|

Pan nie żyje, proszę pana. Nie ma za co przepraszać

Omyłkowo pochowany 9 lat temu, Andrzej Kępa wciąż ma grób
Omyłkowo pochowany 9 lat temu, Andrzej Kępa wciąż ma grób
Źródło: TVN24

Niełatwo jest umrzeć i nie zauważać swojej śmierci dłużej niż miesiąc. Ktoś się o nas upomni, coś zablokuje, konto wyświetli się na szaro, przychodnia odmówi przyjęcia. Andrzej Kępa z Warszawy nie żył prawie dwa lata i do dzisiaj ma grób, bo "nie jest statystycznym Polakiem". Wedle sądu, dla takich jak on utrata tożsamości to jedynie "czasowy dyskomfort".

Artykuł dostępny w subskrypcji

Artykuł ukazał się pierwotnie pod koniec grudnia 2020 roku.

- Dzisiaj nie mówi się "osoba bezdomna". Mówi się "osoba w kryzysie bezdomności" – poprawia mnie Andrzej Kępa.

"Kryzys" nie przykleja się do człowieka tak jak "bezdomny". Może trwać długo, ale ma początek i koniec. Wchodzimy w niego bezwolnie. Wyjście zależy od nas. - Spotykam ludzi, którzy byli już w kilkunastu ośrodkach. Opowiadają, jak tam jest. Stają się informatorami tego życia. To jest ich życie. Przyzwyczaili się. Ja wewnętrznie się nie pogodziłem, ale zaczynam machać na to ręką. I to mnie przeraża – mówi Kępa.

Dlatego długo bronił się przed ośrodkami. Gdy zgłosił się do pierwszego, dowiedział się, że nie żyje.

Jak wyjść ze śmierci? - Najpierw czułem się z tym dziwnie. Potem narastała bezradność. Po miesiącach pukania do różnych instytucji opadła we mnie chęć wyjaśniania.

Pani konto wyświetla się na szaro

Andrzej Kępa nie jest jedynym uśmierconym na papierze obywatelem Rzeczpospolitej. W archiwach - także naszych - nie brakuje takich historii.

Niełatwo jest umrzeć w ten sposób, a przynajmniej nie zauważać swojej papierowej śmierci dłużej niż miesiąc. Tak by się wydawało. Dostajemy pensję, emeryturę, rachunki, ktoś się w końcu o nas upomni, coś nam zablokuje.

Pani Wanda z Gliwic dowiedziała się o swojej śmierci w banku. W sierpniu 2020 roku poszła uregulować opłaty, bo dzień później planowała podróż do Niemiec. - Pani konto wyświetla się na szaro, to znaczy, że pani nie żyje – usłyszała od pracownicy banku. Śmierć udało się anulować jeszcze tego samego dnia w ZUS-ie, który błędnie uznał panią Wandę za zmarłą i wydał bankowi polecenie zwrotu sierpniowej emerytury.

Pani Barbara z Łodzi dowiedziała się w przychodni zdrowia, pan Dariusz z Bydgoszczy – w aptece. Zostali uśmierceni na wyższym poziomie niż pani Wanda, przez co było to bardziej brzemienne w skutkach. Urzędnicy miejscy wykreślili ich omyłkowo z ewidencji ludności – panią Barbarę w grudniu 2008 roku przy okazji usuwania jej autentycznie zmarłego męża. Automatycznie stracili PESEL i wypadli z rejestrów publicznych.

Dwukrotnie uśmiercona na papierze
Dwukrotnie uśmiercona na papierze
Źródło: TVN24

Pani Barbara jeszcze przez dwa lata pojawiała się w rejestrze przychodni rejonowej jako martwa, mimo że błąd na wniosek wojewody po ośmiu miesiącach został naprawiony w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji. Na szczęście w ośrodkach zdrowia w podobnych przypadkach tolerowane jest oświadczenie pacjenta o ubezpieczeniu. Pan Dariusz, usunięty ze świata żywych w 2014 roku, przez sześć miesięcy odzyskiwania PESEL-u nie mógł rozliczać się z urzędem skarbowym i odwiedzać córki w Wielkiej Brytanii.

Ale nikt z nich nie doszedł w papierowej śmierci tak daleko, jak Andrzej Kępa. Nie mieli aktu zgonu.

