Tomasz Winek, jeden ze skazanych za zabójstwo w głośnej sprawie "linczu we Włodowie" przekonywał dziennikarzy "Teraz My", że jest niewinny i że wie, kto zabił terroryzującego wieś mężczyznę. Według niego, zabójcą jest jedna z osób skazanych za bezczeszczenie zwłok; wśród nich jest teść Winka. - Wiem kto, ale nie mogę powiedzieć, nie zrobię tego żonie - mówi.
Winek nie przyznaje się do zabójstwa, choć nie ukrywa, że brał udział w pobiciu Józefa Ciechanowicza. - On podbiegł z tasakiem i zranił mnie w rękę. Zadzwoniliśmy kilka razy na policję. Nie przyjechali, to sami pojechaliśmy na komisariat. Policjant, gdy pokazałem mu rękę, powiedział, że „gorsze rzeczy widział” - mówił w rozmowie z dziennikarzami "Teraz My" Winek. Twierdzi, że gdy wrócił z komisariatu Ciechanowicz pojawił się ponownie. - Jakby czekał na nas. Krzyczał, że jak nie da nam rady, to dzieciakowi głowę utnie.
- Mieliśmy czekać, aż mi głowę dziecka przyniesie na tacy? - wtrąca pani Marlena, żona skazanego.
Winek przyznaje, że zaatakował mężczyznę. - Rzuciłem w niego resorem, potem dostał ode mnie dwa razy z pięści. Ale my go nie zabiliśmy, gdy odchodziliśmy Ciechanowicz żył - zapewnia.
"Między młotem a kowadłem"
Oboje przekonują, że za zabójstwem stoi ktoś inny. - Wiemy, kto jest zabójcą, ale to jest dla nas tak trudne emocjonalnie, że nie potrafimy tego powiedzieć wprost. Ufamy naszym mecenasom, że zdołają udowodnić, że mąż nie zabił - mówi Marlena Winek.
Wiemy, kto jest zabójcą, ale to jest dla nas tak trudne emocjonalnie, że nie potrafimy tego powiedzieć wprost. Ufamy naszym mecenasom, że zdołają udowodnić, że mąż nie zabił Lincz
Nie wyklucza jednak, że ujawni prawdę, jeśli w żaden inny sposób nie będzie mogła obronić męża przed więzieniem. - W ostateczności będę zmuszona. Ci, którzy nie wiedzą, co się tam wydarzyło, nie wiedzą, że my jesteśmy między młotem a kowadłem. Nie potrafimy wydać tego, kto to zrobił, to moja rodzina - mówi Marlena Winek. Nie chciała odpowiedzieć, czy za zabójstwem stoi jej ojciec. - Naprawdę nie mogę tego powiedzieć.
Kwalifikują się do ułaskawienia
Winek zapowiada, że jeśli jednak trafi do więzienia, będzie się ubiegał o ułaskawienie przez prezydenta.
Zdaniem Ryszarda Kalisza, który zajmował się takimi wnioskami w kancelarii Aleksandra Kwaśniewskiego, ma na to duże szanse. - Pan Winek kwalifikuje się do ułaskawienia. Decydują o tym między innymi warunki rodzinne, czy jego zachowanie po wyroku. Jednak ułaskawienie może nastąpić dopiero po skazaniu prawomocnym wyrokiem - zastrzega Kalisz.
Podobnie uważa mecenas Krzysztof Orszagh. - Uważam, ze oskarżonychnależy skazać, a prezydent powinien zastosować prawo łaski - stwierdził.
Obaj prawnicy zgodzili się, że linczu we Włodowie nie można rozpatrywać w kategorii obrony koniecznej, a nieprawomocny jeszcze wyrok sądu uznali za sprawiedliwy.
Pan Winek kwalifikuje się na ułaskawienie. Decydują o tym między innymi warunki rodzinne, czy jego zachowanie po wyroku Kalisz
Podobnego zdania byli uczestnicy ankiety przeprowadzonej przez Grupę IQS dla "Teraz my". Aż 65 proc. z nich uznało, że samosąd jest niedopuszczalny, nawet gdy nie można liczyć na pomoc policji i wymiaru sprawiedliwości.
Lincz we Włodowie
Tragedia we Włodowie wydarzyła się w 2005 roku.Mieszkańcy wsi, po bezskutecznych zawiadomieniach policji o agresywnym zachowaniu jednego z mieszkańców - Józefa Ciechanowicza, zdecydowali się sami wymierzyć sprawiedliwość. Zaatakowali i pobili mężczyznę, który następnie zmarł. Sąd w Olsztynie skazał braci Krzysztofa, Mirosława i Tomasza Winków na cztery lata więzienia. Pozostali uczestnicy linczu odpowiadali m.in. za znieważenie zwłok. Policjanci, którzy zlekceważyli skargi mieszkańców Włodowy, także usłyszeli wyroki.
Źródło: TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn