"Możliwe, że nim ten list dotrze do państwa, będzie już po wszystkim" - napisał z aresztu śledczego w Lubaniu Marek O., znany bardziej jako "szeryf internetu". W liście, który przesłał do poznańskiej redakcji TVN24, mężczyzna informuje o strajku głodowym, który podjął. Po 12 dniach, jak poinformował mjr Mirosław Kazan, oficer prasowy Aresztu Śledczego w Lubaniu, Marek O. zgodził się na nowo przyjmować posiłki.
"Wynikiem zapadłego wyroku jest decyzja, którą podjąłem. Przyparty do muru postanowiłem przejść na drugą stronę mroku. By jednak nie zarzucił mi nikt, że jest to tylko metoda uchylenia się od odpowiedzialności, wybrałem metodę bolesną, chociaż równie skuteczną. Przestałem przyjmować pokarmy. Dlaczego? Nie byłem świadomy, że zlecenie, którego się podjąłem, ma związek z przestępstwem" - pisał w liście do poznańskiej redakcji TVN24 Marek O., jak sam siebie nazywa - "były szeryf internetu".
Przypomnijmy, 17 marca sąd we Lwówku Śląskim skazał Marka O. za oszustwa na 3,5 roku więzienia oraz konieczność naprawienia szkody, czyli zwrotu ponad 138 tys. zł.
Wyrok nie jest prawomocny. Obrońca skazanego zapowiedział złożenie apelacji.
Nie jadł i nie pił
Mężczyzna rozpoczął strajk najpóźniej 15 marca - w dniu napisania listu do redakcji TVN24. Dwa dni później poinformował o swoim proteście służbę więzienną.
- Mężczyzna poinformował nas 17 marca o rozpoczęciu głodówki, od początku gra z nami w otwarte karty. Początkowo nie pobierał posiłków, po kilku dniach zrezygnował z płynów. Jak tłumaczy, nie jest to protest przeciwko nam, a przeciw organom sprawiedliwości i organom ścigania - mówił we wtorek Kazan.
Przekonał go lekarz?
Marek O. przez cały czas głodówki pozostawał pod stałą opieką medyczną.
- Szanujemy jego decyzję. Jest pod opieką wychowawczą i psychologiczną. Dzisiaj przebywał na konsultacjach w szpitalu więziennym we Wrocławiu. Co drugi dzień ma wizytę u lekarza, jest tam ważony. Widać, że zmieniła mu się cera. To konsekwencja postępowania. Staramy się go nakłonić do zmiany tej decyzji - mówił we wtorek Kazan.
Jak widać, wizyta u lekarza rzeczywiście mogła wpłynąć na głodującego. Dzień po po wizycie rzecznik Aresztu Śledczego w Lubaniu poinformował nas, że Marek O. zdecydował się zakończyć głodówkę.
- Złożył oświadczenie. Zrobił to być może na kanwie poniedziałkowej wizyty w szpitalu więziennym. Widocznie lekarz ordynator go przekonał i wyjaśnił, co się z nim będzie działo dalej jeśli nie zrezygnuje- mówi Kazan i dodaje, że w środę "były szeryf internetu" normalnie pobrał i zjadł swój posiłek.
- Jakie kroki podejmie dalej, trudno przewidywać - mówi Kazan.
"Medialny testament" ma go wybielić
W wysłanym do redakcji liście, Marek O. poza informacją o podjęciu głodówki odniósł się również do swojej sytuacji i zarzucanych mu czynów.
"Na zleceniu zarobiłem kwotę 900 zł. Kiedy tylko zrozumiałem, że mogę być zamieszany w wyłudzenie, z własnej woli podałem się organom ścigania. Obywatelskie zatrzymanie to jedna wielka bzdura." - napisał Marek O.
Mężczyzna narzeka także na "zlinczowanie", jeszcze przed wydaniem przez sąd wyroku, przez media i rzecznika wielkopolskiej policji Andrzeja Borowiaka. Zdaniem skazanego, również sąd złamał zasadę niezawisłości "działając pod presją tzw. opinii publicznej".
- Nie będę się odnosił do tych zarzutów. Nie wiem kiedy miałem go "zlinczować". O ile pamiętam, sprawą zajmowali się koledzy z Lwówka Śląskiego, a nie my - mówi Borowiak.
W dalszej części listu Marek O. pozdrawia członków stowarzyszenia "Szeryf Internetu" oraz Janusza Palikota, który kiedyś odwiedził prowadzony przez niego sklep. "Jako jedyny włączył się w walkę o poprawę polskiego prawa. Życzę mu dalszych sukcesów, które wierzę, że osiągnie".
Zobacz fragmenty listu Marka O.:
Prokurator o tymczasowym aresztowaniu Marka O. (październik 2013 r.):
Przeszedł na ciemną stronę
Marek O. prowadził wraz z żoną mały sklep spożywczy na poznańskim Łazarzu. Po notorycznych kradzieżach i atakach wandali umieścił w sklepie kamerę. Filmy z udziałem złodziei publikował w internecie. Nie przyniosło to jednak efektu - w sklepie nadal dochodziło do kradzieży, a właściciel narzekał na nieskuteczne działania policji i prokuratury.
Pod koniec grudnia 2012 r. mężczyzna zamknął sklep Mikrus przy ul. Głogowskiej i założył stowarzyszenie "Szeryf Internetu". - Chcę wykorzystać pewną medialność i pomóc ludziom. Skończyłem 60 lat i uznałem, że warto po sobie coś zostawić. To "coś" to próba wybudowania pomostu między zwykłymi Janami Kowalskimi - wyjaśniał TVN24.
W październiku zeszłego roku 61-latka zatrzymała policja z Gryfowa Śląskiego, gdy "metodą na wnuczka" próbował ukraść 27 tys. zł od starszej kobiety. System działania grupy, której członkiem był "szeryf internetu", był zawsze taki sam. Jedna z osób dzwoniła, podając się za policjanta z drogówki, informowała o wypadku kogoś bliskiego i żądała pieniędzy za uniknięcie więzienia. Drugi z "policjantów" szedł odebrać pieniądze. Właśnie w roli tego drugiego "funkcjonariusza" przyłapano w Gryfowie Śląskim Marka O.
Sąd we Lwówku Śląskim najpierw odrzucił zażalenie Marka O. na tymczasowy areszt, by 17 marca skazać Marka O. na 3,5 roku więzienia. Już wtedy "szeryf internetu" głodował. Wyrok nie jest prawomocny. Obrońca skazanego zapowiedział złożenie apelacji.
Autor: FC/zp / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: KPP Lwówek Śląski / TVN 24