Zgłosił się mężczyzna, który nie żyje

Sierpień 2012. Andrzej Kępa od półtora roku nie ma domu, ale dotąd nie uważał się za bezdomnego. Stracił mieszkanie na Grochowie z powodu niepłacenia czynszu. Najpierw jednak stracił rodzinę. Z żoną się rozszedł, córkę rzadko widuje, wnuka w ogóle, rodzice umarli. Rodzice byli ostatnim oparciem w jego chorobie alkoholowej. Przestał pić, ale dług już był za duży. Po eksmisji pomieszkiwał u znajomych.

Podupadł na zdrowiu. Chodzi o kuli, cierpi na ból w biodrze, czeka go operacja wstawienia endoprotezy. Musi zatrzymać się gdzieś na stałe, w schronisku dla bezdomnych. Potrzebuje do tego zaświadczenia z Urzędu Dzielnicy Praga-Południe, że nigdzie nie mieszka.

W urzędzie zerkają na niego dyskretnie. Proponują kawę. - To nietypowe – myśli. Wychodzi kierownik, wita się z nim – to się nie zdarza. I pokazuje mu odpis aktu zgonu.

Kępa od dawna nie figuruje pod adresem na Grochowie. Nigdzie nie jest zameldowany. W ogóle nie istnieje. To jest jego akt zgonu. Umarł w szpitalu przy ulicy Barskiej.

Urzędnicy proszą go o dowód osobisty. W aktach sprawy jego uśmiercenia i przywracania do życia zostanie taka notatka z tej wizyty: "Zgłosił się mężczyzna podający, że nazywa się Kępa Andrzej. W bazie ewidencji sprawdzono, że Kępa Andrzej zmarł w dniu 14.11.2011. W związku z powyższym dowód zatrzymano i unieważniono".

Odtąd nie ma rodziny, mieszkania, dowodu, nie ma tożsamości.

- Pierwszy raz spotykam się z taką sytuacją – miał przyznać kierownik i na pożegnanie wręczyć Kępie swoją wizytówkę. - Jak się pan dowie, jak to odkręcić, to proszę zadzwonić.

Uśmiercony na papierze
Uśmiercony na papierze
Źródło: tvn24

Pomagają w schronisku. Przyjmują go mimo braku dokumentów i podpowiadają, że musi unieważnić ten akt zgonu, jeśli chce odzyskać tożsamość. Ustawa Prawo o aktach stanu cywilnego wskazuje, że trzeba to zrobić w sądzie.

Ale on nie ma się od czego odwołać. Urząd stanu cywilnego nie chce mu wydać aktu zgonu. Bo przecież Kępa z tego dokumentu nie żyje, a ten, który żyje, nie wiadomo, czy jest jego bliskim. W ogóle nie wiadomo, kim jest.

Wedle ustawy wniosek o unieważnienie aktu zgonu, oprócz zainteresowanego, może złożyć do sądu także kierownik USC albo prokurator. Ale ten pierwszy tego nie proponuje.

Pan Andrzej zgłasza się do prokuratora, który dociera do jego rodziny. Nie jest to trudne. Adresy córki i byłej żony są w komisariacie policji, tym samym, który dziesięć miesięcy wcześniej uśmiercił Kępę.

Przyjechałem na twój pogrzeb

Akt zgonu za życia przytrafia się osobom samotnym, wykluczonym z systemu wszelkich rozliczeń. Nie wychwyci ich żadna instytucja wystawiająca rachunki i nie ma kto prawidłowo rozpoznać przypisanych im zwłok. Tylko przez szczęśliwy zbieg okoliczności nie zostają pochowani.

Pan Marek z Kołobrzegu w lutym 2016 roku natknął się na dworcu na swojego syna, z którym nie widział się od 16 lat. - Przyjechałem na twój pogrzeb, a ty chodzisz po dworcu – powiedział mu syn. Miał być pochowany tego dnia jako mężczyzna, który zmarł w sklepie. W chwili śmierci nie miał przy sobie dokumentów, ktoś powiedział policji, że to może być pan Marek, a jego brat potwierdził to w prosektorium. Nie widział brata tak samo długo jak bratanek.

