Gdyby Krzysztof Piesiewicz rok temu posłuchał rady prokuratury i nie uległ szantażystom, zapewne nie straciłby pół miliona złotych, a kompromitujące filmy z jego udziałem nie wyciekłyby do prasy - spekuluje "Super Express". - Niestety, pan senator odmówił jakiejkolwiek współpracy z organami ścigania - powiedział gazecie informator z prokuratury.
To "Super Express" opublikował w grudniu film z imprezy u Piesiewicza, podczas której senator wciągał biały proszek i paradował w sukience. Ten sam film trafił w ręce prokuratury już w zeszłym roku, jednak senator nie chciał współpracować. - Podczas rozmowy zdecydowanie odmówił ścigania sprawców. Nie mieliśmy wyjścia. Nie ma ofiary, nie ma przestępstwa, więc nie mogliśmy ścigać szantażystów - powiedział "SE" pracownik Prokuratury Krajowej. Z informacji "Super Expressu" wynika, że Piesiewicz rozmawiał z prokuratorem po tym, jak zapłacił przestępcom pierwszy raz.
- Prokurator mu powiedział, że skoro uległ szantażystom, nie zazna już spokoju i bandyci będą od niego dalej wyciągać pieniądze. Niestety, pan senator mu nie uwierzył i odmówił jakiejkolwiek współpracy z organami ścigania - dodał informator gazety.
Stracił pół miliona, a i tak wrócił na policję
Efekt? Szantażyści przyszli ponownie. W sumie wyciągnęli od polityka - według nieoficjalnych danych - pół miliona złotych. Dopiero wtedy Piesiewicz ponownie przyszedł na policję. Sprawa trafiła do elitarnego wydziału terroru kryminalnego Komendy Stołecznej. Jednak, według "SE", dalej niechętnie współpracował - nie chciał wręczyć pieniędzy szantażystom, umówił ich tylko z "asystentką", przebraną policjantką.
W wyniku przeprowadzonej prowokacji przestępcy zostali ujęci na gorącym uczynku 20 listopada 2009 roku. Dwie kobiety i mężczyzna usłyszeli zarzuty zmuszania groźbą do określonych czynności. Grozi im do trzech lat więzienia. Jednak i sam Piesiewicz może mieć nie lada kłopoty, bo ze sprawy szantażu wyodrębniono też drugie śledztwo przeciw senatorowi. Dotyczy ono posiadania oraz nakłaniania innych osób do zażywania narkotyków. Senatorowi może grozić nawet do 8 lat więzienia. Zaprzecza, że zażywał wtedy narkotyków.
Piesiewicz dotąd nie usłyszał zarzutów, bo chroni go immunitet. Prokuratura czeka na jego uchylenie.
Źródło: "Super Express"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24