Gawronik chwalił się, że jest specjalistą od uciszania prasy - powiedział w sądzie świadek koronny Jarosław Sokołowski pseudonim "Masa". Były członek mafii pruszkowskiej zeznawał w procesie Aleksandra Gawronika oskarżonego o podżeganie do zabójstwa dziennikarza.
"Masa" składał zeznania przy szczególnych środkach bezpieczeństwa, w kominiarce, w pomieszczeniu za pancerną szybą. Rozprawa rozpoczęła się w poznańskim Sądzie Okręgowym po oficjalnych godzinach jego urzędowania. Dziennikarze wchodzący na salę zostali poddani podwójnej kontroli bezpieczeństwa, przy wejściu do budynku sądu i bezpośrednio przed salą. Funkcjonariusze policji obecni byli na sali także w trakcie rozprawy.
"Masa" złożył wniosek o utajnienie jego zeznań, sąd jednak nie uwzględnił jego prośby, tłumacząc, że Sokołowski nie posiada statusu świadka koronnego w tej konkretnej sprawie. "Masa" kilkanaście lat temu rozpoczął współpracę z prokuraturą. Dzięki jego zeznaniom zatrzymano członków zarządu gangu Pruszkowa, a sąd nadał mu status świadka koronnego.
"Chwalenie się, że uciszył dziennikarza"
W czwartek "Masa" zeznał, że w 1998 roku Gawronik zaproponował gangsterom wspólny interes.
- Generalnie chodziło o pozyskiwanie podatku ze sprzedaży papierosów. To był nasz pierwszy kontakt - powiedział. Jak zeznał, na tym spotkaniu Gawronik przedstawił mu biznesplan, który miał być napisany przez prof. Modzelewskiego (Witold, b. wiceminister finansów - PAP) (...) firmę miał ochraniać pan Czempiński (Gromosław - PAP ) i Petelicki (Sławomir). Spodobało mi się to i poszedłem z tym projektem Gawronika do "Pershinga" (szef gangu pruszkowskiego - PAP). Mu też się spodobał ten projekt i dał mi pozwolenie na to przedsięwzięcie. Potem spotkaliśmy się cyklicznie, co tydzień; Gawronik przyjeżdżał do mnie do domu i zdawał mi relacje - powiedział "Masa".
Jak mówił, wtedy był "jednym z czołowych polskich gangsterów", co Gawronikowi imponowało i ich relacje po pewnym czasie stały się "koleżeńskie". Podczas jednego ze spotkań Gawronik powiedział mu, że jest "specjalistą od uciszania prasy".
Jak zeznał "Masa", Gawronik zapewne też chciał mu zaimponować, "stąd prawdopodobnie wynikło takie chwalenie się, że uciszył dziennikarza" - powiedział.
- Wtedy tę opowieść zbagatelizowałem, a w czasie rozmowy z Gawronikiem nie skojarzyłem jego opowieści z żadnym konkretnym dziennikarzem. Nie dopytywałem go też o to, bo mnie to nie interesowało - dodał.
- Nie pamiętam już dokładnie tego spotkania, na którym Gawronik powiedział, że uciszył dziennikarza. Ale pamiętam, że to było lato w 1999 roku, siedzieliśmy w ogrodzie i żona była niezadowolona, bo Gawronik stłukł cukiernicę - powiedział.
"Masa" podkreślił, że o tym zdarzeniu powiedział dopiero, gdy został o to zapytany przez prokuratora. - Prokurator pytał, czy coś wiem na temat zabójstwa przez pana Gawronika jakiegoś dziennikarza. Wtedy mi się to skojarzyło - dodał. W trakcie składania zeznań "Masa" zaznaczył jednak, że w jego ocenie Gawronik jest "mitomanem".
Zeznania wiarygodne?
W poprzednich zeznaniach "Masy", przytoczonych w czwartek przez sąd, Sokołowski podkreślił, że w latach 90. wśród osób z otoczenia Gawronika były także osoby rosyjskojęzyczne, choć jak stwierdził "była to wiedza tak zwana grupowa". Według prokuratury, to właśnie osoba posługująca się językiem rosyjskim miała dokonać zabójstwa Ziętary. "Masa" dodał też, że Gawronik zajmował się w latach 90. szarą strefą i przemytem alkoholu na bardzo dużą skalę. Jak mówił, kontakt z mafią pruszkowską pozwalał Gawronikowi na "swobodne robienie interesów".
Obrońca Gawronika Patrycja Leśkiewicz powiedziała dziennikarzom po rozprawie, że jej zdaniem zeznania "Masy" nie wniosły do sprawy nic przełomowego. - Dowiedzieliśmy się o jakimś nowym dowodzie nieznanym w procedurze karnej w postaci "wiedzy grupowej". Jeżeli ktoś kogoś pomawia, nie potrafi nawet wskazać, od kogo pośrednio pochodzi ta wiedza, to w mojej ocenie jest całkowicie niewiarygodny - mówiła.
- Okoliczności, o jakich świadek zeznaje dotyczące kontaktów, które miały mieć miejsce między Pruszkowem a oskarżonym, powinny się znaleźć w jego protokołach z przesłuchań z okresu, kiedy ubiegał się o status świadka koronnego. Przypominanie sobie pewnych okoliczności po 15 latach jest w mojej ocenie dość dziwne - powiedziała, dodając, że oskarżony odniesie się szczegółowo do zeznań Sokołowskiego na kolejnej rozprawie.
- Żeby była jasność: nie było żadnej firmy Aleksandra Gawronika i Jarosława Sokołowskiego. Koniec na ten temat - powiedział w piątek mediom Aleksander Gawronik. Pytany, co pamięta ze spotkania z "Masą", odparł, że "sporo".
Zaginął bez śladu
Proces Aleksandra Gawronika (zgadza się na podawanie nazwiska) rozpoczął się w styczniu ub. roku. Były senator oskarżony jest o nakłanianie ochroniarzy spółki Elektromis do porwania, pozbawienia wolności, a następnie zabójstwa reportera "Gazety Poznańskiej" Jarosława Ziętary. Gawronik odpowiada z wolnej stopy. Nie przyznaje się do winy. Grozi mu kara wieloletniego więzienia lub dożywocie. Dotychczas przed poznańskim sądem zeznawali m.in. założyciel spółki Elektromis, biznesmen Mariusz Świtalski oraz osoby związane z jego firmą. Wszyscy zaprzeczyli, by mieli cokolwiek wspólnego ze sprawą dziennikarza. Zeznania w sprawie złożyli także poznańscy dziennikarze, współpracujący z Ziętarą w "Gazecie Poznańskiej" oraz były gangster Maciej B. ps. "Baryła", odsiadujący wyrok dożywocia.
Jarosław Ziętara współpracował z "Gazetą Wyborczą", "Wprost" i "Gazetą Poznańską", gdzie zajmował się m.in. tematyką tak zwanej poznańskiej szarej strefy. 1 września 1992 r. wyszedł ze swojego mieszkania i wtedy widziany był po raz ostatni. W 1999 roku został uznany za zmarłego. Ciała dziennikarza do dziś nie odnaleziono.
Autor: ib/gp/jb / Źródło: PAP