Zmarły za życia
Zmarły za życia
Źródło: tvn24

Dwie siostry pana Tomasza z Bydgoszczy tuż przed jego pogrzebem w grudniu 2011 roku wstąpiły do schroniska dla bezdomnych, gdzie brat przebywał w ostatnich dniach. Postanowiły sprawdzić, czy nie zostawił tam rzeczy osobistych. Gdyby nie to, pan Tomasz zostałby pochowany jako mężczyzna znaleziony martwy w pustostanie. Policja pokazała zdjęcia zmarłego siostrom pana Tomasza, a one rozpoznały w nim brata. - Rzeczywiście z profilu był do mnie bardzo podobny – stwierdził pan Tomasz. Siostry - jedna z Irlandii, druga z Dolnego Śląska - nie widziały go 15 lat.

Uznany za zmarłego - żyje
Uznany za zmarłego - żyje
Źródło: TTV

Pana Andrzeja z Rzeszowa nikt z bliskich nie oglądał po stwierdzeniu zgonu w listopadzie 2009 roku ani na żywo, ani na fotografii. Policja przekazała byłej żonie i córce, że na budowie domu we wsi Rudna Mała ojca przygniotły pustaki i nie proponowała im identyfikacji zwłok. W rzeczywistości pod pustakami, a potem w trumnie leżał inny robotnik, kolega pana Andrzeja, który miał tak samo na imię, urodził się tego samego dnia i na dodatek razem mieszkali. Kobiety kupiły czarny garnitur w prążki, koszulę stalową, krawat, buty, wybrały trumnę dębową oraz dwa wieńce z pomarańczowych róż i białych margaretek. W dniu pogrzebu córka postanowiła ostatni raz zobaczyć ojca. Mimo że ciało było zmasakrowane, dostrzegła na twarzy wąsy. Dawno go nie widziała, ale pamiętała, że ojciec ich nigdy nie nosił. Pojechała z matką do jego mieszkania. Nie zastały ojca, zostawiły sąsiadce swój numer telefonu. Pół godziny przed pogrzebem sąsiadka zadzwoniła, że pan Andrzej właśnie wrócił i ma się dobrze.

Listopad w październiku

11 listopada 2011. Dzień papierowej śmierci Andrzeja Kępy. W szpitalu przy ulicy Barskiej w Warszawie umiera mężczyzna, wygląda na 60 lat. Przywieziono go ostatniego dnia października z Alei Krakowskiej. Prosto z ulicy. Nie miał dokumentów. Był upojony alkoholem, bardzo schorowany, wyniszczony, zaniedbany. Miał niewydolność wątroby, martwicę stopy, złamaną nogę, wszy. Trudno było się z nim porozumieć. Ale przed śmiercią zdołał podać swoje dane.

Wszystkie pasują do Andrzeja Kępy, z wyjątkiem jednego elementu. Obaj panowie dostali to samo imię i nazwisko, obaj urodzili się w 1956 roku, w tym samym dniu, ale żyjący Kępa w listopadzie, a zmarły w październiku.

Szpital nie jest pewien tożsamości zmarłego, więc zwraca się do policji o ustalenie jego danych oraz rodziny.

W bazie ewidencji nie ma numeru PESEL osoby, za którą przed śmiercią podał się pacjent – Andrzeja Kępy, urodzonego w październiku. Nie jest to jeszcze sytuacja bez wyjścia. Zmarłego może ktoś rozpoznać, członek najbliższej rodziny, opiekun prawny albo co najmniej dwie osoby, które go dobrze znały. Ostatecznie zostaje porównanie kodu genetycznego, przeprowadzanie wywiadu daktyloskopijnego.

Co robi policja? Wysyła szpitalowi PESEL i numer dowodu Andrzeja Kępy, urodzonego w listopadzie, czyli żyjącego, oraz dane jego córki i byłej żony, zaznaczając, że jest to "prawdopodobnie" rodzina zmarłego.

I szpital wystawia kartę zgonu człowiekowi, który żyje.

- Szpital nie jest odpowiedzialny za ustalanie tożsamości zmarłej osoby – tłumaczy Karolina Brzezińska, adwokatka z kancelarii Drzewiecki, Tomaszek & Wspólnicy, która wraz z adwokatem Andrzejem Tomaszkiem walczy dzisiaj o zadośćuczynienie dla Kępy. - To policja jest od identyfikacji zwłok, szpital tylko stwierdza zgon. Policjanci powinni skontaktować się z rodziną. Ustalili dane córki i byłej żony. Nie było to więc skomplikowane, tym bardziej, że mieszkały w Warszawie. Ponadto nawet jeśli uznać, że ten pacjent, który zmarł, podał swoje prawdziwe imię, nazwisko i datę urodzenia, to policjanci tego nie potwierdzili.

