Pijany maszynista, który doprowadził do wykolejenia pociągu w miejscowości Szewce w okolicach Wrocławia usłyszy zarzut spowodowania katastrofy w ruchu lądowym. Do prokuratury mężczyzna zostanie doprowadzony w środę, bo nadal trzeźwieje. Grozi mu 10 lat więzienia. Na razie stracił pracę.
W chwili zatrzymania przez policję maszynista miał trzy promile alkoholu we krwi. Z wykolejonego pociągu ewakuowano 200 osób, trzy zostały lekko poszkodowane. Ruch na trasie jest poważnie utrudniony i odbywa się wahadłowo.
Informacje o zdarzeniu otrzymaliśmy na platformę Kontakt TVN24. Do wypadku doszło tuż po godzinie 1:00. - Z powodu inwestycji zmieniona była organizacja ruchu pociągów, jeden z torów był zamknięty i wprowadzono ograniczenie do 40 kilometrów na godzinę. Ze wstępnych ustaleń wynika, że maszynista jechał z prędkością 100 kilometrów na godzinę - wyjaśnił rzecznik prasowy Linii Kolejowych we Wrocławiu Oskar Olejnik.
Maszynista skoczył w krzaki
Tuż po wypadku policja poszukiwała maszynisty pociągu. Ten uciekł z miejsca zdarzenia. Jak się okazało, ukrywał się w krzakach. Został zatrzymany i przewieziony na komendę, gdzie ma złożyć wyjaśnienia. - Poczuliśmy od niego woń alkoholu i gdy został przebadany alkomatem, okazało się, że we krwi ma około trzech promili alkoholu. Teraz trzeźwieje - powiedział w TVN24 Michał Wacławik, rzecznik Komendy Głównej Straży Ochrony Kolei.
Puszki po piwie w lokomotywie....
- Maszynista zostanie doprowadzony do prokuratury w Trzebnicy w środę, wtedy też zostaną mu postawione zarzuty. Usłyszy zarzut spowodowania katastrofy w ruchu lądowym. Za tego typu przestępstwo grozi do 10 lat pozbawienia wolności - tłumaczy rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu Małgorzata Klaus
W lokomotywie policja znalazła puste puszki po piwie. Jak powiedział rzecznik prasowy PKP S.A. Michał Wrzosek, maszynista już dyscyplinarnie został zwolniony z pracy. PKP zapewnia, że poniesie również odpowiedzialność karną. Podał, że postanowiono zawiesić w pełnieniu obowiązków dyspozytora bezpośrednio nadzorującego tej nocy pracę maszynistów na stacji Wrocław. Stanowisko stracił też dyrektor Zakładu Zachodniego PKP Intercity.
Ruch przywrócony, ale wciąż opóźnienia
Rzecznik zadeklarował ponadto, że od dziś wszyscy maszyniści PKP Intercity przed przystąpieniem do pracy będą badani alkomatem. - Okazuje się, że jest to potrzebne, bo od jednego człowieka zależy w tym wypadku zdrowie i życie wielu ludzi - powiedział Wrzosek.
Przyczynę wykolejenia bada na miejscu specjalna komisja z PKP. Na trasie uruchomiono już jeden z torów, a ruch odbywa się wahadłowo. Naprawa torów i usunięcie uszkodzonego składu potrwa jeszcze co najmniej kilkanaście godzin. Opóźnienia, jak powiedział w TVN24 rzecznik prasowy Linii Kolejowych we Wrocławiu Oskar Olejnik, mogą sięgać 60 minut.
Trzęsienie ziemi
Podróżujący nocnym pociągiem pasażerowie "na gorąco" relacjonowali przebieg wypadku. - Przysypiałam i nagle usłyszałam łomot. Chwyciłam się tylko i czekałam, co będzie dalej. Wiedziałam, że coś jest nie tak - relacjonowała pasażerka. - Odnosiłem wrażenie, że to jest jakieś trzęsienie ziemi, tektoniczne coś się dzieje. No i za chwileczkę palą się przewody, smród niesamowity od zwarcia przewodów, no i szok - dodał jej towarzysz podróży.
"Jak na taki wypadek nieźle"
Pasażerowie przyznają, że mieli szczęście. - Ja spadłem z łóżka, ale nikomu nic się nie stało, naprawdę jak na taki wypadek to bardzo dobrze - mówił jeden z podróżnych. - Na szczęście pociąg zahamował, bo gdyby jechał szybko, to by się pewnie skończyło inaczej. Tu jest niedaleko skarpa, jakby się zjechało z tej skarpy, to by było nie za ciekawie - przyznał inny.
Ranne osoby zostały opatrzone na miejscu przez ratowników. Pasażerów z wykolejonego pociągu podstawione przez PKP autobusy zabrały na dworzec Wrocław Główny, gdzie czekał już na nich pociąg do Szczecina.
Źródło: Kontakt TVN24, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24