlepiej chronionych - składał się z kasjerki i kierowcy, którzy poruszali się prywatnym maluchem - a jego trasa biegła przez centrum miasta do siedziby banku. Naprzeciw niego znajdował się przystanek PKS, skąd przestępcy wcześniej mogli swobodnie obserwować miejsce napadu. Na tym przystanku w dniu przestępstwa znajdowali się także jedyni świadkowie zdarzenia.

Napastnicy przemyśleli wszystko dokładnie - na warszawskiej giełdzie kupili za gotówkę, bez spisywania umowy motocykl Jawa 350 i dwa samochody. Dlaczego akurat motocykl? Miało to związek z trasą ucieczki biegnącą przez wąskie ulice Otwocka i prędkością, jaką mogła rozwinąć maszyna.

W dniu napadu rabusie jechali motocyklem niemal całą trasę za maluchem. Dopiero na ostatnim odcinku wyprzedzili samochód i czekali na konwój przed bankiem. Tam jeden z napastników wyrwał teczkę z pieniędzmi kasjerce, padły też strzały w kierunku pracowników banku - oboje zostali ranni.

Na nogi postawiono wszystkie jednostki milicji w województwie. Przestępcy po ryzykownej ucieczce motocyklem przesiedli się jednak do samochodów, zmieniając przy okazji ubrania. Następnie podzielili między siebie pieniądze oraz spalili plany i notatki. Policja znalazła jedynie pojazdy, którymi poruszali się przestępcy, ustalono także, z jakiej broni strzelano do pracowników. Napastników nie udało się znaleźć do dziś.

Po 25 latach sprawę umorzono, a motocykl wyciągnięto z policyjnego depozytu i wystawiono na licytację. Jego nowy właściciel dopiero po czasie poznał historię maszyny. W lutym tego roku ponownie wystawił go na sprzedaż.

Motocykl z napadu w Otwocku na sprzedaż
Motocykl z napadu w Otwocku na sprzedażTVN Turbo / X-news

Odcięli telefony w trzech miastach, by ukraść wypłaty

10 sierpnia 1993 r. w Swarzędzu pod Poznaniem trzech napastników zrabowało 5,2 mld złotych (po denominacji 520 tys. zł). Skradzione pieniądze przeznaczone były na wypłaty dla pracowników Swarzędzkiej Fabryki Mebli. To była najgłośniejsza kradzież na początku lat 90. Sprawcy, przygotowując się do niej, przeprowadzili nawet próbny napad, w którym nie skradli ani złotówki.

Za akcję odpowiada grupa Waldemara M., wówczas 38-letniego właściciela warsztatu samochodowego. Przygotowując się do skoku, kupili oni samochód identyczny z tym, jakiego używała wynajęta firma ochroniarska, oraz broń i stroje podobne do uniformów konwojentów. Dzień przed napadem skontaktowali się z agencją ochrony i podając się za pracowników fabryki, przełożyli odbiór pieniędzy na następny dzień. Jeszcze tego samego dnia uszkodzili kable telefoniczne, by uniemożliwić fabryce kontakt z właściwą firmą ochroniarską. Odcięli oni od telefonów w sumie trzy miasta: Swarzędz, Pobiedziska i Kostrzyn Wlkp.

W dniu przestępstwa przewieźli pracowników fabryki do banku. Po odbiorze pieniędzy napastnicy obezwładnili ich, zrabowali pieniądze i porzucili w lesie. Samochód podpalili. Zatrzymano ich 2 września, odzyskując część pieniędzy. Sprawcy zostali skazani na osiem lat i siedem lat więzienia. W sumie musieli zapłacić także 300 mln zł grzywny, a także pokryć koszty naprawy uszkodzonych kabli telefonicznych.

Kilka miesięcy obserwacji i ponad milion łupu

W listopadzie 1995 r. w Warszawie grupa znanego gangstera z mafii pruszkowskiej Marka Cz. "Rympałka" dokonała rekordowego napadu na konwój. Przestępcy zrabowali sumę 1,2 mln złotych, a ich skok nazywano w mediach napadem stulecia. Ludzie gangstera przez kilka miesięcy przed akcją sumiennie sprawdzali, kiedy, gdzie i w jaki sposób dowożone są pieniądze z banku do przychodni na warszawskim Ursynowie.

Rabusie ukradli cztery samochody, dwa z nich posłużyły im do zablokowania nadjeżdżającego konwoju. Kolbami rozbili szyby samochodu konwojentów, a ochroniarzy wyciągnęli z samochodu i kazali im leżeć twarzą do ziemi. Wyciągnęli torby z pieniędzmi z bagażnika i pojechali na odległy o kilkaset metrów parking. Następnie przesiedli się do samochodów zaparkowanych na miejscu poprzedniego wieczoru. Siedem osób biorących udział w napadzie dojechało finalnie na miejsce spotkania z organizatorami - "Rympałkiem", Jerzym W. ("Żaba"), Jarosławem S. ("Masa"). Marek Cz. podzielił pieniądze, po czym każdy odjechał w swoją stronę.

