- To robią lekarze weterynarii, którzy leczą drób. Kupują tylozynę i metronidazol. Robią to wszyscy, których znam - takie słowa usłyszała reporterka programu "Uwaga!" TVN z ust jednego z powiatowych lekarzy weterynarii. Dziennikarka, przez wiele miesięcy podając się za farmaceutę lub hodowcę zwierząt, wykazała, że "prawie wszyscy" producenci, których odwiedziła, faszerują antybiotykami zwierzęta.
Reporterka programu "Uwaga!" TVN w środę ujawniła, że niektórzy hodowcy zwierząt w Polsce oraz pewna grupa lekarzy weterynarii tworzą quasi mafijny system, który stoi za procederem faszerowania zwierzęta nielegalnymi antybiotykami. Kupowane na czarnym rynku środki sprowadzane między innymi z Chin w większości nie widnieją w żadnej ewidencji leków.
Częste są przypadki podawania zwierzętom hodowlanym preparatów, których stosowanie jest w hodowli zabronione. Takim preparatem jest metronidazol, lek o udowodnionym działaniu rakotwórczym.
Antybiotykami szpikowane są wszystkie zwierzęta hodowlane – od drobiu po trzodę chlewną. Cel jest jasny: zwierzę musi osiągnąć maksymalne rozmiary, w jak najkrótszym czasie.
W czwartek reporterka "Uwaga!" ujawniła kolejne szczegóły procederu.
Tomasz Woliński założył ekologiczną farmę kurcząt. Zakupił pisklaki i preparat, który podawał kurom. Później okazało się, że podaje im nielegalny antybiotyk. - Wszystkie miały takie same objawy; zaczęły padać. Pojechałem do miejscowego weterynarza, który stwierdził, że układ pokarmowy jest poparzony, a kury są po wielkich przejściach. Co się później okazało - były nafaszerowane lekami - twierdzi hodowca.
"Mafia drobiowa"
Jak informuje żona jednego z weterynarzy, która nie chciała ujawniać swojej tożsamości, leki do nielegalnego obrotu wprowadzają właśnie weterynarze. - W kręgach weterynaryjnych mówi się o nich "mafia drobiowa" - twierdzi. Jej zdaniem jest to "grupa młodych ludzi, ale doświadczonych i będącym na rynku drobiowym od około 10 lat; dobrych lekarzy z ugruntowaną pozycją".
Na rozprowadzaniu takich substancji weterynarze po prostu zarabiają. – Metronidazol jest zakazany? – dopytuje reporterki programu "Uwaga!" jeden z powiatowych lekarzy weterynarii w ukrytej kamerze. Dzwoni do kolegi, który prowadzi hurtownię leków. Ten potwierdza: metronidazol można stosować tylko u gołębi. Lekarz nie ukrywa zdziwienia. Potem opowiada: - To (stosują zakazane leki z czarnego rynku – dop.red.) robią lekarze weterynarii, którzy leczą drób. Kupują tylozynę i metronidazol też. Robią to wszyscy, których znam.
Łatwy dostęp do nielegalnych środków
Zdaniem dr Wojciecha Karlika z Zakładu Farmakologii i Toksykologii SGGW stosowanie nielegalnych środków występuje w sytuacji, gdy hodowca widzi, że pogarsza się stan zdrowotny zwierząt, a jednocześnie boi się zacząć współpracę z lekarzem weterynarii, żeby nie nakazał mu wydłużyć cyklu produkcyjnego z uwagi na karencję jaką należy zachować po podaniu leków.
- Załóżmy, że został tydzień do oddania zwierząt do rzeźni i nagle występuje jakaś choroba, np. biegunka. Jeśli hodowca wezwie lekarza weterynarii i zaordynuje lek, który należy podawać przez tydzień, a później jeszcze pięć dni karencji, to oznaczałoby to dla hodowcy, że ten cykl produkcyjny wydłuży się o 10-12 dni, a to są dodatkowe koszty - wyjaśnia Karlik.
Jak dodaje, w Polsce można bardzo łatwo stosować nielegalny środek farmakologiczny w produkcji zwierzęcej. - Nawet jeśli zostanie stwierdzone, że jakiś hodowca posiada nielegalny surowiec, to nie można od razu podejrzewać, że jest on stosowany do leczenia zwierząt. Osoba, która go kupuje może powiedzieć, że nabywa go w celu np. syntez chemicznych - wyjaśnia.
- W Polsce prawo farmaceutyczne jest tak skonstruowane, że można komuś zabronić stosowania substancji, ale tylko wtedy, gdy sam się przyzna, że zakupił ją w celu wykorzystania jej u zwierząt - poinformował Karlik.
Czarna strefa
Niektórzy hodowcy nawet, gdy stado nie choruje, namówieni przez weterynarzy profilaktycznie aplikują leki zwierzętom. Fałszowane są też książki leczenia zwierząt, wszelkie dokumenty i wyniki badań. Splot interesów weterynarzy, hodowców i ludzi z branży spożywczej powoduje, że cała sprawa stała się tematem "tabu". Oficjalnie o czarnym rynku niewiele się mówi. - Dyskretnie je podajemy - mówi reporterce jeden z hodowców w ukrytej kamerze.
Jednym z efektów stosowania antybiotyków u zdrowych zwierząt jest to, że osoby spożywające ich mięso same uodporniają się na te leki. – Bardzo beztrosko stosowaliśmy antybiotyki, i to wszędzie – przyznaje prof. Waleria Hryniewicz, kierowniczka Zespołu Badań Mikrobiologicznych w Narodowym Instytucie Zdrowia Publicznego.
Autor: zś/k / Źródło: Uwaga TVN
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu | PAP/Wojciech Pacewicz