Do mojego biura poselskiego przyszedł człowiek i groził samospaleniem w związku z zamieszaniem wokół obchodów 20. rocznicy obalenia komunizmu. Nie wiem kto to był, raczej ktoś niezrównoważony. W Polsce nie dzieje się nic, co uzasadniałoby takie gesty - powiedział w TVN24 poseł PO Jarosław Wałęsa. Jego zdaniem, premier nie miał wyjścia, jak tylko przenieść część obchodów do Krakowa.
Polityk Platformy przyznał, że jako Gdańszczanin jest wściekły, że obchody w jego mieście nie odbędą się w takiej skali, w jakiej były zaplanowane. Ponieważ część polityczna została - decyzją szefa rządu - przeniesiona do Krakowa, na Wawel. Spotkają się tam szefowie państw Grupy Wyszehradzkiej.
- Rozumiem, że premier będąc człowiekiem odpowiedzialnym za cały nasz kraj, musiał podjąć taką decyzję, żeby przeciwstawić się związkowcom. Najemnikom, którzy dostają pieniądze za to, żeby robić rozróby - powiedział Wałęsa. I dodał: - Premier wybrał mniejsze zło.
"Zaczęło się w Gdańsku, a my o tym nie powiemy"
Jego zdaniem, to co się będzie działo w Krakowie, będzie działalnością międzynarodową Polski. A to, co odbędzie się w Gdańsku wewnętrzną imprezą.
- Ubolewam, że nie będziemy w stanie przekonać naszych zagranicznych partnerów, że to, co działo się w latach 80., zaczęło się Gdańsku. I to jest nasza największa strata. Znów na arenie międzynarodwej będzie wygrywał Mur Berliński, jako symbol zwycięstwa nad komunizmem - podkreślał Wałęsa.
I dodał: - Ta strata jest nie do naprawienia.
Prezydent Lech Kaczyński ogłosił w piątek, że 20. rocznicę obalenia komunizmu będzie świętował w Gdańsku i Warszawie. Premier Donald Tusk, który 4 czerwca do południa będzie na uroczystościach w Krakowie, ma się później pojawić w Gdańsku. Rzecznik rządu Paweł Graś mówił w TVN24, że premier nie boi się związkowców.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24