W 1998 r. "Rympałek" został skazany na 10 lat za kierowanie gangiem. "Masa" jest dziś najsłynniejszym polskim świadkiem koronnym. "Żaba" w 1997 r. miał odpowiadać przed sądem z wolnej stopy, ale uciekł i ukrywał się w Bułgarii, gdzie go zatrzymano. W 2004 r. skazany został na trzy lata i osiem miesięcy więzienia.

Skusili się na sałatkę i usnęli. Zniknął milion dolarów

W styczniu 1999 r. cała Polska żyła historią konwoju, który został okradziony na trasie z Wrocławia do Poznania. W środku lasu, kilkadziesiąt kilometrów od planowanej trasy, znaleziono trzech nieprzytomnych konwojentów. Z ich aut zniknął niemal milion dolarów.

W trakcie śledztwa okazało się, że niedługo po opuszczeniu przez konwój siedziby banku samochody zatrzymały się na jednym z wrocławskich parkingów. Tu konwojenci, na swoją zgubę, zjedli warzywną sałatkę. Trzech mężczyzn straciło przytomność jeszcze przed wyjazdem z Wrocławia. - My zostaliśmy, a ich ani pieniędzy nie ma - mówił wtedy jeden z "uśpionych" konwojentów. Dwaj pozostali, Cezary S. i Jarosław S., zniknęli z gotówką.

Głównym dowodem w sprawie były sałatki. Trafiły do Krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych. To właśnie tam sprawdzano, czy żywność mogła zawierać substancje, przez które mężczyźni stracili przytomność. Okazało się, że tak. Dosypano do nich środków nasennych. Panowie S. dojechali ze swoim łupem do Niemiec. Ukryli się w wynajętym wcześniej mieszkaniu. Policja znalazła ich w Monachium. "Zrabowany milion to największa kwota, jaką kiedykolwiek ukradziono w Polsce" – informowali w styczniu 2000 r. dziennikarze "Faktów" TVN.

Napad na konwój w 1999 roku
Napad na konwój w 1999 rokuArchiwum TVN
W lesie, obok tej drogi, znaleziono samochód i trzech nieprzytomnych ochroniarzyArchiwum TVN

Bank nie dostał odszkodowania, bo konwojenci zjechali ze swojej trasy. To było złamaniem podstawowej zasady przewożenia pieniędzy. W kwietniu 2000 r., po kilku miesiącach procesu, zapadł wyrok: 12 lat więzienia dla głównych oskarżonych, 5-letni zakaz wykonywania zawodu i obowiązek zwrócenia zrabowanych pieniędzy.

- Posiadali broń, której mieli prawo użyć wobec ewentualnych napastników, którzy wyciągną rękę po chronione przez nich mienie. Tę rękę jednak sami wyciągnęli, skuszeni zdobyciem fortuny - uzasadniała swoją decyzję wrocławska sędzia Lidia Chojeńska. Rok później sąd apelacyjny zmniejszył karę. Jarosław S. i Cezary S. zostali skazani na 11 lat więzienia. Gotówki do tej pory nie udało się odzyskać.

Zabili cztery osoby, zrabowali 100 tys. i kupili złote łańcuchy

Wyrok dla konwojentów, którzy okradli własny transport
Wyrok dla konwojentów, którzy okradli własny transportArchiwum TVN

3 marca 2001 r. trzej mężczyźni wpadli do oddziału Kredyt Banku przy ul. Żelaznej 67 w Warszawie i brutalnie zamordowali ochroniarza i trzy kasjerki. Z kasy skradli 100 tys. złotych. Napad wstrząsnął opinią publiczną, a doświadczeni śledczy byli zszokowani tym, co zobaczyli w placówce banku. - Krew wszędzie pływała po podłodze - wspominał w 2011 r. Marek Dyjasz, były szef wydziału zabójstw Komendy Stołecznej Policji.

- W swojej historii pracy nie spotkałem się z takim bezwzględnym zabójstwem. Z drugiej strony wiem z kronik policyjnych, że takiego zabójstwa w Warszawie nie było - opowiadał w rozmowie z reporterem magazynu "Czarno na Białym" Dariusz Janas, były rzecznik stołecznej policji.

