Matka walczy o dobre imię syna, który zginął w wypadku wracając motorem znad jeziora ze swoją narzeczoną. Według policji, chłopak uderzył w nadjeżdżający z naprzeciwka samochód. Ale narzeczna, która przeżyła, twierdzi, że Bartek nie jest sprawcą tylko ofiarą brawurowej jazdy innego kierowcy - drogowego pirata. Matka motocyklisty zarzuca policji, że nie zabezpieczyła wszystkich dowodów, a prokuraturze, że zlekceważyła zeznania naocznego świadka wypadku.
W lipcu ubiegłego roku 25-letni Bartek Jaskuła wracał motocyklem wraz ze swoją narzeczoną znad jeziora. Zginął po zderzeniu z samochodem.
Matka chłopca nie może się pogodzić nie tylko z tym, że zginął, ale także z tym, że wciąż nie są znane przyczyny wypadku.
- Prawda musi ujrzeć światło dzienne. Nie można tej sprawy zamieść pod dywan, zginął przecież mój syn - mówi Mirosława Jaskuła.
Różne wersje
Wersje wypadku są dwie. Pierwsza to wersja kierowcy seata, który brał udział w zderzeniu. Twierdzi on, że motocyklista zjechał na przeciwległy pas ruchu i w niego uderzył.
- Wskazuje na to kontakt motocykla z samochodem seat toledo, do którego doszło na środku osi jezdni. Biegły wskazał, że przyczyną wypadku było nieprawidłowe korygowanie toru jazdy przez motocyklistę - mówi Przemysław Słupiński z Prokuratury Rejonowej Toruń-Wschód.
Druga wersja to relacja narzeczonej Bartka, która jechała wraz z nim na motocyklu i przeżyła wypadek. Twierdzi ona, że w wypadku brały udział dwa auta. Najpierw audi, które ścinając zakręt zahaczyło o motocykl i wytąciło go z toru jazdy, a potem seat, jadąc środkiem jezdni, uderzył w próbującego wyprostować tor jazdy motocyklistę.
- Przedstawiała różne wnioski, dowody, ale kiedy prokurator w grudniu umorzył śledztwo, całkowicie się załamała. Powiedziała, że nie wierzy w sprawiedliwość i prawdę - mówi matka Bartka.
Wini policję
Biegli ustalili, że Bartek jechał z prędkością 79 km/h, zaś seat jechał 94 km/h, przekraczając dozwoloną prędkość.
Policja już dzień po wypadku uznała, że winny jest motocyklista i taką też informację wysłała do mediów.
Matka Bartka zarzuca policji niechlujne działania, bo w niewystarczający - jej zdaniem - sposób zabezpieczyli dowody na miejscu wypadku. Chodzi m.in. o części motocykla.
Toruńska policja nie chciała odpowiedzieć na pytanie, dlaczego nie zabezpieczyła wszystkich dowodów i z góry założyła, ze winny był motocyklista.
- Zdecydowanie nie będę się wypowiadać na temat tej sprawy - ucięła Wioletta Dąbrowska, rzeczniczka toruńskiej policji.
Prokuratura, mówiąc o umorzeniu sprawy, twierdzi, że nie była w stanie ustalić przyczyn wypadku. Zaś zgromadzony materiał nie pozwolił, by komukolwiek postawić zarzuty.
Matka Bartka złożyła zażalenie na decyzję prokuratury. O tym, czy śledztwo zostanie wznowione, zdecyduje sąd.
Autor: MAC\mtom / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TTVBL