Zarzuty znęcania się nad psem ze szczególnym okrucieństwem usłyszał Bartosz D. Mężczyzna miał brutalnie pobić Fijo, czteromiesięcznego szczeniaka swojej rodziny. Bartoszowi D. grożą trzy lata więzienia. Sąd postanowił także o przedłużeniu aresztu dla D. o dwa miesiące.
- Jestem niewinny. Udowodnię wam to - powiedział dziennikarzom, wchodząc do prokuratury. Podczas składania wyjaśnień miał przekonywać, że doszło do nieszczęśliwego wypadku - miał się na psa przewrócić. Miał zapowiedzieć także, że będzie chciał odzyskać szczeniaka.
Śledczy nie mają jednak wątpliwości co do winy mężczyzny. Jak poinformował nas Andrzej Kukawski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Toruniu, ekspertyzy biegłych wykluczyły możliwość, by obrażenia mogły być przypadkowe. Wskazały na pobicie jako prawdopodobną przyczynę.
Sąd Rejonowy w Toruniu postanowił o przedłużeniu aresztu dla mężczyzny o dwa miesiące.
Fijo pojedzie do Portugalii
Stan Fijo wciąż jest poważny. Pies ma złamany kręgosłup w czterech miejscach, połamane obustronnie żebra, a także wybite zęby. Szczeniak przeszedł operację neurochirurgiczną w specjalistycznej klinice w Czechach. Nie wiadomo, czy kiedykolwiek będzie chodził. 9 kwietnia ma trafić do profesjonalnej kliniki w Portugalii, która specjalizuje się w urazach kręgosłupa u psów.
Katarzyna Topczewska pełnomocnik Fundacji "Judyta", która opiekuje się pieskiem i jest obecnie jego właścicielem, powiedziała w poniedziałek rano, że nawet najwyższy wymiar kary jest w tej sytuacji zbyt niską karą.
- Bez wątpienia będziemy wnosili w sądzie o trzy lata bezwzględnego więzienia. Mam nadzieję, że ta sprawa i wydanie listu gończego będą precedensem i podejście do takich spraw się zmieni w Polsce - podkreśliła Topczewska.
Spakował się i zniknął
Do okrutnego pobicia szczeniaka doszło 27 stycznia. Mieszkanka Chełmży (województwo kujawsko-pomorskie) wraz z dwójką dzieci wróciła do domu. Tam zastała psa w kałuży krwi. Jej mąż nie był w stanie wyjaśnić, co się stało.
Jak informowała Fundacja, najpierw miał twierdzić, że psa potrącił samochód, potem, że się na niego przewrócił. Nikt w te wersje wydarzeń jednak nie uwierzył, a wtedy mężczyzna uciekł. Jego żona przekazała psa obrońcom praw zwierząt. To dzięki niej sprawa wyszła na jaw.
- Mężczyzna spakował swoje rzeczy i od tamtej pory nikt z bliskich go nie widział. Kolejnego dnia rozpoczęła się batalia policji o ustalenie jego miejsca pobytu. Sprawdzono wszystkie wskazywane lokalizacje, ale różne sygnały w tej sprawie się nie potwierdziły – powiedział PAP prokurator Marcin Licznerski. W końcu wysłano za nim list gończy.
Sprawa poruszyła opinie publiczną
Bartosz D. ukrywał się aż do 9 marca. Pojawiły się sygnały, że jest poza granicami kraju, ale zatrzymano go w Ostaszewie, kilkanaście kilometrów od jego domu. Był zaskoczony, że policjanci go namierzyli. Nie stawiał oporu.
Po tym, jak prokuratura opublikowała wizerunek mężczyzny, w poszukiwania włączyły się setki tysięcy internautów. Sprawa skatowanego szczeniaka poruszyła ludzi.
Policja odbierała mnóstwo sygnałów od osób, które chciały pomóc zatrzymać 30-latka. Być może, po jednym z takich sygnałów, kryminalnym z bydgoskiej komendy udało się najpierw namierzyć, a potem zatrzymać poszukiwanego mężczyznę.
Sprawą zajmowała się także "Uwaga" TVN:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: eŁKa//ec / Źródło: TVN24 Pomorze/PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP | Tytus Żmijewski