Inaczej mówiąc, zmarły pacjent pozostaje niezidentyfikowany. Ponieważ uznano, że był osobą bezdomną i nie powiadomiono jego bliskich, karta zgonu idzie do miejskiego ośrodka pomocy społecznej, by zorganizowali i sfinansowali pochówek.

Na koniec wszystkie dokumenty trafiają do kierownika urzędu stanu cywilnego, który sporządza akt zgonu. - Kolejna instytucja zawiodła – mówi Brzezińska. - Jest przepis, który mówi, że kierownik urzędu stanu cywilnego powinien dążyć do uzyskania najpełniejszych wymaganych informacji, a jeśli uzna pewne dowody za niewystarczające, powinien przeprowadzić postępowanie wyjaśniające. Powinien zwrócić się z pytaniem do szpitala i do policji, skąd te rozbieżności w dacie urodzenia. Wiedział o tych różnych miesiącach i nic z tym nie zrobił. Tu październik, tam listopad – nikomu to nie przeszkadzało.

Odbył się pogrzeb. Pan Andrzej: - Wiem, że córki i byłej żony nie było. Nie zostały powiadomione.

Omyłkowo pochowany 9 lat temu, Andrzej Kępa wciąż ma grób
Omyłkowo pochowany 9 lat temu, Andrzej Kępa wciąż ma grób
Źródło: TVN24

Obcy człowiek leży obok babci

Nie tylko Andrzej Kępa miał pogrzeb za życia.

Pan Eugeniusz ze wsi Podole Małe w powiecie słupskim na Pomorzu, ukończywszy lat 38, został pochowany 15 sierpnia 2013 roku we wsi Stowięcin w rodzinnym grobie obok babci, gdy przebywał w zamkniętym ośrodku leczenia uzależnień. Nikomu nie powiedział, że idzie na odwyk. Bracia rozpoznali go w martwym mężczyźnie, znalezionym w pustostanie w Słupsku. Miał bliznę po oparzeniu na plecach jak Eugeniusz.

Gdy w październiku tego samego roku pan Eugeniusz pojawił się żywy w rodzinnych stronach, od razu zgarnęła go policja. Znali go, był notowany. Dlatego mogli od ręki potwierdzić jego tożsamość po odciskach palców. Od razu też z grobu zdjęto tabliczkę z jego nazwiskiem. Bracia nie mogli przeboleć, że obok babci leży obcy człowiek. Z kolei Eugeniusz obawiał się, że skoro nie żyje, pozbawią go spadku. Zaraz po pogrzebie wymeldowali go ze wspólnie zamieszkiwanego domu.

Pan Jarosław ze wsi Siedliska w powiecie Tomaszów Lubelski na Lubelszczyźnie, ukończywszy lat 36, został tam pochowany 4 stycznia 2012 roku, gdy ścigany był listem gończym. Zniknął dziewięć miesięcy przed własnym pogrzebem, z karą pozbawienia wolności do odbycia, która została mu zamieniona za niezapłaconą grzywnę zasądzoną za oszustwo. Matka rozpoznała go w martwym mężczyźnie, znalezionym w sąsiedniej wsi Werchraty w powiecie Lubaczów na Podkarpaciu, mimo że zwłoki były w daleko posuniętym rozkładzie. Miał odstające uszy, braki w uzębieniu, zniekształcony kciuk, bliznę po operacji na prawym kolanie, koszulkę z zacinającym się pod szyją zamkiem, jak jej syn.

Po pogrzebie dawna przyjaciółka Jarosława zawiadomiła podkarpacką policję, że mężczyzna nęka ją telefonami. Policjanci odpowiedzieli jej, że przecież on nie żyje. Gdy w październiku 2013 roku wylegitymowali go w Rzeszowie, powiedział im: "Będą kłopoty, bo ja nie żyję". Wiedział, że został pochowany. Wrócił do domu, bo list gończy i wyrok zostały unieważnione razem z numerem PESEL. Wyrok odsiedział dopiero po jego odzyskaniu, po kilku latach, a pochowane dwa lata wcześniej zwłoki mężczyzny zostały ekshumowane i zidentyfikowane.

