Trzeba by było wezwać pana ministra, żeby sprostował te wszystkie nieprawdziwe twierdzenia i najlepiej przeprosił - powiedział w "Faktach po Faktach" Włodzimierz Wróbel, kierownik Katedry Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego. Odniósł się do tego, że ministerstwo sprawiedliwości chciało pozwać profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego w związku z ich krytyczną opinią dotyczącą noweli Kodeksu karnego. - Myślę, że w pewnym sensie to jest w DNA partii Prawo i Sprawiedliwość, że mówi obywatelom: cicho, kiedy my decydujemy i uchwalamy prawo, to wy macie być cicho - ocenił Marcin Matczak z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.
W ubiegłym tygodniu Ministerstwo Sprawiedliwości zapowiedziało, że w poniedziałek złoży pozew przeciwko profesorom i doktorom Uniwersytetu Jagiellońskiego, którzy opracowali krytyczną analizę nowelizacji Kodeksu karnego. Ich zdaniem zawarte w noweli przepisy antykorupcyjne mogą nie mieć zastosowania do osób zarządzających największymi, strategicznymi spółkami handlowymi Skarbu Państwa. Według resortu sprawiedliwości opinia ta "jest nieprawdziwa, jest kłamstwem".
W poniedziałek minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zapewnił, że nie będzie pozwu przeciwko Krakowskiemu Instytutowi Prawa Karnego. Natomiast instytut oświadczył w poniedziałek, że rozważa możliwość skierowania pozwu z żądaniem sprostowania nieprawdziwych informacji podawanych przez ministerstwo sprawiedliwości i zaniechania naruszania dóbr osobistych naukowców.
"Towarzyszy mi uczucie zażenowania i wstydu"
Włodzimierz Wróbel, kierownik Katedry Prawa Karnego UJ, powiedział, że nie odczuwa "żadnej ulgi, ani żadnej satysfakcji" z powodu wycofania się z zapowiedzi złożenia pozwu przez ministerstwo sprawiedliwości.
- Od samego początku tej groteskowej afery towarzyszy mi głębokie uczucie zażenowania przede wszystkim i wstydu, bo kiedy organ państwowy (...) w istocie naraża się na śmieszność, to jaką tu satysfakcję czuć z tego, że ostateczne wycofuje zupełnie absurdalne pomysły związane ze ściganiem naukowców - przyznał.
Dodał, że zapowiedź pozwu była "czymś zdumiewającym". - Pierwszy raz się chyba z czymś takim spotkałem, że w momencie przedłożenia ekspertyzy naukowej, która wskazywała na znaczenie tego, jak znowelizowano przepisy, co to w praktyce będzie oznaczało; że w sytuacji, kiedy wnioski tej analizy wydawały się chyba niewygodne dla autora projektu, reaguje (on) na to bardzo emocjonalnie twierdzeniem, że ktoś skłamał, potem jeszcze grożąc sądem - podkreślił.
- Sytuacja jest tak groteskowa, tak żenująca, że trzeba się poważnie zastanawiać, jak na nią reagować - ocenił.
Odnosząc się do oświadczenia Krakowskiego Instytutu Prawa Karnego, który rozważa pozew, zauważył, że w dalszym ciągu na stronie ministerstwa jest opublikowany komunikat, w którym pada stwierdzenie o kłamstwie autorów ekspertyzy.
- Można już by sobie dać z tym spokój. Ale niezależnie od tego, trzeba by było wezwać pana ministra, żeby sprostował te wszystkie nieprawdziwe twierdzenia i najlepiej przeprosił - ocenił. Dodał, że chodzi o to, żeby "wolność badań naukowych, wolność wypowiedzi obywatela w debacie publicznej była chroniona".
"Takie tupanie ministra może mieć efekt mrożący"
- Nie może być tak, że jeżeli ktoś krytykuje projekty legislacyjne w debacie publicznej, obywatel krytykuje takie projekty, żeby mu groziły potem pozwy sądowe ze strony organów władzy publicznej. To jest zupełnie aberracyjna sytuacja - podkreślił kierownik Katedry Prawa Karnego UJ.