Okazało się, że jeden ze sprawców pracował jako ochroniarz w filii banku. To on tego dnia miał sprawować straż w placówce. Trzej dwudziestokilkulatkowie, którzy stali za napadem, określani byli przez wszystkich jako "normalne chłopaki". "Chłopaki", wcześniej niekarani, z banku ukradli 100 tys. złotych. Pieniądze wydali prawie natychmiast. Kupili m.in. złote łańcuchy i skórzane kurtki. Z ich relacji wynikało, że większość kwoty wydali na dyskoteki i alkohol. Gdy wpadli w ręce śledczych, nie okazywali skruchy. Jak określali policjanci, zachowywali się raczej jak "gwiazdy filmowe", a nie jak ludzie z wyrzutami sumienia. - W szoku podeszłem do każdej i walnąłem w głowę. Tą walnąłem, tą walnąłem i tą walnąłem - mówił jeden z zabójców podczas wizji lokalnej.

Mężczyźni zostali skazani za zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. Wszyscy dostali dożywocie. Ten, który strzelał, będzie mógł ubiegać się o wcześniejsze zwolnienie dopiero po 40 latach pobytu za kratkami.

Zobacz reportaż "Czarno na Białym" o najbardziej krwawym i brutalnym polskim napadzie na bank

Podali się za konwojentów i odebrali ponad 5 mln

W 2010 r. Krzysztof B. i Paweł P., podszywając się pod konwojentów, wyłudzili prawie 5,5 mln złotych z jednej z wrocławskich sortowni. Dzienniki pisały wtedy o "napadzie stulecia". Krzysztof B. wraz ze wspólnikiem podjechali pod sortownię pieniędzy samochodem łudząco podobnym do tego, którego używała firma ochroniarska. Mieli na sobie stroje konwojentów. Legitymowali się fałszywymi dokumentami. Z sortowni pobrali 5,5 mln złotych. Pierwotnie gotówka miała trafić do jednego z wrocławskich banków. Przekręt fałszywych konwojentów wyszedł na jaw po godzinie. Właśnie wtedy pod sortownię przyjechał konwój po te same pieniądze.

Śledczy ustalili, że na dowodzie bankowym widniało nazwisko prawdziwego pracownika firmy ochroniarskiej. Tego dnia miał on jednak wolne. Swoich dokumentów nigdy nie zgubił.

Mężczyźni zostali zatrzymani przez policję w grudniu 2012 r. Okazało się, że B. to były policjant. Ze służby odszedł 10 lat przed napadem. Pieniędzy do tej pory nie odnaleziono. Sprawców napadu w grudniu 2014 r. skazano na 10 lat więzienia.

Były policjant aresztowany za wyłudzenie milionów
Były policjant aresztowany za wyłudzenie milionówTVN24 Wrocław

Pocięte gazety wymienił w banku na 1,5 mln euro

W 2011 r. spektakularnego skoku na kasę dokonano w Warszawie. Oszust wcześniej założył konto dla swojej fikcyjnej firmy, posługując się fałszywymi dokumentami. Skorzystał ze specjalnego rachunku, przy którym przedsiębiorcy mogą korzystać z tzw. wrzutni całodobowych. To ona zapewniła mu dostęp do wielkich pieniędzy. Wrzutnia działa w ten sposób, że wpłaca się przez nią pieniądze, a bank przelewa kwoty na konta klientów, przeliczając je dopiero po pewnym czasie.

Mężczyzna zadeklarował wpłatę w wysokości 1,5 mln euro, jednak w środku zamiast pieniędzy umieścił pocięte kawałki papieru. Kiedy bank dowiedział się o oszustwie, było już za późno - przestępca zniknął.

Wyciął numer bankowi. Za gazety dostał pieniądze
Wyciął numer bankowi. Za gazety dostał pieniądzeArchiwum TVN 24

Wszedł w nocy do banku i wyniósł blisko pół miliona

Ukraść pół miliona złotych tak, by nikt się nie zorientował? Taka sztuka udała się złodziejowi z Gorzowa Wielkopolskiego. Do banku wszedł tuż przed Bożym Narodzeniem w 2014 r. Zamaskowany mężczyzna wpisał kody dostępu do systemu alarmowego, wziął kilka paczek pieniędzy z wrzutni, ponownie uzbroił alarm i wyszedł z budynku. Z banku zniknęło prawie 500 tys. złotych, jednak przez blisko miesiąc nikt nie zauważył, co się stało. Bank zorientował się, że gotówki brakuje, dopiero gdy miała zostać przelana na konta klientów.

Przedsiębiorcy, którzy zostawiali pieniądze we wrzutni, nie stracili ich, jedynym poszkodowanym w tej sprawie jest bank. Tożsamości złodzieja do dzisiaj nie udało się ustalić.

