Sąd postanowił, że 19-latek odpowiedzialny za wypadek na poznańskich Wierzbięcicach pozostanie w areszcie. Mężczyzna, początkowo zwolniony za kaucją, wrócił do tymczasowego aresztu po interwencji prokuratury. W wypadku, który spowodował 19-latek, zginął pieszy staranowany przez rozpędzone auto.
Skargę na areszt złożył obrońca podejrzanego.
- Sąd utrzymał w mocy postanowienie dotyczące tymczasowego aresztowania sprawcy wypadku na Wierzbięcicach w Poznaniu. Decyzja była zaskarżona przez obrońcę aresztowanego, teraz jest już prawomocna - informuje Agnieszka Weichert - Urban, rzecznik Sądu Okręgowego w Poznaniu.
23 marca rozpędzone bmw przejechało przez wysepkę tramwajową na ul. Wierzbięcice. Samochód staranował dwóch przechodniów. Jeden z nich zmarł w szpitalu.
Zobacz relację z wypadku:
Bez prawa jazdy
Kierowca auta nie miał ani ubezpieczenia samochodu, ani prawa jazdy. Policja zatrzymała go na miejscu wypadku, ale po spisaniu danych zwolniła do domu. Kiedy ze szpitala dotarła tragiczna informacja, iż jeden z potrąconych pieszych zmarł, prokuratura zadecydowała, że go przesłucha. Początkowo policja nie mogła znaleźć 19-latka - nie było go w miejscu zamieszkania - ale w końcu, z adwokatem, zgłosił się na policję.
Wcześniej w areszcie, ale tylko przez chwilę
19-latek złożył w końcu w prokuraturze obszerne wyjaśnienia. Twierdził, że jest niewinny a przyczyną wypadku miała być usterka techniczna samochodu, którym kierował. Innego zdania była prokuratura, która postawiła mu zarzut nieumyślnego naruszenia zasad bezpieczeństwa w ruchu drogowym, w wyniku czego śmierć poniósł pieszy. Grozi mu za to do ośmiu lat więzienia. Sąd zastosował wobec 19-latka tymczasowy, trzymiesięczny areszt. Ten jednak uchylono po po wpłaceniu 15 tys. złotych poręczenia majątkowego.
Według sądu, nie było obaw, że podejrzany będzie utrudniać postępowanie. Świadczyć o tym miał m.in. fakt, że 19-latek sam zgłosił się na policję po wypadku. Innego zdania była prokuratura, która zaskarżyła decyzję sądu.
8 kwietnia Sąd Okręgowy w Poznaniu przychylił się do wniosku prokuratury i zdecydował o aresztowaniu 19-latka na 3 miesiące.
Ojciec i syn się ścigali?
Do wypadku doszło 23 marca. Policja otrzymała zgłoszenie o zderzeniu osobowych BMW i citroena. Jednak kiedy funkcjonariusze pojawili się na miejscu, tego drugiego już nie było. Zastali za to skasowane czarne BMW z zamontowanym z tyłu kołem zapasowym, tzw. dojazdówką. Policja ustaliła, iż po zderzeniu BMW przejechało przez wysepkę tramwajową i wjechało na chodnik. Tam staranowało dwóch przechodniów i zatrzymało się na ścianie budynku. Jeden z poszkodowanych pieszych zmarł w szpitalu.
Grupa świadków zdarzenia twierdziła, że kierowcy samochodów się ścigali i ten siedzący za kierownicą BMW stracił panowanie nad pojazdem, w wyniku czego wpadł na chodnik. Inni świadkowie nie potwierdzili wersji miejskiego wyścigu. Zaprzeczał jej także 19-latek, który na miejscu wypadku był pytany o przyczynę wypadku przez lokalnych dziennikarzy. Mówił im wówczas o pękniętej "dojazdówce", zamocowanej na tylnej osi samochodu. Co istotne, mówił wówczas także, ze nie zna kierowcy drugiego z aut.
Policja ustaliła jednak m.in. na podstawie monitoringu, że samochód prowadził ojciec 19-latka, który również przebywa na wolności i ma w sprawie status świadka. Również zaprzeczył jakoby ścigał się ze swoim synem.
Zobacz nagranie monitoringu:
Autor: ww/ib/fc / Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24