Za mało parawanów, za mało ludzi w komisjach - tym samym dużo powodów, by mieć zastrzeżenia co do przebiegu wyborów. Po raz pierwszy mogli się o tym przekonać obserwatorzy społeczni. Zwrócili uwagę na szereg problemów. Materiał magazynu "Polska i Świat" TVN24.
To była jedna z nowości w tegorocznych wyborach samorządowych. Wysłani przez organizacje pozarządowe obserwatorzy społeczni przyglądali się pracy komisji obwodowych i terytorialnych. Mieli notować błędy i uwagi dotyczące przebiegu wyborów. Niestety, okazało się, że było ich wiele.
- Mieliśmy takie sygnały, że ludzie głosowali na korytarzu, przykładając karty do ścian i zaznaczając wybraną osobę. To nie są warunki dobre. To stwarza możliwości wynoszenia kart z lokalu wyborczego, bo komisja nie jest w stanie zapanować nad takimi sytuacjami - wyjaśnia Joanna Załuska dyrektor programu "Masz głos, masz wybór" Fundacji imienia Stefana Batorego.
Fundacja wysłała ośmiuset pięćdziesięciu obserwatorów do 270 komisji obwodowych na terenie całego kraju.
Wolontariuszy, razem z fundacją, rekrutowały między innymi Kampania Przeciw Homofobii, Komitet Obrony Demokracji i Akcja Demokracja. Chociaż ostatecznie było ich mniej, niż zakładano, z wypełnionych formularzy powstanie raport i rekomendacje na przyszłość.
- Myślę, że ustawodawca absolutnie powinien zainteresować się odczuciami, opiniami i raportami osób, które fizycznie na najniższym szczeblu robiły te wybory. Czy to były osoby, które pracowały jako członkowie obwodowych komisji wyborczych, czy to były osoby, które były mężami zaufania czy obserwatorami społecznymi. Bo to oni na miejscu, w każdym jednym obwodzie widzieli, jak w praktyce działają te procedury albo jak nie działają - mówi Anna Godzwon, ekspertka do spraw prawa wyborczego.
Pilotażowa akcja na Mazowszu
Obserwacje, które najczęściej pojawiają się w wysyłanych fundacjom formularzach, to nieprzestrzeganie tajności głosowania - czyli brak kabin, parawanów oraz głosowanie w grupach.
Według obserwatorów wielu osób, które rejestrowały się za pomocą systemu ePUAP, nie było na listach wyborców. Członków komisji najczęściej było za mało: w związku z tym w wielu lokalach nikt nie pilnował urn i wyborców. W trakcie przekazywania urn przez komisję dzienną tej liczącej głosy wychodziły na jaw błędy w liczeniu, brak pieczątek albo kart do głosowania.
- Dobrze byłoby - i to jest też jedna z naszych rekomendacji - aby uczestnicy procesu wyborczego w trakcie dnia głosowania mogli robić zdjęcia nieprawidłowościom. My, widząc urnę w lokalu wyborczym, która jest niezaplombowana w trakcie dnia głosowania, to znaczy od 7 do 21, nie możemy zrobić legalnie zdjęcia - podkreśla Karol Bijoś z Fundacji Odpowiedzialna Polityka, członek akcji Obserwatorzy w Działaniu.
Obserwatorzy w Działaniu swoją pilotażową akcję zorganizowali na Mazowszu - we wszystkich 37 powiatach, czterech miastach na prawach powiatu oraz w Warszawie.
89 obserwatorów za pomocą specjalnej aplikacji oceniało poszczególne etapy procesu wyborczego. Najgorzej ocenili etap zamykania lokali i przekazywania głosów oraz wiedzę członków komisji na temat tego, jak to powinno wyglądać.
- Czekamy na ewentualne jakieś informacje od poszczególnych komisji obwodowych, terytorialnych, tak że na dzień dzisiejszy nie wiemy, w ilu komisjach stawili się, czy byli cały czas - mówił podczas konferencji prasowej Wojciech Hermeliński, przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej.
W Państwowej Komisji Wyborczej nie było ani obserwatorów ani mężów zaufania.
Autor: tmw//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24