Czytaj więcej na ten temat

Z banku zniknęło niemal 500 tys. złotych
Z banku zniknęło niemal 500 tys. złotychTVN24 Poznań

Policja puka do drzwi, złodzieje rozpruwają bankowy sejf

Do kuriozalnej kradzieży doszło w maju tego roku w Będkowie (woj. łódzkie). W nocy złodzieje wykuli dziurę w ścianie na zapleczu placówki banku, weszli do środka i ukradli 600 tys. złotych. Nie przeszkodziła im nawet obecność policji. Jak to możliwe?

W budynku co prawda włączył się alarm, policja otrzymała zgłoszenie od firmy ochroniarskiej, a funkcjonariusze pojawili się przed bankiem, sprawdzili drzwi i przez osiem minut kręcili się w pobliżu ogrodzenia banku, jednak potem odjechali. Co najważniejsze nie sprawdzili przed odjazdem, co się działo na zapleczu placówki. Dlaczego? Rzeczniczka łódzkiej policji Joanna Kącka tłumaczyła, że nie mieli takiej możliwości i musieli obserwować teren zza płotu.

O kradzieży właściciele banku dowiedzieli się dopiero w poniedziałek, dwa dni po rabunku. Śledztwo w sprawie włamania prowadzi prokuratura. W komendzie powiatowej policji w Tomaszowie Mazowieckim ruszyło postępowanie, które ma wyjaśnić, czy funkcjonariusze odpowiednio zachowali się pod placówką. Policja nie wyklucza, że podczas włamania dziura w ścianie była zastawiona kontenerem na śmieci tak, żeby nie budzić podejrzeń osób z zewnątrz.

Czytaj więcej na ten temat

Skok pod okiem policji. Z banku zniknęło 600 tys. zł
Skok pod okiem policji. Z banku zniknęło 600 tys. złTVN 24

Podał fałszywe dane, nosił rękawiczki i zniknął z 8 mln

Najświeższa sprawa to kradzież 8 mln złotych, do jakiej doszło 10 lipca w podpoznańskim Swarzędzu. Trzech konwojentów miało zrobić objazd po bankomatach w celu uzupełnienia gotówki. Pierwszy przystanek mieli w jednym z banków w Swarzędzu właśnie. Dwaj konwojenci weszli do środka. Trzeci został w samochodzie i nagle odjechał. Zagłuszył sygnał GPS. Wkrótce odnaleziono w lesie auto - wewnątrz dokładnie wyczyszczone chlorem. Konwojenta ani pieniędzy nie było. Zniknęło prawie 8 mln złotych. Czytaj więcej na ten temat

Zobacz materiał "Faktów" TVN:

Autor: Tamara Barriga, Filip Czekała, Karolina Kozicka / Źródło: TVN 24

Pozostałe wiadomości

Kandydat PiS na prezydenta Karol Nawrocki przez prawie 200 dni miał zajmować luksusowy apartament w muzealnym kompleksie hotelowym oddalonym o pięć kilometrów od jego domu. Według posła PiS Kazimierza Smolińskiego jego pobyt mógł być spowodowany utrudnioną komunikacją po mieście. - W Gdańsku pięć kilometrów to podobnie jak w Warszawie, jest duży ruch przecież - powiedział w "Kropce nad i". - Nigdy bym nie wpadł na to, żeby wynająć hotel pięć kilometrów od swojego miejsca zamieszkania i żeby Sejm za ten hotel zapłacił - mówił z kolei Tomasz Trela (Nowa Lewica).

Apartament pięć kilometrów od domu. "Jest duży ruch przecież"

Apartament pięć kilometrów od domu. "Jest duży ruch przecież"

Źródło:
TVN24

Na polecenie premiera Donalda Tuska polskie placówki i dyplomaci są w gotowości do pomocy naszym obywatelom. Gdyby Donald Trump nakazał przeprowadzić masowe deportacje osób przebywających w USA nielegalnie, mogłoby to dotknąć również Polaków. - Władze Chicago zabroniły policji i służbom miejskim pytania o status imigracyjny - uspokaja Łukasz Dudka, szef największej gazety polonijnej w USA.

"Policja w Chicago nie ma prawa zapytać nikogo o status imigracyjny. Miasto wydało nawet broszurę"

"Policja w Chicago nie ma prawa zapytać nikogo o status imigracyjny. Miasto wydało nawet broszurę"

Źródło:
Fakty TVN

Pożar składowiska odpadów w Płoszowie niedaleko Radomska. Jak poinformowali strażacy, palą się niebezpieczne odpady. Ratownicy zaapelowali, by mieszkańcy nie otwierali okien.

Płoną niebezpieczne odpady w Płoszowie

Płoną niebezpieczne odpady w Płoszowie

Źródło:
tvn24.pl, PAP

- Przyjechała grupa mężczyzn z pałkami, maczetami. To miało nas zmusić do tego, abyśmy w stresie podpisali nową umowę z wyższym czynszem - opowiada w rozmowie z biznesową redakcją tvn24.pl Łukasz Małkiewicz, reprezentant kupców z warszawskiego centrum handlowego Modlińska 6D. Sebastian Bogusz, zarządca nieruchomości, ripostuje, że to działania kupców zmusiły spółkę do zwiększenia obsady ochrony obiektu. Prokuratura zdecydowała o wszczęciu w tej sprawie postępowania.

