W siedzibie Aeroklubu Częstochowskiego w sobotę wieczorem gromadzą się bliscy ofiar katastrofy lotniczej pod Częstochową. - Kiedy dotarła tutaj informacja (o wypadku - red.), zapanował nastrój absolutnej żałoby - relacjonował z lotniska w Rudnikach Bartosz Żurawicz, reporter TVN24.
Rozbity samolot należał do prywatnej firmy spadochronowej.
- Z każdą chwilą tutaj przybywa osób załamanych, zapłakanych, które na pokładzie samolotu miały osoby bliskie. Dopiero tutaj zaczyna do nich docierać, co tak naprawdę się wydarzyło - mówił Żurawicz. - Pocieszają się, starają się rozmawiać, jak do tej tragedii mogło dojść.
Ci, którzy mieli na pokładzie tego samolotu bliskich, gromadzą się blisko siedziby organizatora skoków spadochronowych, firmy Omega. Oprócz nich na terenie aeroklubu jest wielu turystów, którzy przyjechali tutaj korzystając z weekendu.
Z lotniska w Rudnikach nie startują już żadne samoloty. Jako ostatni lądował tutaj śmigłowiec policyjny z komendantem głównym Państwowej Straży Pożarnej.
W budynku firmy Omega policja prowadzi przesłuchania.
Samolot runął na ziemię
11 osób zginęło w sobotnim wypadku samolotu pod Częstochową. Jedną uratowaną, w stanie ciężkim, przewieziono do szpitala w Częstochowie. Samolot należał do prywatnej szkoły spadochronowej, wykonywał lot z podczęstochowskiego lotniska w Rudnikach.
Strażacy otrzymali informację o zdarzeniu ok. godz. 16.20. Jak powiedział rzecznik częstochowskiej straży pożarnej kapitan Paweł Liszaj, w chwili przyjazdu strażaków na miejsce poza maszyną znajdowały się trzy osoby, z których jedna przeżyła katastrofę.
Autor: pk//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24