Głosowałam za obniżeniem uposażeń parlamentarzystom. Podjęliśmy decyzję nie pod publiczkę, tylko wsłuchując się w głos Polaków - powiedziała we "Wstajesz i wiesz" w TVN24 posłanka PiS Dorota Arciszewska-Mielewczyk. Pytana, czy czuje żal do premier Beaty Szydło za przyznanie nagród sobie i innym ministrom, powiedziała, że "podziwia" byłą szefową rządu.
Sejm uchwalił w czwartek wieczorem ustawę, która przewiduje obniżenie uposażenia parlamentarzystów o 20 procent. Uposażenie posła i senatora będzie odpowiadało wysokości 80 procent wynagrodzenia podsekretarza stanu.
Za ustawą głosowało 240 posłów, dwóch było przeciw, a pięciu wstrzymało się od głosu. Nie zagłosowało 213 posłów, w tym całe kluby Platformy Obywatelskiej, Nowoczesnej i Polskiego Stronnictwa Ludowego - Unii Europejskich Demokratów.
Dorota Arciszewska-Mielewczyk pytana w piątek we "Wstajesz i wiesz" w TVN24, czy głosowała zgodnie z sumieniem, czy "pod publiczkę", powiedziała: - Głosowałam za obniżeniem [uposażeń - przyp. red.].
- Decyzja zapadła. Jeśli rząd posunął się za daleko [w sprawie nagród dla ministrów - przyp. red.], to jesteśmy znani z tego, że potrafimy się wycofać i wyciągnąć wnioski. Tak jak prezes Kaczyński powiedział: "vox populi, vox dei" [łac. "głos ludu, głos Boga" - przyp. red.]. Rzeczywiście nawet przy stołach świątecznych na ten temat dyskutowaliśmy. Jest decyzja, trzeba było ją podjąć - dodała.
- Ale ja bym to ujęła inaczej: nie pod publiczkę, tylko wsłuchując się w głos Polaków, tak jak to określił zresztą prezes [Jarosław Kaczyński - przyp. red.] znacznie wcześniej - zaznaczyła. - Przychyliliśmy się, wycofując się z błędów - przekonywała Arciszewska-Mielewczyk.
Pytana, czy czuje żal do byłej premier Beaty Szydło za przyznanie nagród sobie i ministrom, co odbiło się na obniżeniu parlamentarzystom uposażenia, powiedziała, że podziwia premier Szydło. Tłumaczyła też, że "jesteśmy politykami i musimy wziąć na siebie pewne decyzje czy nam się podoba czy nie".
- My się wsłuchujemy - jesteśmy znani z tego - w głos wyborców - podkreśliła.
Terlecki: ratowanie sytuacji za pomocą premii okazało się błędem
Wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki mówił w czwartek w rozmowie z reporterem TVN24, że politycy ponoszą "wspólną odpowiedzialność za to, że nie został przyjęty taki system wynagrodzeń, który satysfakcjonowałby opinię publiczną".
Jak dodał, pomysł, by "ratować sytuację, gdy ministrowie zarabiają mniej niż ich dyrektorzy, za pomocą premii, okazał się błędny". Powiedział też, że nie dziwi się, że nie wszyscy posłowie PiS są zadowoleni. - Ja też nie mam powodów do radości - przyznał.
Pokłosie nagród dla rządu Szydło
Ustawa obniżająca uposażenia dla parlamentarzystów jest pokłosiem sprawy nagród przyznanych ministrom rządu Beaty Szydło. W lutym, w odpowiedzi na interpelację Krzysztofa Brejzy (PO) z grudnia 2017 roku, przedstawiono tabelę z łącznymi kwotami nagród brutto dla poszczególnych ministrów w 2017 roku. Według tabeli nagrody otrzymało 21 konstytucyjnych ministrów w wysokości od 65 tysięcy złotych do ponad 80 tysięcy złotych rocznie; 12 ministrów w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów od blisko 37 tysięcy do prawie 60 tysięcy złotych rocznie oraz ówczesna premier Beata Szydło (65 100 złotych).
Jarosław Kaczyński, zapowiadając przygotowanie projektu obniżającego wynagrodzenia parlamentarzystom powiedział: - Vox populi, vox dei - głos ludu, głos Boga. Jeśli społeczeństwo tego chce, a widać wyraźnie, że chce, to my się przychylamy do tej decyzji i będziemy w związku z tym ponosić finansowe straty, ale dla dobra ojczyzny, dla budowy przeświadczenia społeczeństwa, że polityka rzeczywiście nie jest dla bogacenia się, jest po to, żeby służyć dobru publicznemu - podkreślił.
Autor: js//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24