Najpierw próba przekupstwa, potem grożenie śmiercią – to miało spotkać głównego świadka w poznańskiej aferze gruntowej. Dziennikarze "Superwizjera TVN" dotarli do oszusta, który zdecydował się ujawnić kulisy sprawy, w którą zamieszani są poznańscy prawnicy i urzędnicy. Część z nich usłyszała już zarzuty.
Andrzej L. trafił do aresztu w kwietniu, kiedy policja i prokuratura rozbiły grupę oszustów. Był w grupie tym, który namawiał ludzi do podpisywania umów. – Umiałem ich zbajerować, miałem dobre gadane – wyznaje dziennikarzom "Superwizjera".
Przez wiele lat on i jego wspólnicy naciągali ludzi oferując fikcyjne pożyczki, których zabezpieczeniem były domy, mieszkania i gospodarstwa rolne. W rzeczywistości umowy pożyczek były umowami sprzedaży nieruchomości. Oszukani dostawali kilkadziesiąt tysięcy złotych w gotówce, a tracili całe majątki. Gang mógł w ten sposób zgarnąć nawet kilka mln zł.
Jak mówi Violetta Rybicka z prokuratury okręgowej w Poznaniu, L. wyszedł na wolność, ponieważ w areszcie istniała obawa o jego zdrowie i życie. On sam przyznaje, że za milczenie i za to, żeby wziął wszystko na siebie, gangsterzy ofiarowali mu niemałe pieniądze.
Od notariusza do urzędnika
Ofiarami gangu byli często ludzie, którzy mieli problemy życiowe, a umowy nierzadko podpisywali pod wpływem alkoholu. Tyle, że notariusz jest po to, żeby czuwać, aby klient był pijany. Nieuczciwe transakcje przeprowadzano w kancelarii notarialnej Wojciecha C. Rejent siedzi obecnie w areszcie, ma kilkadziesiąt zarzutów, w tym działalność w gangu. Do chwili aresztu był znanym i cenionym notariuszem w Poznaniu.
Według prokuratury nie byłoby to tak proste, gdyby grupie nie pomagał urzędnik z Agencji Nieruchomości Rolnych - Radomir M., któremu gang płacił za pomoc w transakcji 1000 zł plus dwa proc. jej wartości. To on jako reprezentant agencji w imieniu państwa rezygnował z danej ziemi. Mężczyzna usłyszał zarzuty łapówkarstwa, ale nadal pracuje, choć jego przełożeni nie potrafią powiedzieć, dlaczego.
Adwokat od gaszenia pożarów
W grupie była jeszcze jedna osoba - adwokat R., który wyciągał wspólników z kłopotów, pisał umowy i jak mówi Andrzej L.: gasił pożary. Od końca sierpnia, kiedy dostał zarzuty, adwokat nie pracuje. O roli mecenasa plotkuje cała poznańska prokuratura, ale nikt nie chce o tym rozmawiać.
Wiadomo, że mecenas, decyzją sądu koleżeńskiego, który prowadzi względem niego postępowanie, ma zakaz wykonywania zawodu. Zdaniem prokuratury w sprawie pojawiają się nowe wątki, które mogą doprowadzić do kolejnych zatrzymań. - Śledztwo jest w toku, są czynności w toku, a także zatrzymania, ale nie chcę podawać szczegółów - mówi prokurator Rybicka.
Andrzej L. mówi, że może ponieść konsekwencje swoich czynów i że żal mu ludzi, których oszukał. Za podjęcie współpracy ze śledczymi może liczyć na złagodzenie wyroku.
Źródło: TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn