- Wybory się u nas odbędą - zapewniają władze zalanego Jasła i Sandomierza. Co jednak będzie jeśli kolejna fala zaleje punkty wyborcze? Albo woda uniemożliwi ludziom głosowanie? Czy wybory będą wtedy legalne? Sprawdziliśmy.
Jasło z helikoptera wygląda jak jezioro z wystającymi z wody blokami. W Tarnobrzegu zalało cztery osiedla, ewakuowano tysiące ludzi. W części Sandomierza głównym środkiem lokomocji od maja są łodzie. Pękają kolejne fragmenty wałów na Wiśle i Odrze, zalewając okoliczne miejscowości a te, które jeszcze wytrzymują, nasiąknięte są jak gąbka. Warszawa przygotowuje się na kolejną, wyższą niż w maju falę powodziową. A za niespełna dwa tygodnie pierwsza tura wyborów. Jak głosowanie będzie wyglądało na zalanych terenach?
Sandomierz i Jasło: jesteśmy przygotowani
- Owszem, wybory się odbędą. Lokale zastępcze są już przygotowane – zapewnia w rozmowie z tvn24.pl Jerzy Borowski, burmistrz Sandomierza. Czy administracja centralna pomaga? - A co ma pomagać? Jak będzie chciała, to da nam środki na przewiezienie ludzi z miejsca na miejsce do lokali wyborczych – dodaje.
Także w Jaśle, w którym zalana została jedna trzecia miasta, władze zapewniają, że z wyborami poradzą sobie nawet bez pomocy centrali. - W tym momencie mamy problem tylko z jednym obiektem, w którym są dwa lokale wyborcze, ale to nie jest nic poważnego. Za kilka dni tam posprzątamy, ewentualnie przeniesiemy je z parteru na pierwsze piętro. Damy sobie radę – deklaruje zastępca burmistrza Jasła Ryszard Pabian.
Frekwencja? Będzie niższa
Nawet jeśli władze zalanych miejscowości, jak zapewniają, zorganizują wszystko na czas, sytuacja jest wciąż niestabilna i w ostatniej chwili woda może na przykład odciąć lokal wyborczy.
Pozostaje też problem frekwencji. Czy powodzianie będą mieli czas i ochotę wybrać się do urny, kiedy wielu z nich wciąż walczy ze skutkami zalania domów? Do tego być może nie, jak zwykle, do najbliższej szkoły, gdzie zawsze był lokal wyborczy – w niektórych przypadkach będzie musiał zostać przeniesiony. Jak w Świniarach, gdzie, jak poinformował wojewoda mazowiecki Jacek Kozłowski, najprawdopodobniej wyborcy będą przewożeni do pobliskiego Juliszewa.
Konstytucjonalista dr Ryszard Piotrowski przyznaje, że powódź będzie zapewne miała negatywny wpływ na frekwencję, ale nie uważa, żeby z tego powodu należało odwoływać wybory. – Jedyna konstytucyjna możliwość przełożenia wyborów to ogłoszenie stanu nadzwyczajnego – podkreśla w rozmowie z tvn24.pl. – A że frekwencja będzie niższa? Wiele czynników wpływa negatywnie na frekwencję. Na przykład wśród ludzi z niższymi dochodami nie głosuje 70 procent. I co, mamy czekać z wyborami aż im się podniosą dochody? Ubóstwo jest jak powódź – dodaje.
Między konstytucyjnym młotem a prawnym kowadłem
Sytuacja prawna Polski przed czerwcowymi wyborami jest szczególna. Z jednej strony konstytucja mówi, że w razie śmierci prezydenta marszałek Sejmu „nie później niż w czternastym dniu po opróżnieniu urzędu” zarządza wybory prezydenckie, „wyznaczając datę wyborów na dzień wolny od pracy przypadający w ciągu 60 dni od dnia zarządzenia wyborów”. Innymi słowy, marszałek nie może pełnić obowiązków prezydenta dłużej niż dwa i pół miesiąca.
Z drugiej jednak znaczna część Polski jest zalana, co może spowodować problemy z organizacją wyborów i wpłynąć na chęć i zdolność powodzian do oddania głosu. Rodzi też problemy prawne: co się stanie, jeśli z powodu zalania punktu wyborczego w kilku, kilkunastu czy kilkudziesięciu gminach ludzie nie będą mogli oddać głosu? Czy wybory będą wtedy ważne? Albo chociażby taki przepis w ordynacji wyborczej: Art. 24. głosi, że „informacje o numerach i granicach obwodów głosowania oraz siedzibach obwodowych komisji wyborczych podaje do wiadomości publicznej przez rozplakatowanie wójt (burmistrz, prezydent miasta) najpóźniej 35 dnia przed dniem wyborów”. Co jeśli siedziby komisji z powodu powodzi zmienią adresy?
"Siła wyższa"
- Siła wyższa – podobnie jak w przypadku, gdyby szkoła z punktem wyborczym się przed wyborami spaliła. Jeśli władze, drukując komunikat, działały w dobrej wierze, nie ma złamania prawa. Siła wyższa, to też sytuacja, gdy w ostatniej chwili woda zalała punkt wyborczy – uspokaja Piotrowski. Według niego, rząd musi wybrać między konstytucyjnym obowiązkiem wyboru prezydenta, a potrzebą zminimalizowania wpływu powodzi na głosowanie. Jego zdaniem, o ile nie zajdzie konieczność wprowadzenia stanu klęski żywiołowej, ta pierwsza potrzeba jest ważniejsza. – Duch i litera prawa przemawiają za tym, że najpóźniej 4 lipca będziemy mieli prezydenta - dodał.
Premier dotychczas deklarował, że stanu klęski żywiołowej nie będzie. W niedzielę jednak zapowiedział: - Jedynym powodem, dla którego wybory byłyby zagrożone, to informacja ze strony Państwowej Komisji Wyborczej, że są nie do przeprowadzenia w związku z obszarami zalanymi wodą.
Błędne koło
Tymczasem PKW deklaruje, że nie do niej należy decyzja, czy wybory zorganizować czy nie. Jeśli nie ma stanu klęski żywiołowej, to PKW ma obowiązek zorganizowania wyborów w takich warunkach, jakie są i muszą się one odbyć na terenie całego kraju.
Komisja będzie musiała między innymi znaleźć dodatkowe pieniądze na ekspertyzy budowlane zalanych budynków, w których zlokalizowane są zwykle komisje wyborcze. W skrajnych wypadkach na terenach popowidziowych - jak mówią przedstawiciele PKW - wybory mogłyby się odbyć nawet w prywatnych mieszkaniach.
Po przejściu pierwszej fali Kazimierz Czaplicki z PKW mówił, że wszystko uda się zorganizować. Dziś wszystkie te dane trzeba zebrać jeszcze raz. PKW, jak się dowiedzieliśmy w biurze prasowym, przygotowuje na wtorek obszerny raport w tej sprawie.
Katarzyna Wężyk,rs/fac
Wszystko o wyborach: www.tvn24.pl/wybory
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP