"Chciałbym wstać i pobiec" - to jedyne marzenie Łukasza Karasia, ratownika medycznego, który zachorował na stwardnienie zanikowe boczne. Mężczyzna przez lata ratował ludzi. Teraz sam potrzebuje pomocy. Na kolejną terapię potrzebuje blisko 250 tys. złotych.
Jeszcze w marcu 2015 r. Łukasz Karaś był aktywnym młodym człowiekiem. Uprawiał sport, podróżował, planował założenie rodziny. Nagle jego świat runął. W marcu 2015 r. zdiagnozowano u niego chorobę układu nerwowego – stwardnienie zanikowe boczne.
- Wszystko zaczęło się od drżenia w ramieniu. Miałem nadzieję, że to nic poważnego. Myślałem, że może to przez brak magnezu. Badania wykazały jednak co innego. Byłem w szoku, nie spodziewałem się takiej diagnozy. Wszystko skończyło się z dnia na dzień - mówił Łukasz Karaś.
Wrócił do domu
Choroba uniemożliwiła mu dalszą pracę. Był ratownikiem medycznym we wrocławskim pogotowiu ratunkowym. Wrócił do rodzinnego domu w Nowej Soli (woj. lubuskie).
Dzięki terapii komórkami macierzystymi, którymi jest leczony, oraz kosztownej rehabilitacji jego choroba spowolniła się, ale niestety nie odpuściła.
- Łukasz po pierwszej serii zabiegów czuje się silniejszy, jego mięśnie współpracują. Łatwiej jest mu się poruszać - mówi jego mama Halina.
Droga terapia
Dalsza terapia przewyższa jednak możliwości rodziny. Jej koszty są prawie dwukrotnie wyższe niż poprzedniej. Sama terapia ma bowiem wyglądać nieco inaczej - Łukasz ma otrzymywać komórki macierzyste dożylnie, w znacznie większej dawce niż do tej pory. W sumie zaplanowano 10 takich zabiegów.
- Nie mamy już pieniędzy na dalsze etapy terapii. By je opłacić, potrzebujemy około 200 tysięcy złotych - mówi Halina Karaś.
Rodzina i przyjaciele Łukasza zdają sobie sprawę, że suma jest zawrotna, ale wierzą, że uda się zebrać taką kwotę i walczyć o jego życie.
Szukają pieniędzy na różne sposoby. Organizują aukcje i zbiórki przy okazji różnych imprez. Pomóc ma im w tym też gra, którą specjalnie dla Łukasza przygotowano. Paramedic Runner to gra przeglądarkowa. Gracz wciela się w postać to ratownika medycznego, który ma za zadanie zebranie jak największej liczby fiolek z komórkami macierzystymi, a przeszkadzają mu w tym uszkodzone neurony. Rozgrywka prowadzona jest na tle miasta Nowa Sól, skąd pochodzi Łukasz.
Nie poddaje się
On sam obiecał znajomymi i rodzinie, że się nie podda chorobie. Będzie walczył. I słowa dotrzymuje. Codziennie ćwiczy w domowej siłowni. Spędza tam nawet pięć godzin.
- Przychodzę z pracy, schodzimy tu z Łukaszem i po prostu ćwiczymy. Rehabilituję go też na wersalce. Ćwiczymy głównie nogi i ręce, bo to z nimi najbardziej wiąże się choroba. Dodatkowo cierpi na tym mowa - mówi Jerzy Karaś, ojciec Łukasza.
Autor: FC/gp/jb / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Poznań