- Nam się nic nie dzieje. Trudno powiedzieć, żeby profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego mógł się przestraszyć takiego wezwania, ale doskonale sobie wyobrażam, że jest szereg osób, które w takiej debacie publicznej zabierają głos, może pozarządowych organizacji obywatelskich i wówczas takie tupanie ministra może mieć efekt mrożący - ocenił. Dodał, że "być może w interesie publicznym należałoby z takim wezwaniem do zaprzestania naruszenia prawa wystąpić".
"Paradoksalnie nie zdziwił mnie ten pozew"
Marcin Matczak z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego powiedział, że nigdy nie spotkał się z taką praktyką (jak działanie ministerstwa sprawiedliwości - red). - Natomiast paradoksalnie nie zdziwił mnie ten pozew - przyznał.
Przywołał sytuację, kiedy posłanka PiS Krystyna Pawłowicz rozmawiała z sędzią Waldemarem Żurkiem. - W czasie tej rozmowy powiedziała do niego: "cicho", żeby się po prostu nie odzywał i nie dyskutował - dodał.
- Myślę, że w pewnym sensie to jest w DNA partii Prawo i Sprawiedliwość, że mówi obywatelom: cicho, kiedy my decydujemy i uchwalamy prawo, to wy macie być cicho - ocenił Matczak.
- Kiedy obywatele, szczególni w pewnym sensie, bo znający się na rzeczy, czyli profesorowie prawa karnego jednak chcą wziąć udział w debacie publicznej, widzą, że Kodeks karny (...) jest po prostu zmieniamy błyskawicznie, bez namysłu, siadają, piszą ponad 50-stronicową opinię, poświęcają swój czas (...) nikt z nimi nie chce rozmawiać, tylko minister na swój sposób mówi: cicho, pozwę was, nie chcę z wami w ogóle rozmawiać - wskazał. Jego zdaniem, "to wielka tragedia polskiego tworzenia prawa i w ogóle dyskusji publicznej".
- Pan profesor Wróbel jak każdy porządny człowiek jest zaszokowany tą sytuacją, właściwie traktuje ją w kategoriach być może śmieszności, ale ona nie jest śmieszna. Ona jest bardzo poważna. Po prostu w Polsce nie dyskutuje się już w ogóle na temat prawa, ponieważ istnieje jakieś takie przekonanie, że minister jest nieomylny, w związku z tym nikt nie ma prawa powiedzieć, że się pomylił - ocenił Matczak.
- Pan profesor i autorzy opinii powiedzieli, że minister się pomylił, minister zamiast dyskutować z nimi, pozywa ich do sądu. To jest bardzo poważna sprawa i wydaje mi się, że to wezwanie do przeprosin jest absolutnie konieczne - powiedział.
Opinia prawników
9 czerwca Krakowski Instytut Prawa Karnego (KIPK) wydał opinię w sprawie poprawek Senatu do nowelizacji Kodeksu karnego.
Jej autorzy, prawnicy z Uniwersytetów Jagiellońskiego i Wrocławskiego stwierdzili, że zgodnie z poprawkami Senatu "przepisy dotyczące przestępstw łapownictwa w sektorze publicznym (art. 228 k.k., art. 229 k.k.) mogą nie mieć zastosowania do osób zarządzających największymi, strategicznymi spółkami handlowymi z udziałem Skarbu Państwa, co prowadzi do rażących nierówności wobec prawa i nieuzasadnionego uprzywilejowania niektórych podmiotów gospodarczych".
"W myśl poprawki wprowadzonej w Senacie prezes zarządu PKN Orlen S.A. nie mógłby odpowiadać karnie za łapownictwo w sektorze publicznym, podczas gdy odpowiedzialności takiej podlegać będzie przykładowo prezes spółki komunalnej, zajmującej się wywozem nieczystości w małej gminie wiejskiej" - czytamy.
Autor: js/kg / Źródło: tvn24