- Mój syn nawet nie krzyczał. Oniemiał. Oddech złapał dopiero, gdy go przytuliłem - mówi Robert Pietruszka, ojciec jednego z dzieci, które zostało ranione przez linę na karuzeli w parku rozrywki w Skorzęcinie. - Czekałam, kogo ta lina pierwszego udusi - dodaje babcia drugiego z chłopców.
- Wpadła na karuzelę i mi zrobiło tak do tyłu i jeszcze raz do tyłu – pokazuje Filip, którego zraniła lina przymocowana do stojącej obok karuzeli zjeżdżalni. Choć od zdarzenia minął już tydzień, chłopiec nadal ma na szyi mocne przetarcia. – To mnie bardzo przejechało. Bardzo mnie bolało – przyznaje.
Karuzelę zatrzymano po krzyku babci
Całe zdarzenie widziała babcia chłopca. Gdy zauważyła linę uderzającą w dzieci, zaczęła krzyczeć. Wówczas maszynę zatrzymano. - Patrzę, że lina przelatuje przez siatkę i zahacza o jednego chłopca, a potem o Filipa. Czterech wnuków mam i czekałam, kogo pierwszego udusi. Drugi raz mocno chwyciła Filipa – przypomina sobie Urszula Siwiec.
Drugi z poszkodowanych chłopców był w potężnym szoku. - Mój syn nawet nie krzyczał, oniemiał. Oddech złapał dopiero, gdy go przytuliłem – mówi Robert Pietruszka, ojciec 7-letniego Marka.
Właściciel nie zareagował właściwie?
Opiekunowie dzieci narzekają także na postawę właściciela wesołego miasteczka. Ich zdaniem bardziej niż o zdrowie dzieci, dbał o własny interes.
– Właściciela nie interesowało w zasadzie, co się wydarzyło, tylko dlaczego tu robimy jakieś show – mówi Pietruszka.
- To był szok. Ze strony właściciela nie było żadnej pomocy - przyznaje Aleksandra Wyrwińska, mama Filipa.
Właściciel broni się jednak, tłumacząc, że stan dzieci wydawał się dobry i nie wymagały one pomocy z jego strony. - Gdyby dziecko miało problem z oddechem, nawet bym się nie zawahał – mówi właściciel parku rozrywki, Andrzej Kaszuba.
Z dala od karuzeli
Po wypadku dzieci pojechały do poznańskiego szpitala dziecięcego na ulicy Krysiewicza.
- Objawy były podobne jak u osób, które chcą się targnąć na swoje życie przez powieszenie. Wyglądało to o wiele gorzej niż było w rzeczywistości - tak ich stan oceniła lekarka ze szpitala, Sylwia Świdzińska.
Dzieci nie mają żadnych trwałych uszkodzeń ciała i zostały już wypisane do domów. Pozostał jednak uraz psychiczny. Po incydencie boją się korzystać z podobnych rozrywek. - Teraz w ogóle nie siadam na karuzeli. Mówię nie, nie i jeszcze raz nie – kończy Filip.
Autor: FC/jk / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24