- To nie ja biłem, tylko byłem bity. Dostałem z pięści w twarz. To widać na nagraniach - stwierdził Przemysław Wipler w reakcji na ujawnione nagrania z incydentu na ul. Mazowieckiej w październiku ub. roku. Dodał, że policji należy dać żółtą kartkę. - Jest ona państwem w państwie, a politycy ją kryją - powiedział Wipler.
Po upublicznieniu nagrania incydentu między posłem i policjantami, do którego doszło pod warszawskim klubem, Wipler oświadczył, że rok czekał na sprawiedliwość i na to, aby Polacy poznali fakty w tej sprawie.
Na czwartkowej konferencji prasowej w Sejmie, poseł stwierdził, że celowo nie ujawniano przez długi czas nagrania z monitoringu, by przekonać opinię publiczną, że jest "pijanym awanturnikiem i bandytą".
- Był powtarzany szereg nieprawd. To, co się wydarzyło było zdyskredytowaniem mnie w oczach opinii publicznej - powiedział Wipler.
Dodał, że na temat zajścia na ul. Mazowieckiej funkcjonowała dotąd jedynie "policyjna prawda, jednostronna, niesprawiedliwa, powielająca szereg nieprawd, bazująca na wypowiedzi rzeczników policyjnych".
- To nie ja biłem, tylko byłem bity. (…) Dostałem z pięści w twarz. To widać na nagraniach - przekonywał.
- Jedyny opór, jak stawiałem, to zasłanianie twarzy. Nie atakowałem. Nikogo nie szarpałem, nie był porwany mundur. To wszystko nieprawda. Zarzuty były chybione, dowiodę przed sądem swojej niewinności - dodał.
"Publiczne skazanie"
Podkreślił, że na nagraniach widać, że "ewidentną nieprawdą" była wersja policji. Dlatego postanowił dać policji żółtą kartkę. - Jest ona państwem w państwie, a politycy ją kryją - stwierdził.
Dodał, że policjant nie może nikogo bić z pięści. - Nawet, gdybym był niegrzeczny, a nie byłem, policja nie ma prawa się w ten sposób zachowywać - przekonywał Wipler.
Dziennikarz RMF FM pytał potem Wiplera, z czyjej inicjatywy doszło do jego kontaktu z interweniującym funkcjonariuszem.
Poseł stwierdził, że "chciał zabrać swojego kolegę, który dostał gazem". - Widziałem, w jakim jest stanie, od jakiegoś czasu próbowałem zabrać go do domu. Nie jest to sytuacja nieznana Polakom, że się kolegę zabiera do domu - oświadczył Wipler.
Nie odpowiedział jednak wprost, kiedy doszło do kontaktu fizycznego, kiedy dotknął policjanta. Jak oświadczył, to "szczegóły, które będą rozstrzygane w sądzie".
Wipler zaapelował do komendanta głównego policji i komendanta stołecznego o reakcję i wyjaśnienie, dlaczego upublicznione teraz materiały były zatajone.
Poinformował również, że oczekuje reakcji byłego szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza i byłej marszałek Sejmu, a obecnie premier Ewy Kopacz, a także prezydenta Bronisława Komorowskiego, którzy rok temu po zajściu na ul. Mazowieckiej, publicznie go - jak się wyraził - "skazali".
Zdaniem Wiplera, Kopacz powinna - jako osoba odpowiedzialna za godność Sejmu - zadbać o to, by nagranie zostało szybko ujawnione.
Zajście na Mazowieckiej
TVN24 uzyskała nagranie mające pokazywać zajście sprzed roku z udziałem posła Przemysława Wiplera (nie jest potwierdzona jego autentyczność).
Nagranie nie ma dźwięku. Widać na nim m.in., jak radiowóz na sygnale podjeżdża do dwóch stojących na ulicy przed klubem mężczyzn. Wipler, który siedział na murku i widział całe zajście, podchodzi do radiowozu i zaczyna rozmawiać z policjantami. Nie wiadomo, co mówi, ale kilkanaście sekund później zaczyna się przepychanka, polityk szarpie się z mundurowym, a ten pryska mu w twarz gazem. Następnie pojawia się drugi funkcjonariusz - kobieta.
Razem przewracają posła na ziemię i próbują go skuć. Poseł się wyrywa, wierzga nogami, policjanci uderzają go pałką.
Śledczy zarzucili Wiplerowi, że popełnił dwa czyny: zmuszał przemocą funkcjonariuszy policji do zaniechania prawnej czynności służbowej, naruszając jednocześnie ich nietykalność cielesną oraz "znieważał dwóch funkcjonariuszy słowami powszechnie uznawanymi za obelżywe podczas i w związku z pełnieniem przez nich obowiązków służbowych".
Akt oskarżenia trafił do Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście.W uzasadnieniu napisano m.in., że poseł poruszał się "chwiejnym krokiem", porozumiewał się "bełkotliwą mowę", kopał funkcjonariuszy, szarpał za mundur.
Autor: MAC//rzw / Źródło: tvn24.pl