Zarzut prokuratury zgodny z raportem

Jak poinformował na poniedziałkowej konferencji kpt. Marcin Maksjan z Naczelnej Prokuratury Wojskowej, niedopełnienie obowiązków dotyczy "wyznaczenia i przygotowania załogi do krytycznego lotu Tu-154M". Dodał, że podejrzani nie przyznali się do winy i odmówili składania wyjaśnień do czasu przedstawienia im uzasadnienia zarzutów na piśmie. Nazwisk byłych oficerów jednak nie ujawnił.

Prokuratorzy nie zdecydowali się na zastosowanie środków zapobiegawczych wobec podejrzanych. - Uznali, że nie ma ku temu przesłanek - tłumaczył kpt. Maksjan. Prokuratura nie podała nazwisk podejrzanych.

Natomiast "Gazeta Wyborcza" podaje, że chodzi o płk. Ryszarda Raczyńskiego i ppłk. Bartosza S. Pierwszy nie ma nic przeciwko podawaniu jego nazwiska. - Proszę podać nazwisko, bo pułkownik nie ma się czego bać i wstydzić - mówi mec. Andrzej Werniewicz, adwokat byłego szefa 36. specpułku. I dodaje, że "zarzut jest bardzo ogólnie sformułowany". - To w dużej mierze powtórzenie tez raportu komisji Millera - przekonuje Werniewicz.

W punkcie 76. wniosków końcowych komisji Millera czytamy: "Dowódca jednostki, podpisując 9 kwietnia 2010 roku rozkaz lotu samolotu Tu-154M do Smoleńska w dniu 10 kwietnia 2010 roku zatwierdził skład załogi i jej gotowość do lotu". To jest właśnie podstawa zarzutu dla płk. Raczyńskiego. - A czy ktoś sprawdził, ile załóg można było sformować na ten dzień? Żadnej innej - twierdzi mec. Werniewicz.

Do ppłk. Bartosza S. odnosi się punkt 75. wniosków raportu Millera: "Dowódca I eskadry lotniczej przed wyznaczeniem załogi nie sprawdził ważności dopuszczeń, aktualności nawyków pilotażowych, kontroli techniki pilotowania i nawigowania poszczególnych członków załogi".

Źródło: Gazeta Wyborcza