Był oskarżony o zabicie żony i upozorowanie wypadku samochodowego. Sąd Okręgowy w Gorzowie Wielkopolskim skazał Karola R. na dożywocie. - Będzie mógł ubiegać się o warunkowe zwolnienie po 35 latach odbytej kary - poinformował sędzia.
W październiku 2014 roku w spalonym fiacie cinquecento przy drodze wojewódzkiej nr 139 znaleziono ciało 33-latki. Auto miało rozbić się o drzewo i zacząć palić. Szybko okazało się, że kobieta padła ofiarą zabójstwa. A rzekomy wypadek miał tylko zatrzeć ślady morderstwa, którego dopuścić miał się jej mąż Karol R.
- Mężczyzna podstępnie zwabił swoją żonę do mieszkania pod pretekstem opieki nad potrąconym psem, co było nieprawdą. Następnie zadał kobiecie kilka ciosów w głowę twardym narzędziem. To spowodowało poważne urazy głowy, w tym krwawienie śródczaszkowe, co było bezpośrednią przyczyną śmierci - mówił prokurator Maciej Mielcarek.
Następnie Karol R. umieścił jej ciało w samochodzie i upozorował wypadek samochodowy. - Auto miało rozbić się o drzewo i zacząć palić. To mężczyzna podpalił samochód, ponieważ chciał zatrzeć ślady – tłumaczył prokurator.
"Moje ręce nie miały na sobie krwi Agnieszki"
Oskarżony nie przyznawał się do winy. Twierdził, że jego żona zginęła w wypadku, a on z tą sprawą nie ma nic wspólnego. - Moje ręce nie miały na sobie krwi Agnieszki, a moje oczy jej tego dnia nie widziały. Całą sprawę zmanipulowała telewizja i nie wierzę w to, że było to zabójstwo. Znając Agnieszkę w tych ostatnich miesiącach, mógł to być wypadek. Również prokuratura dopuściła się matactwa w mojej sprawie. Nie przyznaję się do zabójstwa Agnieszki - mówił podczas procesu mąż kobiety.
Jego obrońca domagał się uniewinnienia. Prokurator - kary dożywocia. I do tej przychylił się w piątek sąd.
Mężczyzna został uznany za winnego zabójstwa żony. Odpowie także za posługiwanie się dokumentami z fałszywym imieniem i nazwiskiem - mężczyzna jeszcze przed pogrzebem żony wyjechał do Niemiec i tam przedstawiał się jako Paul W.
Za zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem usłyszał karę dożywotniego pozbawienia wolności, a za podrobienie dokumentów - roku więzienia. - Łączna kara to dożywotnie pozbawienie wolności. Oskarżony będzie mógł ubiegać się o warunkowe zwolnienie po 35 latach odbytej kary. Ponadto orzekam pozbawienie praw publicznych na okres 10 lat oraz zadośćuczynienie na rzecz matki żony w kwocie 100 tysięcy złotych – mówił podczas ogłoszenia wyroku sędzia Maciej Szulc.
Podczas uzasadniania wyroku sędzia tłumaczył, że oskarżony zabił żonę w domu, a następnie przeniósł jej ciało do auta i pojechał na drogę wojewódzką, gdzie uderzył samochodem z małą prędkością w drzewo. Następnie przeniósł zwłoki Agnieszki za kierownicę, a obok auta podrzucił telefon i kartę SIM, którą wcześniej zabrał.
W trakcie przenoszenia zwłok oskarżony zgubił jeszcze czapeczkę z daszkiem. Sędzia zwrócił też uwagę, że znaleziony w tylnej kieszeni spodni kobiety list pożegnalny okazał się fałszywy.
Z wyroku zadowolony jest prokurator. - Była to zbrodnia, która oskarżony zaplanował i wykonał z premedytacją, mordując młodą kobietę, i umotywowany był niskimi pobudkami: chęcią osiągnięcia korzyści majątkowej i przejęcia opieki nad ich dzieckiem - tłumaczył prokurator Mielcarek.
Wyrok nie jest prawomocny. Obrona zapowiedziała już apelację
Miał bić ją już wcześniej
Kobieta po ślubie zamieszkała z mężem w skromnym domu niedaleko niemieckiej granicy. Stopniowo odseparowywała się od rodziny. Według bliskich, z którymi wtedy rozmawiali reporterzy "Uwagi!", małżeństwo nie należało do udanych. Pobicia i dewastacja wspólnego dobytku sprawiały, że w domu coraz częściej bywała policja.
- Jak były takie dni, że było cicho, nic się nie działo, to za kilka dni na pewno coś się stało - mówiła zaraz po śmierci córki Agnieszki jej matka Maria. Opowiadała, że kiedyś mąż pobił i wrzucił Agnieszkę do kanału samochodowego. - Tak była pobita, że cała była sina - relacjonowała.
Ślady przemocy widzieli także sąsiedzi. - Zimą w okularach ciemnych chodziła, oczy miała podbite, ręce poobijane - mówił jeden z mieszkańców. Po kolejnym pobiciu Agnieszka odeszła od męża i zamieszkała z siedmioletnią wówczas córką Anią w sąsiedniej miejscowości. Spokojem nie cieszyła się jednak długo - Karol R. uprowadził córkę i wyjechał z nią do rodziny mieszkającej na terenie Niemiec.
Kilka miesięcy później - w październiku 2014 roku - Agnieszka zginęła, a jej mąż zniknął. Na samym początku prokuratura badała sprawę pod kątem wypadku samochodowego, jednak sekcja zwłok wykazała, że działanie ognia było skierowane na osobę już nieżyjącą, a podpalenie samochodu miało zatrzeć ślady.
Mąż kobiety został zatrzymany na terenie Niemiec na podstawie Europejskiego Nakazu Aresztowania. Stało się to dopiero dwa lata po zabójstwie Agnieszki.
Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24