Spór w centrum handlowym. "Uderzyli dużą armią"

Spór w centrum handlowym. "Uderzyli dużą armią"

Źródło:
tvn24.pl

- My, Polacy, wobec niestety tak podzielonej Europy, bardzo potrzebujemy Donalda Trumpa. My, Polacy, nie możemy sobie pozwolić na konflikt z amerykańską prezydencją - mówił w "Faktach po Faktach" wicemarszałek Senatu Michał Kamiński (PSL). Przypomniał też nieprzychylne słowa Donalda Tuska na temat Trumpa. - Ja się bardzo boję pytania, które Prawo i Sprawiedliwość może zadać w drugiej turze wyborów prezydenckich: czy Polskę stać na to, by prezydent i premier byli pokłóceni ze Stanami Zjednoczonymi? - powiedział.

"Musimy zrobić wszystko, by nie dać PiS-owi tego argumentu"

"Musimy zrobić wszystko, by nie dać PiS-owi tego argumentu"

Źródło:
TVN24

Cztery tysiące żołnierzy z Korei Północnej, czyli blisko 40 procent ze wszystkich wysłanych przez reżim do walki przeciwko Ukraińcom, zostało wyeliminowanych z działań bojowych - podaje BBC, powołując się na doniesienia zachodnich urzędników. W ciągu ostatnich trzech miesięcy zginęło prawdopodobnie około tysiąca z nich.

"Są mięsem armatnim". Tylu żołnierzy stracił Kim

"Są mięsem armatnim". Tylu żołnierzy stracił Kim

Źródło:
BBC, PAP

Prezydent USA Donald Trump napisał w mediach społecznościowych, że "kocha Rosjan" i ma "dobre stosunki z prezydentem Putinem" i dlatego zamierza zrobić Rosji "wielką przysługę". "Dojdźmy do porozumienia teraz i zatrzymajmy tę absurdalną wojnę" - zaapelował Trump. Zagroził też wprowadzeniem wysokich ceł i sankcji wobec Rosji, jeżeli w najbliższym czasie nie dojdzie do zakończenia działań zbrojnych w Ukrainie.

"Jeśli nie zawrzemy 'umowy', nie będę miał innego wyjścia". Trump o "przysłudze" dla Rosjan

"Jeśli nie zawrzemy 'umowy', nie będę miał innego wyjścia". Trump o "przysłudze" dla Rosjan

Źródło:
PAP, tvn24.pl

Kandydat Koalicji Obywatelskiej na prezydenta RP Rafał Trzaskowski pokazał na spotkaniu z wyborcami w Szczecinie fakturę za wynajęcie sali na spotkanie z Karolem Nawrockim, którą uregulowało biuro poselskie Czesława Hoca (PiS). - Oni się niczego nie nauczyli. Dlatego musimy zamknąć sprawę rozliczeń jak najszybciej - mówił Trzaskowski. Powiedział też, co zrobi pierwszego dnia prezydentury, gdy wygra wybory.

Trzaskowski pokazuje fakturę za salę dla Nawrockiego. "Oni się niczego nie nauczyli"

Trzaskowski pokazuje fakturę za salę dla Nawrockiego. "Oni się niczego nie nauczyli"

Źródło:
TVN24, PAP

Na spotkaniu wyborczym w Nowym Sączu z kandydatem PiS na prezydenta RP Karolem Nawrockim sympatycy prawicy znów skandowali okrzyki wymierzone w premiera. - Nie boimy się Tuska, a jak ktoś ma problemy ze słuchem, to do laryngologa - stwierdził prezes IPN, reagując na hasło wykrzykiwane przez publiczność.

Znów okrzyki o Tusku na spotkaniu z Nawrockim. Prezes IPN wysyła do laryngologa

Znów okrzyki o Tusku na spotkaniu z Nawrockim. Prezes IPN wysyła do laryngologa

Źródło:
TVN24

Operatorowi sieci Play - spółce P4 oraz Netii zostały przedstawione zarzuty - podał Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Dotyczą one prezentowania cen w sposób, który może wprowadzać w błąd. UOKiK wyjaśnił, że firmy w reklamach pokazują ceny uwzględniające rabat, na przykład marketingowy, o czym konsument może nie wiedzieć.

