Kolczatka, która przypięto mu do szyi, omal nie poderżnęła mu gardła i nie odcięła uszu. Mimo to właściciele nie zabrali go do weterynarza. Cierpienia psa przerwała interwencja "Animalsów". Cukiereczek, bo tak nazwano psa, został odebrany właścicielom i walczy teraz o powrót do zdrowia.
W środę inspektorzy z Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt "Animals" interweniowali w jednej z miejscowości pod Zieloną Górą.
- Otrzymaliśmy anonimowe zgłoszenie o psie, który od wielu tygodni miał być przypięty do łańcucha kolczatką, która wbijała mu się w skórę - mówi Sylwia Zając z zielonogórskiego OTOZ.
Widzieli cierpienie i nie reagowali
Gdy przyjechali na miejsce, pies przebywał już w domu. Na zewnątrz stała rozwalająca się buda, wokół niej brudne miski z wodą i resztkami zgniłego jedzenia i śmieci. I wielki smród.
Jednak dopiero widok psa wstrząsnął "Animalsami". Miał rozszarpane głębokie rany przy uszach i na szyi.
- Właścicielka się tłumaczyła, że mieli problemy zdrowotne z tatą, który wrócił ze szpitala. A pies uciekał i biegał po miejscowości. Dlatego przypięli go kolczatką do łańcucha - tłumaczy Zając.
I to właśnie ta kolczatka poraniła psa. Jak opisują inspektorzy, musiał on zaplątać się w łańcuch, gdy próbował uciec i "powiesił się". Kolczatka wbiła mu się w głowę, a pies prawdopodobnie próbując się uwolnić, ranił się jeszcze bardziej.
Kolczatka omal nie poderżnęła mu gardła i nie odcięła mu uszu. Mimo to właściciele nie udali się z nim do weterynarza. - Świadomie patrzyli na krzywdę jaka mu się dzieje i nie reagowali na nią - mówi Zając, dodając, że dzieci normalnie bawiły się z psiakiem, jakby zupełnie nie widząc jego cierpienia.
- Byłam zdumiona ich postawą. One biegały wokół tego psa, mimo, że rany paskudnie śmierdziały - tłumaczy.
Grozi mu amputacja ucha
Pies został przez "Animalsów" zabrany do weterynarza. - Lekarz wykluczył szycie rany, bo stwierdził, że jest ona za stara. To pokazuje, że nie zdarzyło się to wczoraj, tak jak twierdziła właścicielka psa - wyjaśnia Zając.
Cukiereczek, jak nazwano psa, przeszedł już jeden zabieg, niewykluczone, że będą potrzebne kolejne. Niestety, grozi mu amputacja jednego ucha. "Walczymy o jego uszko, niestety rany nie są poważne i jest ogromny problem. Może dojść do amputacji" - poinformowali inspektorzy OTOZ.
Sprawa trafi do sądu
Wiadomo, że pies nie wróci już do właścicieli. - Nie wyobrażalibyśmy sobie takiej sytuacji. Właścicielka podpisała zrzeczenie. Rozmawiałam z nią kilka godzin po interwencji i po krótkim pytaniu jak pies się czuje, szybko przeszła do pytania o kary, co pokazuje, że bardziej martwi się o siebie niż o psa - zauważa Zając.
A konsekwencji nie uniknie. - Sprawa zakończy się przed sądem. Czekaliśmy na odpis od lekarza weterynarii i po weekendzie złożymy zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa w prokuraturze. Pani potwierdziła nam, że przed sądem przyzna się do winy - przekazała Zając.
Cukiereczek trafił do domu tymczasowego. OTOZ zbiera pieniądze na jego leczenie oraz na zakup sprzętu do magnoterapii, który wykorzystywany jest między innymi do leczenia trudno gojących się ran, oparzeniach, owrzodzeniach, krwiakach i obrzękach.
Autor: FC/gp / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: OTOZ Animals Zielona Góra