W ciągu kilkunastu dni w okolicy paliło się sześć razy. Z czego cztery razy w Gizałkach-Lesie, małej wsi pod Pleszewem. Mieszkańcy nie kryją strachu, a sprawę ewentualnych podpaleń bada policja.
Gizałki-Las to mała wieś w powiecie pleszewskim, w której znajduje się 12 domów. Mieszkańcy od kilkunastu dni drżą o swój dobytek. Obawiają się podpalacza, bo w ostatnim czasie wybuchły tam aż cztery pożary. Dwa kolejne wybuchły ledwie kilka kilometrów dalej, w miejscowości Wierchy. Śledztwo w sprawie prowadzi pleszewska policja.
Uratowali cielaki, spłonął dobytek
Wszystko zaczęło się 30 stycznia. Około 2 w nocy w jednym z gospodarstw w Gizałkach-Lesie wybuchł pożar.
- Ogień zauważono około godziny drugiej. Gdy na miejsce dotarły pierwsze wozy gaśnicze żywioł opanował już większą część stodoły, a płomienie wychodziły na dach budynku - relacjonuje asp. Mariusz Glapa z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Pleszewie.
Gwałtownie rozprzestrzeniający się pożar zagrażał pobliskim budynkom gospodarczym - wiacie i oborze, w której znajdowało się dziesięć cieląt. - Strażacy musieli jednocześnie rozpocząć gaszenie stodoły, obronę zagrożonych budynków i ewakuację z nich zwierząt. Na szczęście, udało się wyprowadzić wszystkie cielęta i nie dopuścić do rozprzestrzenienia się ognia - opisuje Glapa.
W akcji brało dziewięć zastępów straży pożarnej. Ogień strawił stodołę i oborę. Zniszczeniu uległ dach obiektu o powierzchni około 300 metrów kwadratowych oraz znajdujące się w nim maszyny, urządzenia rolnicze oraz płody rolne.
Ten pożar poruszył mieszkańców. Władze gminy zwróciły się z apelem o pomoc dla poszkodowanej rodziny, o przekazywanie pasz dla zwierząt i materiałów budowlanych. Uruchomiono także zbiórkę pieniężną.
Trzy pożary w tym samym miejscu
Szybko okazało się, że to dopiero początek. Tydzień po pierwszym pożarze wybuchł kolejny, na sąsiedniej posesji. Strażacy zgłoszenie otrzymali 6 lutego o godzinie 1:40.
- Płonęły drewniane budynki gospodarcze i garaż, w którym znajduje się samochód osobowy. Strażacy niezwłocznie podali dwa prądy wody objęte pożarem obiekty. Jednocześnie, aby nie dopuścić do rozprzestrzenienia się ognia, podano kolejny prąd wody w obronie bezpośrednio zagrożonego lasu sosnowego. Niestety, zarówno auta, jak i znajdującego się w pomieszczeniach wyposażenia nie udało się ocalić - wyjaśnia Glapa.
Z ogniem walczyły cztery zastępy straży pożarnej.
Kilkadziesiąt godzin później, 9 lutego, strażacy interweniowali po raz drugi na tej samej posesji. - Spłonął samochód osobowy marki Renault Laguna - podaje Glapa. Pożar znów wybuchł w nocy, tym razem pomiędzy godziną trzecią i czwartą. W akcji brały udział trzy wozy strażackie.
Kolejny pożar na tej posesji zgłoszono 11 lutego. Tym razem spłonął ostatni ze znajdujących się tam budynków gospodarczych. - Strażaków wezwano do płonącej szopy z drewnem. Wszystko się spaliło - tłumaczy Glapa. Interweniowały cztery zastępy straży pożarnej.
Paliło się też w sąsiedniej wiosce
13 lutego prawdopodobny podpalacz przeniósł się kilka kilometrów dalej, do miejscowości Wierzchy. - Najpierw, kilka minut po godzinie dziewiątej spłonął samochód osobowy marki Volkswagen Golf. Dziewięć godzin później otrzymaliśmy informację o kolejnym pożarze – tym razem palił się budynek gospodarczy kilka posesji dalej - wymienia Glapa.
Komendant powiatowy PSP w Pleszewie bryg. Roland Egiert przekazał, że strażacy nie ustalili przyczyn tych pożarów.
Mieszkańcy w strachu
Mieszkańcy wsi Gizałki-Las nie kryją strachu. - To nie jest przypadek czy jakiś zbieg okoliczności – mówią prosząc o anonimowość. Pytani o podejrzenia odpowiadają: - Nic nie powiemy, bo każdy z nas boi się o swój dobytek. Każdy z nas ma swoje podejrzenia. Wierzymy, że policja zrobi swoje.
Ich zdaniem gospodarstwa dotknięte pożarami zamieszkują spokojni ludzie. - W jednym mieszka małżeństwo z dziećmi. Bardzo dobrzy, pracowici i lubiani ludzie. W drugim mieszka mężczyzna z partnerką. Też spokojni. Z tego, co nam wiadomo, z nikim nie mają konfliktu – zapewniają.
Sprawą poruszona jest też sołtys sołectwa Wierzchy, do którego przynależą Gizałki–Las. - Po raz pierwszy coś takiego strasznego nas dotyka - mówi Zofia Lewicz.
Śledztwo w sprawie wszczęła pleszewska policja. - Czynności trwają. Policjanci sprawdzają wszystkie okoliczności zdarzenia – informowała w niedzielę oficer prasowa st. asp. Monika Kołaska.
Mieszkańcy wioski postanowili sami czuwać do czasu wyjaśnienia sprawy. - Teraz szczególnie mamy oczy naokoło głowy. Boimy się - wyznali.
Źródło: TVN 24 Poznań, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PSP Pleszew