Dwie duże firmy z zarzutami

Dwie duże firmy z zarzutami

Źródło:
PAP

Proboszcz ogłosił z ambony, że w wizytach duszpasterskich będzie go wspierał "serdeczny przyjaciel". Okazało się, że chodzi o Dariusza L., podejrzanego o molestowanie dziewięciorga dzieci. Mężczyzna miał dotykać jedno z dzieci po pośladkach podczas lekcji religii. Kuria przeprasza "wszystkich, których ta sprawa zaniepokoiła lub dotknęła".

Ksiądz podejrzany o pedofilię chodził po kolędzie

Ksiądz podejrzany o pedofilię chodził po kolędzie

Źródło:
tvn24.pl / Dziennik Zachodni

Ministra ds. równości Katarzyna Kotula, odnosząc się publikacji portalu Strefa edukacji na temat kontrowersji wokół jej wykształcenia, oświadczyła, że ma wykształcenie wyższe licencjackie. - Nie jestem magistrem i nigdy nie ubiegałam się o stanowiska tego wymagające - podkreśliła.

Kotula: nie mam tytułu magistra, ale posiadam wykształcenie wyższe

Kotula: nie mam tytułu magistra, ale posiadam wykształcenie wyższe

Źródło:
PAP

Arktyczne zimno, które sięgnęło południowych części Stanów Zjednoczonych, sprowadziło śnieg i opady marznące do regionów, które od wielu lat nie doświadczyły tak potężnego ataku zimy. Według władz zginęło co najmniej 12 osób.

"Nigdy czegoś takiego nie widziałem. I prawdopodobnie nigdy więcej nie zobaczę"

"Nigdy czegoś takiego nie widziałem. I prawdopodobnie nigdy więcej nie zobaczę"

Aktualizacja:
Źródło:
CNN, PAP, NWS, eu.usatoday.com

Prawomocny wyrok w sprawie znanej piosenkarki i jej byłego męża

Źródło:
PAP

W Iraku przegłosowano zmiany w prawie, które zalegalizowały małżeństwa nawet 9-letnich dziewczynek. O aprobowaniu takich ślubów będą teraz decydować duchowni poszczególnych odłamów islamu. - Dotarliśmy do końca praw kobiet i końca praw dzieci w Iraku - skomentował prawnik Mohammed Juma, jeden z głównych przeciwników zmian.

Zalegalizowano śluby z 9-letnimi dziewczynkami. "Dotarliśmy do końca praw kobiet i dzieci"

Zalegalizowano śluby z 9-letnimi dziewczynkami. "Dotarliśmy do końca praw kobiet i dzieci"

Źródło:
PAP, CNN, Guardian

Dwie osoby, w tym dwuletnie dziecko, zginęły w wyniku ataku nożownika w parku w bawarskiej miejscowości Aschaffenburg - poinformowała w środę niemiecka policja. Kilka osób zostało rannych, w tym dwie poważnie. Podejrzany mężczyzna został zatrzymany. To 28-latek z Afganistanu, który - jak donosi "Spiegel" - mieszkał w ośrodku dla azylantów.

Atak nożownika w Bawarii. Nie żyją dwie osoby, w tym dziecko

Atak nożownika w Bawarii. Nie żyją dwie osoby, w tym dziecko

Źródło:
PAP, Reuters, Bild

Trzy osoby, w tym dwoje pracowników Sądu Okręgowego w Łodzi, zostało zatrzymanych w śledztwie dotyczącym oszustw i prania brudnych pieniędzy. Jak poinformowała prokuratura, według szacunków z sądu zniknęło blisko milion złotych. Możliwe jednak, że po doszacowaniu suma strat będzie większa.

Pracownicy sądu zatrzymani w śledztwie dotyczącym prania pieniędzy

Pracownicy sądu zatrzymani w śledztwie dotyczącym prania pieniędzy

Źródło:
TVN24, PAP

Do największej ilości turbulencji w Europie dochodzi podczas lotów, których trasy rozpoczynają się lub kończą w Szwajcarii, wynika z danych portalu Turbli. Najbardziej obfitująca w turbulencje okazuje się trasa z Nicei do Genewy. Przyczyną są okoliczne alpejskie szczyty.

Nad jednym krajem w Europie najczęściej dochodzi do turbulencji

Nad jednym krajem w Europie najczęściej dochodzi do turbulencji

Źródło:
Euronews, tvn24.pl

Kto i po co osłupkowuje gotowe miejsca parkingowe? Takie pytanie zadała lokalnej grupie w mediach społecznościowych mieszkanka Saskiej Kępy. Za wprowadzeniem zmian w organizacji ruchu stoją stołeczni drogowcy, którzy wyjaśnili, jaki jest ich powód.

Stanęły słupki, parkować nie można. Drogowcy podali powód

Stanęły słupki, parkować nie można. Drogowcy podali powód

Źródło:
tvnwarszawa.pl

W środę, 22 stycznia, euro spadło poniżej poziomu 4,23 złotego. Oznacza to, że kurs euro znalazł się na najniższym poziomie od pięciu lat. Jak wskazali analitycy, została przełamana pewna symboliczna bariera.

