W dowodzie wpisali jej, że ma piwne oczy. Ale tak naprawdę nie mają koloru. Katarzyna Richert od dziecka cierpi na aniridię, czyli brak tęczówki. Z dnia na dzień widzi coraz gorzej. Boi się, że w końcu zupełnie przestanie widzieć. Żeby tak się nie stało, musi przejść serię operacji. Jej córka też. Bo 15-letnia Zuzia zmaga się z tą samą chorobą. Żeby ocalić ich wzrok potrzeba 30 tysięcy złotych.
Imię i nazwisko: Katarzyna Richert
Adres zamieszkania : XXXX Gorzów Wielkopolski
Data urodzenia: XX.XX.1975
Kolor oczu: brak
Zaraz, jak to "brak"? To chyba niemożliwe? Coś trzeba wpisać. Pewnie "przegapiła" tę rubrykę, w pośpiechu nie zauważyła. Nie. To nie tak.
Pani Kasia nie miała co wpisać do dowodu osobistego, nie mogła podać koloru oczu, bo po prostu go nie ma. Urzędnicy musieli coś wpisać. Padło na piwne.
Tak widzieć nie chciałby nikt
Pani Kasia od urodzenie cierpi na aniridię, czyli brak tęczówki. To rzadka i podstępna choroba, która prowadzi do ślepoty. Jak? To bardzo "towarzyskie" schorzenie. Można powiedzieć, że przyciąga inne choroby.
Astygmatyzm, zaćma, oczopląs, krótkowzroczność. Pani Kasia walczy z każdą z nich.
Jak to (nie)działa?
Aniridia: nie masz tęczówki, a więc i źrenicy. Twoje oko jest wyjątkowo czułe. Masz światłowstręt. Każde wyjście z domu to problem.
Zaćma: stopniowo tracisz ostrość widzenia. W końcu widzisz jak przez mgłę.
Oczopląs: niekontrolowane mruganie oczami. Efekt jest porównywalny z podróżą autobusem, w którym szyby są oklejone reklamami. Trudno dostrzec, co jest za oknem. Wytężasz wzrok, coraz szybciej mrugasz. Chorzy mają tak non stop.
Krótkowzroczność: żeby coś zobaczyć musisz to mieć blisko oczu.
Astygmatyzm: niektóre elementy widzisz nieostro. Możesz mieć kłopot z określeniem odległości.
To teraz wyobraź sobie, że masz wszystkie te objawy i to przez cały czas.
Tak widzieć nie chciałby nikt.
"Tobie nikt nie może pomóc, ale ty innym tak"
A pani Kasia ma tak codziennie. Dzielnie stara się sobie ze wszystkim poradzić.
Samotnie wychowuje 15-letnią córkę. Sama utrzymuje rodzinę i jak wiele osób spłaca kredyt za mieszkanie. Z zawodu i z powołania jest fizjoterapeutką. Pracuje w jednej z gorzowskich przychodni.
- Wie pani, ja od dziecka włóczyłam się po lekarzach. Później jako dorosła kobieta też. Pukałam od drzwi do drzwi, ale żaden lekarz nie chciał się podjąć leczenia moich oczu. Warszawa, Łódź, Katowice… Odwiedziłam wielu specjalistów. Kiedy wybierałam studia, pomyślałam: tobie nikt nie może pomóc, ale ty innym tak. Tak zostałam fizjoterapeutką – opowiada.
"Co pani widzi?"
Na brak pacjentów nie może narzekać. Większości z nich nie przeszkadza to, że ich fizjoterapeutka ma kłopoty ze wzrokiem. Jak sobie radzi? Grunt to dobra organizacja. W jej gabinecie każda rzecz ma swoje miejsce. Problemem są tylko te nieszczęsne skierowania zapisane drobnym maczkiem.
- Proszę kolegów, żeby mi przeczytali, co dokładnie jest napisane na skierowaniu. Potem już doskonale wiem, co mam robić. W przychodni nikt nie robi mi z tego powodu problemów – opowiada pani Kasia.
W domu obowiązują podobne zasady. Nawet kubek z gorącą herbatą ma swoje miejsce.
- Pilnuję, żeby moja córka Zuzia też tak robiła. Trzeba sobie jakoś radzić – mówi.
- Co pani tak właściwie widzi? – pytam wprost.
