Mieszkańcy niewielkiej miejscowości na Podkarpaciu żyją w poczuciu ciągłego zagrożenia. A wszystko to z powodu jednej rodziny - lekarki i dwójki jej dorosłych dzieci. Materiał programu "Uwaga!" TVN.
Kobieta, która zdecydowała się opowiedzieć reporterom "Uwagi!" o swojej sytuacji, od kilku lat narażona jest na ciągłe szykany, krzyki i oskarżenia ze strony swoich sąsiadów, rodziny K., czyli czynnej zawodowo lekarki i jej dorosłych dzieci Andrzeja, studenta uczelni medycznej, i Małgorzaty, studentki prawa.
- Jak jest ładniejsza pogoda, to staramy się nie przebywać u siebie, tylko wyjeżdżamy gdzieś z dziećmi - mówi sąsiadka rodziny K.
- Boję się o swoje dzieci - przyznaje. - Nie da się normalnie funkcjonować. Musimy cały czas uciekać. Wielokrotnie wydzierały się na mnie, że moje dzieci trafią do domu dziecka - opowiada kobieta. Wspomina też, że sąsiadki wulgarnie odzywały się do jej 4-letniego syna.
- Jak zaczęło się robić cieplej, wyszłam na spacer z moim pięciotygodniowym synkiem i na tym spacerze zaczęli mnie zaczepiać. Wezwali na mnie policję, że ja drażnię ich psy - wspomina sąsiadka rodziny K. Sytuacja powtórzyła się też następnego dnia.
- Została rzucona w moim kierunku petarda, żeby wystraszyć moje dziecko - opowiada kobieta. Jak twierdzi, nie podchodzi w ogóle pod dom rodziny K., podobnie robią inni sąsiedzi. - Wychodząc na swoje podwórko, musimy się rozglądać, czy gdzieś nie przechodzą, czy się nie wydzierają - mówi kobieta.
"Sytuacja zrobiła się nie do zniesienia"
Do tej pory jedyną osobą, która otwarcie opowiedziała o tym, co ją spotyka, jest pani Bożena. Jej historię reporterzy programu "Uwaga!" przedstawili w ubiegłym roku. Sąsiedzi brudzili jej podwórko, niszczyli ogrodzenie, nagrywali ją i śledzili. Na podstawie nagrań składali dziesiątki absurdalnych zawiadomień o rzekomo popełnianych przez panią Bożenę przestępstwach. Kobieta została również przez nich zaatakowana. Rodzinę K. oskarżono w końcu o stalking, ale nie zmieniło to jej postępowania.
- Moja sytuacja stała się nie do zniesienia. Postanowiłam całkowicie opuścić swój dom, żeby znaleźć miejsce, gdzie czuję się bezpiecznie - mówi pani Bożena. Do swojego dawnego domu przyjeżdża raz w miesiącu tylko wtedy, kiedy musi odebrać korespondencję związaną z wezwaniami do sądu czy na policję. - Rodzina ta wymyśla cały czas różnego rodzaju sprawy - mówi pani Bożena.
Na bezpośrednie kontakty z rodziną K. kobieta wciąż jest jednak narażona, bo musi spotykać się z nią w sądach. - Musiałam przyjechać 500 kilometrów po to, żeby zeznawać w sprawie - mówi przy okazji jednego z takich procesów pani Bożena.
W czasie, gdy reporterka "Uwagi!" rozmawia z panią Bożeną, obecna na korytarzu Małgorzata K. wymienia sprawy, z jakimi poszła dotąd do sądu. - I masz stalking z telewizją też założony. Przyszła jako świadek i po co jest telewizja? - dopytuje Małgorzata K.
- Jaki sposób jest stalkingowana? Sąd ją wezwał? Czy ja ją stalkinguję w sądzie? O co tu chodzi? Co wy robicie? Niedługo się okaże, bo macie sprawę - mówi do reporterki.
Ekipa "Uwagi!" postanowiła porozmawiać w prokuraturze o postępowaniach, o których mówiła Małgorzata K. Czekając na rozmowę z prokuratorem, przypadkowo na korytarzu spotkała również Małgorzatę K. i jej matkę. - Panie miały zastrzeżenia co do decyzji merytorycznych, jakie zapadają w sprawach z ich zawiadomienia.
Był zarzut, że wszystkie sprawy umarzamy - tłumaczy Jacek Żak z Prokuratury Okręgowej w Dębicy. Jak wylicza, od 2013 roku spraw z zawiadomienia rodziny K. toczyło się lub toczy się nadal ok. 60-70.
Uniknie odpowiedzialności?
Prokuratura natomiast skierowała do sądu sprawę, w której to rodzina K. oskarżona jest o naruszenie nietykalności pani Bożeny, jej miru domowego oraz o uporczywe nękanie. Akt oskarżenia trafił do sądu dwa lata temu, od tego czasu skład sędziowski zmienił się już ośmiokrotnie. Z jakich powodów? Nie wiadomo, ponieważ wyłączono jawność procesu.
Rodzina K. filmuje swoich sąsiadów nie tylko w Żdżarach, gdzie mieszka, ale także śledzi ich w innych miastach. Panią Bożenę sfilmowali w Tarnowie. Policja uznała, że było to złośliwe niepokojenie i złożyła wniosek o ukaranie rodzeństwa K. Sąd w Tarnowie, znając przeszłość Andrzeja K., zlecił badania psychiatryczne. Zrobił to, bo w 2009 roku Andrzej K. napadł i brutalnie zaatakował człowieka. Wtedy za napad nie trafił do więzienia, ponieważ biegli orzekli, że w chwili popełniania czynu był niepoczytalny. Przebywał kilka miesięcy w szpitalu psychiatrycznym.
W sprawie pani Bożeny, mimo nakazu sądowego, Andrzej K. nie poddał się badaniom psychiatrycznym. W związku z tym biegły wydał opinię na podstawie dokumentacji ze spawy o napad. - Ta opinia stwierdza niepoczytalność z uwagi na zaburzenia psychiczne tej osoby - tłumaczy Tomasz Kozioł z Sądu Okręgowego w Tarnowie i dodaje, że w związku z tym Andrzej K. nie może odpowiedzieć za swój czyn.
Sąsiedzi chcieli, by rodzinie K. na czas postępowania wydano zakaz zbliżania się do nich. Prokuratura uznała jednak, że taki zakaz nie jest potrzebny. - W mojej ocenie przy tego typu zachowaniach, gdy nie ma czynów godzących w zdrowie, życie, nie ma gróźb, czyli tych elementów, o których mowa w przepisie, nie ma podstaw do zastosowania środka zapobiegawczego - mówi Jacek Żak z Prokuratury Rejonowej w Dębicy.
Źródło: UWAGA! TVN
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga! TVN