"Niezły twist". Euro najtańsze od pięciu lat

"Niezły twist". Euro najtańsze od pięciu lat

Aktualizacja:
Źródło:
tvn24.pl, PAP

Muzyk disco polo Łukasz Obszyński, znany jako DJ Yogas, miał 39 lat. Zginął w wypadku w Werbkowicach (Lubelskie), gdzie zderzył się czołowo z wojskową ciężarówką. Muzyka żegna zespół Energy Girls, z którym grał w latach 2017-22.

Nie żyje znany muzyk disco polo. Zginął w wypadku

Nie żyje znany muzyk disco polo. Zginął w wypadku

Źródło:
tvn24.pl

Podatnicy mają możliwość skorzystania z ulgi w PIT, jeśli sprzedali mieszkanie przed upływem pięciu lat od nabycia, a otrzymane środki przeznaczyli na zakup, remont i wyposażenie nowego. Krajowa Administracja Skarbowa poinformowała w indywidualnej interpretacji o sprzęcie AGD, który może być zaliczony do wydatków objętych odliczeniem.

Ulga w PIT. Ten sprzęt domowy można odliczyć

Ulga w PIT. Ten sprzęt domowy można odliczyć

Źródło:
tvn24.pl

Policjanci zatrzymali 32-latka podejrzanego o gwałt i psychiczne znęcanie się nad dwiema kobietami. Ofiary same zgłosiły swojego oprawcę funkcjonariuszom. - Były przez niego zastraszane, poniżane, a ich codzienne życie zmieniało się w piekło - opisała starszy aspirant Aleksandra Freus z wrocławskiej policji.

32-latek podejrzany o gwałt i poniżanie dwóch kobiet. "Ich życie codziennie zmieniało się w piekło"

32-latek podejrzany o gwałt i poniżanie dwóch kobiet. "Ich życie codziennie zmieniało się w piekło"

Źródło:
PAP

Policja w Houston w Teksasie ma duży kłopot ze szczurami, które spożywają narkotyki skonfiskowane i przechowywane w magazynach. Nawet deratyzatorzy nie radzą sobie z plagą. Do tej pory gryzonie miały wpływ na bieg przynajmniej jednej bieżącej sprawy.

Duży problem policji. Szczury "uzależnione od narkotyków" zjadają dowody

Duży problem policji. Szczury "uzależnione od narkotyków" zjadają dowody

Źródło:
PAP, CBS News
Zbrodnia VAT-owska w PKOl? Skarbówka zawiadamia prokuraturę

Zbrodnia VAT-owska w PKOl? Skarbówka zawiadamia prokuraturę

Źródło:
tvn24.pl
Premium

Zaledwie miesiąc temu zapadła decyzja o ich misji wojskowej w Polsce. Dziś norweskie F-35 są już u nas i pomagają w ochronie wschodniej flanki NATO. Ich piloci stacjonują w bazie w Krzesinach pod Poznaniem, gdzie ćwiczą razem z polskimi pilotami. 

Norweskie F-35 pomagają w ochronie polskiego nieba. "Nasze dyżury trwają 24 godziny na dobę"

Norweskie F-35 pomagają w ochronie polskiego nieba. "Nasze dyżury trwają 24 godziny na dobę"

Źródło:
Fakty TVN

KIA, Opel i Honda poinformowały, że właściciele niektórych aut tych marek powinni zgłaszać się do autoryzowanych stacji obsługi w celu naprawy usterek. W pewnych modelach stwierdzono awarię poduszek powietrznych, a w innych - wyciek płynu hamulcowego. Naprawy mają dotyczyć ponad 33 tysięcy samochodów.

Wielka akcja serwisowa. Kilkadziesiąt tysięcy aut do warsztatów

Wielka akcja serwisowa. Kilkadziesiąt tysięcy aut do warsztatów

Źródło:
PAP

W środę strażacy z Konina w Wielkopolsce otrzymali zgłoszenie o osobie przymarzniętej do tafli wody w miejscowości Drążno-Holendry. Zdaniem strażaków kobieta musiała już tam leżeć od dłuższego czasu. Stwierdzono zgon. Śledztwo w tej sprawie prowadzi prokuratura.

