To naruszenie moich dóbr osobistych - oświadczył przed komisją hazardową były poseł SLD Piotr Gadzinowski, który został wezwany jako świadek. I zażądał przeprosin. Ale to nie jedyny zgrzyt. Do innego świadka sejmowi śledczy w ogólne nie mieli pytań. Czwartkowe przesłuchania nie przyniosły zatem przełomu.
Sejmowi śledczy nie mieli dobrego dnia. Najpierw wezwany przed komisję były poseł SLD Piotr Gadzinowski oburzał się, że znalazł się na liście świadków.
Gadzinowski prosi, Sekuła ignoruje
- Ze zdumieniem przyjąłem wezwanie na przesłuchanie. Czy prawdą jest, że moja dzisiejsza obecność związana jest, jak to sugerują niektórzy komentatorzy naszej sceny politycznej, z politycznym planem zaciemniania odpowiedzialności za aferę hazardową? - zwrócił się Gadzinowski do szefa komisji hazardowej Mirosława Sekuły z PO.
Dodał, że w ten sposób śledczy kwalifikują go jako polityka-aferzystę i krzywdzą go. - Panie przewodniczący, czy przeprosi mnie pan publicznie za błędną, naruszającą moje dobra osobiste, krzywdzącą mnie, bezzasadną decyzję? - dociekał Gadzinowski.
I złożył wniosek o przerwę w przesłuchaniu, by śledczy mieli czas na sformułowanie przeprosin. Ale Sekuła zignorował jego prośbę. Po 5-minutowej przerwie posłowie rozpoczęli zadawanie pytań Gadzinowskiemu.
Były poseł był pytany o projekt ustawy o kinematografii, którym zajmowała się kierowana przez niego podkomisja w 2005 roku. Gadzinowski był w kwietniu 2005 r. sprawozdawcą komisji kultury i środków przekazu, przed Sejmem referował ten projekt.
Posłów PO, którzy jako jedyni zadawali pytania, interesował zapis z tej propozycji, dotyczący dopłat do gier hazardowych z przeznaczeniem na kinematografię.
Gadzinowski mówił, że trudno mu powiedzieć, kto dokładnie zgłosił propozycję tego zapisu. Powiedział, że ok. 40 proc. ustawy o kinematografii powstało w jego podkomisji (zajmowała się ona dwoma projektami - rządowym i poselskim).
Tłumaczył jednak, że główną ideą, która przyświecała posłom zajmującym się tym projektem było znalezienie dodatkowych źródeł finansowania dla polskiej kinematografii.
"Nie karzmy za naszą niekompetencję"
A potem znów podważał sens wezwania go na świadka. W jego ocenie, padł ofiarą wyszukiwarki internetowej i nadgorliwości. - Powtarzam raz jeszcze, że gdyby nie było komisji kultury, gdyby nie było akceptacji wysokiej izby, gdyby nie było akceptacji Senatu, gdyby nie było ponownej akceptacji Sejmu, który głosował poprawki, ta ustawa (o kinematografii - red.) nie zostałaby uchwalona - podkreślił.
Wezwanie Gadzinowskiego krytykowali posłowie opozycji. Beata Kempa z PiS przypomniała, że o to przesłuchanie wnosił Sławomir Neumann z PO. Z kolei Zbigniew Wassermann z PiS stwierdził, że zgodnie z kodeksem postępowania karnego komisja nie wzywa świadka, żeby go zapytać, czy coś wie, a powinna wiedzieć, po co go wzywa i o co go będzie pytać. - Nie karzmy ludzi tylko dlatego, że jesteśmy niekompetentni - apelował.
Neumann odpierając zarzuty stwierdził, że stawanie w roli świadka w żadnej mierze nie jest karą. Jak zaznaczył, komisja uznała, że spotka się z wszystkimi posłami, którzy pracowali przy jakimkolwiek projekcie związanym z ustawą hazardową.
Chlebowskiego spotkanie z Kapicą
Potem nie było lepiej. Okazało się, że posłowie nie mieli pytań do innego świadka Ryszarda Maraszka, który w latach 2001 - 2005 był posłem z ramienia SLD i pracował w komisji finansów publicznych.
Wtedy też sejmowi śledczy zaczęli dyskutować nad sensownością wzywania wszystkich 81 osób z listy świadków przyjętych przez komisję.
Przełomowe nie było też przesłuchanie wiceszefa klubu Lewicy Marka Wikińskiego, który w 2003 roku składał poprawki do projektu zmian w ustawie hazardowej. Pytany był, czy wie, kto zgłosił poprawkę zmniejszającej stawkę zryczałtowanego podatku od automatów o niskich wygranych z 200 euro miesięcznie do 50 euro. Powiedział, że jako pierwszy "w formie ustnej" zrobił to Zbigniew Chlebowski. - To jest wiadome - podkreślił.
Śledczy z PO odpowiadali, że nie jest to pewne, a poprawkę mogła zgłosić Anita Błochowiak z SLD.
Wikiński zaprzeczył także, by komisja finansów dawała Chlebowskiemu delegację do rozmów z wiceministrem finansów Jackiem Kapicą na temat prac rządowych nad projektem zmian w ustawie o grach i zakładach wzajemnych.
Podobnie, jak do spotkania z Kapicą 27 sierpnia 2009 roku, o którym wiceminister finansów mówił przed komisją we wtorek. Kapica ujawnił, że były szef klubu PO poprosił go o spotkanie dzień po rozmowie wiceministra z premierem (26 sierpnia 2009 r.). Doszło do niego w Sejmie w gabinecie ówczesnego szefa klubu PO. Chlebowski - jak zeznał Kapica - wyraził swoje zdumienie "dziwnym zamieszaniem wokół projektu ustawy o grach losowych i zakładach wzajemnych". Jednocześnie stwierdził, że nigdy jego intencją podczas rozmów nie było wpływanie na proces legislacji wyżej wymienionej ustawy.
W okresie, kiedy odbyło się spotkanie wiceministra z premierem, a następnie szefem klubu PO, o ustawie rozmawiali też Chlebowski i biznesmeni z branży hazardowej: Jan Kosek i Ryszard Sobiesiak. Z stenogramów CBA wynika, że to właśnie 27 sierpnia Sobiesiak mówił Koskowi przez telefon, że sprawą interesuje się CBA (prowadziło akcję "Black Jack").
mac/tr
Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24