Dowody na istnienie

Wrzesień 2012. Mija miesiąc, odkąd Andrzej Kępa dowiedział się o swojej śmierci. Prokurator składa do sądu wniosek o unieważnienie jego aktu zgonu. Sąd wyznacza termin rozprawy na styczeń 2013. Ponad rok od momentu, gdy uśmiercono mężczyznę.

Do wniosku dołącza także protokół przesłuchania córki i byłej żony Kępy. Obie potwierdzają, że on to on. Mimo to sąd odracza rozprawę.

- Już wtedy mogło zapaść postanowienie. Prokurator przeprowadził dowody. Ale sąd wystąpił o kolejne, bo dopatrzył się szeregu rozbieżności w zakresie ustalenia tożsamości – mówi mecenas Brzezińska. Sąd chce, by Urząd Miasta Stołecznego Warszawy, ZUS, NFZ, poradnia rejonowa, wreszcie szkoła zawodowa, którą Kępa kończył, przesłały mu dokumentację dotyczącą "umarłego".

Ostatecznie pan Andrzej zostaje przywrócony do życia trzy miesiące później, w kwietniu 2013 roku. Brzezińska: - W sprawie tak fundamentalnej dla każdego człowieka, jak własna tożsamość, trzy miesiące to ogromna różnica. Wiadomo, że sądy są obłożone i sprawa nie była prosta, ale dotyczyła czyjegoś życia.

- Może sąd podejrzewał, że przestępca podszywa się pod zmarłego, a znajomi mu w tym pomagają, podając się za jego żonę i córkę, może dlatego to musi tyle trwać? – podpowiadam.

- A dlaczego można kogoś tak szybko uśmiercić? To powinno działać w obie strony. Mam wrażenie, że wtedy, w szpitalu, gdy zmarła osoba bezdomna, nikt nie poświęcił dostatecznie dużo czasu na ustalenie jej tożsamości.

Policja, która płaci za pogrzeb

Pan Andrzej z Rzeszowa, którego miały zmiażdżyć pustaki, został uśmiercony we wtorek, 24 listopada. W sobotę miał mieć pogrzeb. W poniedziałek, niespełna tydzień po papierowej śmierci, prokurator wystąpił do sądu o unieważnienie aktu zgonu. Termin rozprawy został wyznaczony na 4 grudnia. Zatem wrócił do świata żywych po 11 dniach.

Wrócił do żywych, choć nigdy nie umarł
Wrócił do żywych, choć nigdy nie umarł
Źródło: TVN24

Pana Eugeniusza z Podola Małego, którego pochowali w grobie babci, gdy leczył się z uzależnień, przywrócono do życia po czterech miesiącach. Jednak zważywszy, że ujawnił się bliskim półtora miesiąca po własnym pogrzebie, urzędowe ożywianie nie trwało długo.

W obu przypadkach sąd wydał postanowienie o unieważnieniu aktu zgonu na pierwszej rozprawie. Prócz rodziny i sąsiadów w drugiej sprawie zeznawał jeszcze patomorfolog, który przeprowadzał sekcję zwłok, mylnie przypisanych panu Eugeniuszowi.

Zwracając tożsamość panu Andrzejowi, sąd w Rzeszowie zaznaczył, że nie rozstrzyga, kto w jego sprawie zawinił. Rzeszowska komenda policji sama go przeprosiła i pokryła koszty niedoszłego pogrzebu.

Policja, która nie przeprasza

Dwa lata po unieważnieniu aktu zgonu Andrzej Kępa pozywa warszawskie instytucje: policję i urząd stanu cywilnego za odebranie tożsamości, a sąd rejonowy – za długi proces jej odzyskiwania. Żąda 80 tysięcy złotych oraz publicznych przeprosin za naruszenie dóbr osobistych.

- Nie chodziło o pieniądze, ale o kwestie etyczne i moralne, o krzywdę człowieka. Wydawało się oczywiste, że zostanie uznana. Każdym wstrząsnęłaby utrata tożsamości – mówi Karolina Brzezińska.

Ale Sąd Okręgowy w Warszawie oddala pozew. Nie dopatrzył się opieszałości sędziów rejonowych ani bezprawnego działania policjantów. W uzasadnieniu wyroku wskazuje, że dane pacjenta podał on sam, a był z nim utrudniony kontakt. To ważna informacja, podkreśla sąd, bo "dawała podstawy do uznania, że pacjent mógł się pomylić w miesiącu urodzenia, podając listopad, zamiast październik".