Znaleźli kobietę przymarzniętą do tafli wody. Nie żyje

Znaleźli kobietę przymarzniętą do tafli wody. Nie żyje

Źródło:
tvn24.pl

- Po raz kolejny można było usłyszeć i zobaczyć, dlaczego z taką determinacją walczyłem wspólnie z innymi demokratami w Polsce, żeby tych ludzi odsunąć od władzy - mówił premier Donald Tusk, odpowiadając z mównicy Parlamentu Europejskiego krytykującym go w czasie debaty politykom polskiej opozycji. Wcześniej w środę szef rządu przedstawiał priorytety polskiej prezydencji w Radzie UE. Po nim głos zabrał między innymi europoseł PiS Patryk Jaki, który utrzymywał, że Tusk "dla konkurencji politycznej ogłosił Norymbergę". - Ursula von der Leyen namaściła pana na polskiego premiera i od tego czasu zachowuje się pan jak niemiecki namiestnik - mówiła Anna Bryłka z Konfederacji.

"Ktoś mógłby pomyśleć, że czułem się lekko zawstydzony". Tusk odpowiada europosłom PiS i Konfederacji

"Ktoś mógłby pomyśleć, że czułem się lekko zawstydzony". Tusk odpowiada europosłom PiS i Konfederacji

Źródło:
TVN24, PAP

Kierowcy na terenie siedmiu województw powinni zachować szczególną ostrożność. Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej wydał ostrzeżenia przed gęstą mgłą. W kolejnych dniach możliwe są marznące opady, a także silny wiatr.

Niebezpieczne godziny. Ostrzeżenia IMGW w kilku województwach

Niebezpieczne godziny. Ostrzeżenia IMGW w kilku województwach

Aktualizacja:
Źródło:
IMGW

Ośmioletnia kotka o imieniu Mittens w ciągu 24 godzin trzy razy leciała samolotem między Nową Zelandią a Australią. Pracownicy lotniska nie zauważyli klatki ze zwierzęciem podczas rozładunku luku bagażowego.

Kot został w samolocie. Odbył trzy podróże w ciągu doby

Kot został w samolocie. Odbył trzy podróże w ciągu doby

Źródło:
BBC
MON i MEN mogą się pomylić, gdy mowa o religii w szkole. W co gra PSL?

MON i MEN mogą się pomylić, gdy mowa o religii w szkole. W co gra PSL?

Źródło:
tvn24.pl
Premium

Tegoroczny Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy już 26 stycznia. Zgromadzone podczas niego środki wesprą onkologię i hematologię dziecięcą. Do udziału w akcji włączyli się dziennikarze i dziennikarki TVN i TVN24. Monika Olejnik oferuje ręcznie malowaną chustę góralską i śniadanie.

"W Hotelu Bristol albo w barze mlecznym". Wyjątkowa aukcja Moniki Olejnik dla WOŚP

"W Hotelu Bristol albo w barze mlecznym". Wyjątkowa aukcja Moniki Olejnik dla WOŚP

Źródło:
TVN24

Zdjęcie "Czas Apokalipsy" Chrisa Niedenthala zapisało się w historii Polski i Europy. Teraz fotografia trafia na aukcję Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Legendarny fotoreporter wspólnie z czteroletnimi bliźniętami Leną i Filipem Sosnowskimi przekazali na nią odbitkę numer 9. Niedenthal w rozmowie z rodzicami małych darczyńców - Natalią Szewczak (Business Insider Polska) i Mateuszem Sosnowskim (TVN24) - opowiedział o niesamowitej historii zdjęcia i o tym, jak niemal cudem, dzięki pomocy nieznajomego, udało się je wywieźć z Polski i pokazać światu.

To, że wydostało się z Polski, to niemal cud. Legendarne zdjęcie do wylicytowania

To, że wydostało się z Polski, to niemal cud. Legendarne zdjęcie do wylicytowania

Źródło:
tvn24.pl

Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy w niedzielę, 26 stycznia, zagra już po raz 33. Na błoniach Narodowego stanęła scena, miasteczko i główne studio. Dzień wcześniej, w sobotę, wystartują stamtąd uczestnicy Biegu "Policz się z cukrzycą". Organizacja Finału WOŚP i towarzyszących wydarzeń spowoduje zmiany w ruchu i parkowaniu.

Na błoniach Narodowego stanęła scena WOŚP. Od soboty zmiany w ruchu

Na błoniach Narodowego stanęła scena WOŚP. Od soboty zmiany w ruchu

Źródło:
tvnwarszawa.pl

33. Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy już w niedzielę, 26 stycznia. Zebrane pieniądze wesprą dziecięcą onkologię i hematologię. Liczy się każdy grosz, a razem możemy więcej. Sześcioletnia Pola i jej historia udowadniają, że wspierając Orkiestrę, wspieramy chore dzieci.

"Jeżeli ktoś nie wierzy, to my dajemy przykład". Sześcioletnia Pola żyje dzięki sprzętowi WOŚP

"Jeżeli ktoś nie wierzy, to my dajemy przykład". Sześcioletnia Pola żyje dzięki sprzętowi WOŚP

Źródło:
Fakty po Południu TVN24