- Powiem tak, gdyby pani przeszła obok mnie na ulicy, nie rozpoznałabym pani. Kiedy idę na przystanek autobusowy, bo tak dojeżdżam do pracy, to często nie jestem w stanie odczytać numeru linii. Nie wiem, czy to 113, 122 czy 126. Kiedy w domu coś się zepsuje albo mam problem muszę poprosić o pomoc sąsiadów – wylicza pani Kasia.
Ale nie o to przecież chodzi, by przez całe życie prosić o pomoc. Kiedyś sąsiadów nie będzie w domu, przechodniów na przystanku, kolegów w pracy. Kiedyś pani Kasia może otworzyć oczy i nie zobaczyć nawet konturów rzeczy, które ją otaczają.
– Boję się tego dnia – mówi.
„Co ja mam zrobić?”
Aniridia może być dziedziczna. Tak, tutaj też los nie oszczędził pani Kasi. Zuzia również cierpi na aniridię, choć w jej przypadku ma ona trochę lżejszą postać. U 15-latki jest przynajmniej fragment tęczówki. Ale podobnie jak i mama, Zuzia ma już oczopląs i cierpi na krótkowzroczność. Jeśli nic z tym nie zrobi, może być gorzej. A już teraz słabo widzi. Koledzy w szkole też jej nie odpuszczają.
- Przez to że noszę okulary i słabo widzę, rówieśnicy uważają nieraz mnie za "dziwoląga" i kogoś gorszego od nich – twierdzi nastolatka.
Tak bardzo marzy o tym, żeby mieć zdrowe oczy i zostać weterynarzem.
Zuzi można pomóc dokonując wpłaty na konto: Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym “Kawałek Nieba” Bank BZ WBK 31 1090 2835 0000 0001 2173 1374 Tytułem: “1261 pomoc dla Zuzi Richert” Fundacja Kawałek Nieba
Zamiast tęczówki czarna membrana
Kilka miesięcy temu pojawiła się szansa. Pani Kasia i jej córka trafiły na konsultację do doktora Adama Cywińskiego ze Śląskiego Ośrodka Leczenia Chorób Oczu w Żorach. Lekarz chce spróbować im pomóc.
Doktor Cywiński wszystko ma już przemyślane. Najpierw chce zoperować jedno oko pani Kasi.
- Zabieg będzie polegał na tym, że usunę zaćmę. Zmniejszę też wartość krótkowzroczności tak żeby była mniej dokuczliwa. Ponadto wprowadzę pacjentce czarną membranę, która będzie imitowała tęczówkę – opowiada doktor Cywiński.
Niewykluczone, że w ten sposób uda się potem uratować drugie oko. A to dopiero pierwszy krok. Potrzebna będzie też operacja zmniejszenia oczopląsu.
A co z Zuzią? Na nią też jest plan. Mogłaby być operowana w tym samym czasie, co jej mama.
- Mam nadzieję, że uda mi się zrobić trochę mniej skompilowaną operację. Dziewczyna ma częściowo zachowaną tęczówkę. Może uda mi się ją zszyć. Poziom trudności jest bardzo duży. Podejrzewam, że nikt się tego w Polsce nie podejmie. Wypracowałem sobie swoją metodę i liczę, że dzięki operacji uda mi się zmniejszyć u pacjentki światłowstręt i będzie lepiej widziała – tłumaczy chirurg - okulista.
Pani Kasi można pomóc dokonując wpłaty na konto: Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym “Kawałek Nieba” Bank BZ WBK 31 1090 2835 0000 0001 2173 1374 Tytułem: “1262 pomoc dla Kasi Richert” Fundacja "Kawałek Nieba"
Potrzeba 30 tysięcy
Seria operacji dla pani Kasi i jej córki to koszt 30 tys. zł. Takich pieniędzy nie mają, a Narodowy Fundusz Zdrowia nie zrefunduje im - jak mówią - leczenia.
- Sprawdzałam czy możemy liczyć na jakieś dofinansowanie, ale nie jest to możliwe, bo operacja zostanie przeprowadzona w prywatnej klinice. Ale co mam zrobić skoro w "państwowych" szpitalach nikt nie chciał się podjąć leczenia – tłumaczy pani Kasia.
Dlatego za pośrednictwem fundacji "Kawałek Nieba" ruszyła zbiórka pieniędzy.
- Nie chciałabym nic nie widzieć i poruszać się z laską. Jeśli nie przejdę operacji, to może się tak stać. Ale przede wszystkim jako matka proszę o pomoc dla mojej córki. Ja przynajmniej trochę rzeczy już zobaczyłam, a ona? – zamartwia się pani Kasia.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: Aleksandra Arendt/i / Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: Rybczyński Studio