Mógł też pomylić imię, nazwisko, dzień i rok. Ale tego nie ma w uzasadnieniu wyroku. Nie ma też wyjaśnienia, dlaczego nikt nie skontaktował się z córką i byłą żoną Kępy, by rozwiać wątpliwości.

Jest za to analiza życia pana Andrzeja. Przed aktem zgonu i po. Dwa różne życiorysy.

Po liceum zawodowym często zmienia pracę. Leczy się psychiatrycznie. Tylko cztery lata pracuje na umowę, ostatnią - z Centrum Sztuki Współczesnej - zawarł w 1984 roku. Od tego czasu pije alkohol i pracuje dorywczo, m.in. projektuje szyldy. Wielokrotnie trafia do szpitala na oddział detoksykacji i terapię leczenia uzależnień. Szybko rozstaje się z żoną, nigdy nie widział swojego dziesięcioletniego dziś wnuka.

Po papierowej śmierci przestaje pić. Nadal nie jest zatrudniony, ale rejestruje się jako bezrobotny, dzięki czemu ma ubezpieczenie zdrowotne. Rok później zdobywa orzeczenie o niepełnosprawności i rentę. Maluje, planuje wystawy, nawiązuje kontakty z galeriami sztuki, pisze wiersze, teksty kazań.

Sąd nie zauważył, żeby sytuacja Kępy pogorszyła się po papierowym uśmierceniu. Odwrotnie – "rozpoczął porządkowanie swojego życia".

Rok 2012 to także moment, kiedy pan Andrzej zamieszkał w schronisku dla osób bezdomnych. Nic złego mu się nie stało w czasie, kiedy nie żył na papierze. Był to jedynie "czasowy dyskomfort".

Brzezińska: - Zdolność prawna, czyli możliwość korzystania ze wszelkich praw przysługujących każdemu człowiekowi, nabywana jest w chwili urodzenia, bez względu na status społeczny. Sprawa dotyczy naruszenia fundamentalnych dóbr osobistych, między innymi godności i stanu cywilnego, które są dobrami przyrodzonymi, równymi, przynależnymi każdemu człowiekowi, przysługującymi mu dlatego właśnie, że jest człowiekiem, niezależnie od jego cech indywidualnych ani od otoczenia społecznego, w którym żyje. Panu Kępie tożsamość została odebrana nie z jego winy i cały ciężar jej odzyskania spoczął na nim. A gdyby w tym czasie naprawdę umarł, kogo by pochowali? Już wtedy by nie dowiódł, że umarł po raz pierwszy. Ludzie wchodzą na drogę sądową z powodu wyzwiska, artykułu w prasie i dostają horrendalne odszkodowania. A panu Kępie nie należy się złotówka, bo nie jest statystycznym Polakiem. Jego dobra osobiste nie zasługują na ochronę. Ten wyrok stygmatyzuje osoby bezdomne.

- Mnie najbardziej chodziło o słowo przepraszam – mówi Kępa.

Ale przeprosin też nie było. - Jeśli wszyscy dochowali procedur, uznając osobę żyjącą za zmarłą, to nie ma za co przepraszać – komentuje prawniczka.

W Prokuraturze Rejonowej Warszawa Śródmieście prowadzone było postępowanie w sprawie niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy Komendy Rejonowej Policji Warszawa III, którzy uśmiercili na papierze Kępę. Zakończyło się decyzją o odmowie wszczęcia postępowania, nie stwierdzono braku znamion czynu zabronionego.

Wyrok w cywilnym procesie zapadł w grudniu 2019 roku. Kancelaria Drzewiecki, Tomaszek i Wspólnicy złożyła apelację. Dotąd nie wyznaczono terminu rozprawy.

Wolność dysponowania swoją osobą

Można dostać w Polsce zadośćuczynienie za uśmiercenie na papierze. Pan Rafał wygrał w Sądzie Okręgowym w Katowicach ze szpitalem miejskim w Sosnowcu w listopadzie 2019 roku. Reprezentowała go ta sama kancelaria, co Andrzeja Kępę. Historia jego papierowej śmierci skończyła się dużo lepiej, a zaczęła się podobnie.

W grudniu 2017 roku do szpitala w Sosnowcu przywieziono mężczyznę bez dokumentów z izby wytrzeźwień, który na chwilę odzyskał przytomność i podał swoje imię, nazwisko i rok urodzenia. Jak u pana Rafała. Pacjent zaraz potem zmarł, a szpital wpisał w kartę zgonu dane żyjącego pana Rafała, który figurował w rejestrze placówki, bo kiedyś się tam leczył.

