Donośny łoskot, klekotanie i gruchotanie. Takie odgłosy można usłyszeć co roku w Wielki Piątek i Wielką Sobotę we wsi Bukówiec (woj. wielkopolskie) gdzie odbywają się wyścigi klekotów. Miejscowi chłopcy biegają trzy razy dziennie po kilka kilometrów ganiając od kapliczek do kościoła i robią przy tym sporo hałasu, ale mieszkańcom się podoba. - Nie wyobrażam sobie bez tego świąt - mówi pani Helena, mieszkanka Bukówca.
Klekoty to specjalnie skonstruowane drewniane zabawki stworzone głównie po to, żeby narobić jak najwięcej hałasu. Chłopcy mieszkający w Bukówcu spotykają się pod kościołem i dzielą się na dwie drużyny, po czym puszczają pędem w dwie różne strony. Ci, którzy mieszkają na prawo od kościoła nazywają się Wielkim Końcem, na lewo - Małym. Kto pierwszy dobiegnie i wróci na plac kościelny, wygrywa... nic. - To sprawa honorowa między chłopakami, chodzi o zabawę - mówi sołtys wsi, Tadeusz Małolepszy.
- Ja też latałem, chyba wszyscy w historii tej wsi latali. Tradycja to tradycja, chociaż przyznaję, że kiedyś było trudniej, omijaliśmy drzewa i rowy, dzisiaj chłopaki gonią po asfalcie - dodaje sołtys.
- Lubię biegać, dlatego tu przychodzę. Było ciężko, tego wyścigu nie wygraliśmy, ale możemy się zrewanżować jeszcze jutro - przyznaje Szymon, jeden z uczestników.
Chętnych nie brakuje
Tradycja jest ogólnopolska, ale to właśnie w Bukówcu kultywuje się ją do dziś. Chętnych nie brakuje. - Biegają wszyscy, chociaż mówi się, że pokolenie coraz słabsze. To przecież duże odległości, trzy razy dziennie po trzy kilometry! Nie wiem, czy nie biegają z tęsknoty za SKSami - mówi organizator i dyrektor szkoły, Zofia Dragan.
- Wielki Koniec ściga się z Małym Końcem. Ci drudzy mają trochę łatwiej, bo krótsza odległość, ale za to muszą okrążyć więcej kapliczek. Szanse chłopaki mają wyrównane - dodaje pani Zofia.
Łoskot klekotów ma być zapowiedzią dzwonów, które rozlegają się w Niedzielę Wielkanocną. Żeby nie było zbyt cicho, od 1919 roku dzieci biegają też ze specjalną taczką, którą wprowadza miejscowy stolarz. Jej obracające się koło grzechocze jeszcze bardziej niż zabawki, które mają w rękach.
Nie wszystkie klekoty to klamoty
Wśród tamtejszych klekotów można napotkać na prawdziwe pamiątki. - Mam takiego jednego klekota, jest cały obdrapany, ręcznie zrobiony. Kiedyś biegał z nim młody chłopak, który dzisiaj jest biskupem w Boliwii - przyznaje z dumą pani Zofia.
Zabawki dziedziczone są z pokolenia na pokolenie, ale raz na trzy lata można wygrać "nówkę-sztukę" w konkursie organizowanym przez panią dyrektor. Wykonana jest przez miejscowych stolarzy.
Autor: ww / Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24