Sąd wytknął szpitalowi, że nie powiadomił policji o śmierci pacjenta o niepotwierdzonej tożsamości. "Powierzenie policji czynności identyfikacyjnych z pewnością uchroniłoby powoda [pana Rafała – red.] od negatywnych skutków samodzielnej identyfikacji przez pozwanego" – uzasadniał katowicki sąd. Kępy to nie uchroniło.

Sporządzono akt zgonu pana Rafała, ale do pogrzebu nie doszło, jak u Kępy. Zdecydował łut szczęścia, jak u panów Marka z Kołobrzegu, Tomasza z Bydgoszczy i Andrzeja z Rzeszowa. Tuż przed pogrzebem szwagier mężczyzny zadzwonił do jego partnerki, by zapytać, jak się czuje po śmierci pana Rafała. Wtedy poprosiła go do telefonu.

To urząd stanu cywilnego złożył do sądu w marcu 2018 roku wniosek o unieważnienie aktu zgonu, które sąd rejonowy orzekł w lipcu, a więc po ośmiu miesiącach od uśmiercenia pana Rafała, czyli zajęło to mniej niż połowę czasu niż ten, który upłynął w sprawie Kępy. Postanowienie musiało się jeszcze uprawomocnić – minęło więc jeszcze 21 dni. Z niewiadomych powodów szło potem do urzędu stanu cywilnego w tym samym mieście kolejne trzy miesiące, dlatego dane w systemie PESEL uaktualniły się dopiero w listopadzie 2018.

Sąd zauważył, że dzięki wyrozumiałości pracowników różnych instytucji pan Rafał w tym czasie pracował, korzystał z publicznej służby zdrowia, dostawał zasiłki chorobowe i rehabilitacyjne, rozliczył się z fiskusem, zatem wykreślenie z ewidencji ludności nie utrudniło mu życia, poza problemami z najmem mieszkania. Ale "naruszona została jego wolność dysponowania swoją osobą oraz niezależność i swoboda w podejmowaniu decyzji zgodnie z własną wolą". Dla sądu miało znaczenie to, że "hipotetycznie został wyeliminowany z życia publicznego oraz społecznego". Mimo że dokumentacja medyczna pana Rafała na to nie wskazywała, a według jego zeznań od dawna nie utrzymywał kontaktów z ojcem i siostrą, sąd uznał "że istniało u niego poczucie zagrożenia i niepewności co do możliwości załatwienia spraw urzędowych i rodzinnych". Według sądu miał prawo odczuwać przykrość, irytację, frustrację, stres, brak stabilizacji i wykluczenie ze społeczeństwa.

Żądał 100 tysięcy złotych zadośćuczynienia. Sąd pierwszej instancji przyznał mu 10 tysięcy. Sąd Apelacyjny w Katowicach w maju 2020 roku zwiększył tę kwotę do 25 tysięcy i nakazał szpitalowi przeprosić publicznie mężczyznę.

Grób jest, akta zniszczono

Rzędy identycznych krzyży z dwóch desek, które przewraca wiatr, wbitych w identyczne kopczyki, zapadające się z czasem i porastające trawą. Tu Andrzej Kępa odnalazł swój grób – na Komunalnym Cmentarzu Południowym w Antoninowie pod Warszawą w kwaterze dla NN.

Cmentarz
Omyłkowo pochowany 9 lat temu, Andrzej Kępa wciąż ma grób
Źródło: TVN24

"Skrót NN to łacińskie nomen nescio – imienia nie znam, można dopowiedzieć, historii życia też nie – wyjaśnia Fundacja Kapucyńska z Warszawy, która co roku sprząta groby w tej kwaterze. - Możemy się domyślać, że były to osoby ubogie i samotne, może chore, pewnie także bezdomne, bez miejsca, bez przynależności. Niewiele po nich zostało. Bezimienna, tania tabliczka. Albo inna, jeszcze bardziej dramatyczna "Szczątki Ludzkie”. Każdego roku przybywa ich na tym cmentarzu kilkadziesiąt.

"Tanie tabliczki" też są jednakowe. Różnią się tylko datą śmierci, jedyną znaną i pewną daną osób NN. Ta na grobie pacjenta szpitala z ulicy Barskiej ma imię i nazwisko Andrzeja Kępy oraz informację, że żył 54 lata. W internetowej wyszukiwarce grobów jest także jego dokładna data urodzenia - z listopadem.

Grób Andrzeja Kępy na cmentarzu w Antoninowie
Grób Andrzeja Kępy na cmentarzu w Antoninowie
Źródło: cmentarz w Antoninowie

- Tu są pochówki z odprowadzeniem – mówi o kwaterze dla NN pracownica administracji Cmentarza Południowego. Trwają kwadrans, tyle, ile potrzeba na zasypanie dołu. Nie ma konduktu, nabożeństwa, rodziny, otwierania trumny, którą odprowadza do grobu pracownik socjalny – taki ma obowiązek ustawowy wobec osób grzebanych na koszt gminy.

- Co robicie, jeśli pochowacie zmarłego jako kogoś innego? – pytam.

- Nie mieliśmy takiej sytuacji – przyznaje administratorka.

Opowiadam jej o Andrzeju Kępie, że leży na ich cmentarzu, mimo że dawno unieważniono jego akt zgonu.

- Nie dostaliśmy żadnego sprostowania – ucina.

- A kto ma takie sprostowanie złożyć?

- Nie mam zielonego pojęcia.

- Ktoś w tym grobie leży. Może miał bliskich, którzy go szukają? – dręczy się Andrzej Kępa.

Pytał o to prokuratora, który doprowadził do unieważnienia jego aktu zgonu. Usłyszał, że w tej sprawie prowadzą osobne dochodzenie, które go nie dotyczy.

- Kto leży w grobie Andrzeja Kępy? – pytam w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie. - Czy wykonano ekshumację zwłok i ustalono tożsamość zmarłego? Czy był to ktoś uznany za zaginionego i udało się dotrzeć do jego bliskich? Czy tabliczka z danymi Andrzeja Kępy na grobie kogoś innego nie narusza jego dóbr osobistych? Kto i jak może wezwać zarządcę cmentarza do jej zdjęcia?

Po miesiącu dostaję odpowiedź, że akta sprawy o unieważnienie aktu zgonu Andrzeja Kępy, która była prowadzona przez Prokuraturę Rejonową Warszawa Ochota, "zostały w dniu 23 września 2020 r. zmakulowane na podstawie zgody Archiwum Państwowego w Warszawie".

Zmakulowane, czyli zniszczone.

- Odniesienie się zatem do informacji uzyskanych w toku tego postępowania na obecnym etapie nie jest możliwe – informuje rzeczniczka prokuratury Aleksandra Skrzyniarz. Dodaje na koniec, że nie udało się odnaleźć innych postępowań związanych z tą sprawą.

Czyli sprawy jakby nie było. Nie było aktu zgonu ani jego unieważnienia. Jest grób, ale nie wiadomo czyj. Zmarły osiem lat temu pacjent nie został formalnie pochowany.

Omyłkowo pochowany 9 lat temu, Andrzej Kępa wciąż ma grób
Omyłkowo pochowany 9 lat temu, Andrzej Kępa wciąż ma grób
Źródło: TVN24

Śmierć piętnastoletnia

Andrzej Kępa nie jest polskim rekordzistą papierowej śmierci.

W lutym 2019 roku do międzyleskiego szpitala w Warszawie trafił pan Kazimierz, lat 72, który w świetle prawa nie żył od 2006 roku. Został przywrócony do życia teraz, w grudniu 2020.

- Po miesiącu, najwyżej dwóch mógłby już opuścić szpital i przejść do zakładu opiekuńczo-leczniczego albo domu pomocy społecznej. Ale nie może, bo nie ma żadnych świadczeń. Podobno kiedyś był zatrudniony i ma jakieś córki na Pomorzu – mówi neurolog Dariusz Bednarczyk, który opiekuje się nieumarłym pacjentem.

Karolina Brzezińska: - Andrzej Kępa to dość rzadkie nazwisko. Aż boję się myśleć, ilu może być takich Janów Kowalskich, którzy urodzili się tego samego dnia i zostali pomyleni po śmierci.

***

Opisując przypadki śmierci niektórych bohaterów, korzystałam także z informacji na portalach informacyjnych nowiny24.pl, gp24.pl oraz nowiny.gliwice.pl.

Czytaj także: