Prowadzący program "W kuluarach" w niedzielę w TVN24 - Radomir Wit, Sebastian Napieraj i Michał Tracz - rozmawiali o kontrowersjach wokół wyników wyborów prezydenckich. Od czasu rozstrzygnięcia drugiej tury wyborów prezydenckich, które wygrał kandydat PiS Karol Nawrocki pojawiają się medialne doniesienia o nieprawidłowościach dotyczących liczenia głosów w kilkunastu komisjach. W ubiegłym tygodniu w związku z wnoszonymi protestami wyborczymi Sąd Najwyższy zdecydował o oględzinach kart z łącznie 13 obwodowych komisji wyborczych.
Protest wyborczy złożył między innymi komitet kandydata KO Rafała Trzaskowskiego. Z kolei w sobotę premier Donald Tusk opublikował na platformie X wpis, w którym zwrócił się do prezydenta Andrzeja Dudy, prezydenta elekta Karola Nawrockiego i prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. "Nie jesteście tak zwyczajnie po ludzku ciekawi, jakie są prawdziwe wyniki głosowania? Na pewno jesteście. A jak wiadomo, uczciwi nie mają się czego bać" - czytamy w poście.
DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ:
"Zabrakło teczek"
Sebastian Napieraj poinformował w programie "W kuluarach", że rozmawiał z pracownikami Sądu Najwyższego z biura prasowego. - Powiedzieli mi, że zabrakło teczek do rejestrowania protestów wyborczych. 50 tysięcy ma wpłynąć. To są informacje ze strony Poczty Polskiej, bo jeszcze nie wszystko do Sądu Najwyższego wpłynęło. Od poniedziałku nowe teczki mają się pojawić, żeby można było je zarejestrować. Bo na razie 10 tysięcy zostało zarejestrowanych z tych blisko 50 tysięcy. To wszystko trzeba rozpatrzyć - powiedział dziennikarz.
- Czas w teorii jest do 2 lipca, ale już słyszymy ze strony rzecznika prasowego, Aleksandra Stępkowskiego, który zresztą też jest neosędzią, że to jest tylko taki termin instruktażowy, że to może być później. Dzieje się wiele ciekawego - dodał Napieraj.
Tracz stwierdził, że słyszał w Sądzie Najwyższym, że "tam jest determinacja i wszyscy zostali ściągnięci do pracy, żeby pracować przy tych protestach" oraz, że "bardzo wstępnie Sąd Najwyższy planuje, nawet dzień wcześniej, wydać uchwałę".
"Wiemy, że na pewno te nieprawidłowości były"
Mówiąc o protestach wyborczych Tracz zwrócił uwagę, że "zdecydowana większość z nich prawdopodobnie opiera się na domniemaniu, na podejrzeniu, bo ktoś uważa, że jeżeli już są takie nieprawidłowości, to należałoby to sprawdzić". - Ale jest co najmniej kilkanaście, gdzie już wiemy, że na pewno te nieprawidłowości były. Mamy konkretne miejsca, które zostały zbadane, sprawdzone i tam się okazało, że jest zupełnie inaczej niż miało być - dodał.
- Politycy Prawa i Sprawiedliwości stawiają taki zarzut i dzisiaj też to wybrzmiało w czasie spotkania Karola Nawrockiego (w Pułtusku - red.), że ktoś tu próbuje w cudzysłowie "ukraść komuś wybory". Tyle tylko, że właściwie politycy koalicji rządzącej zgodnie mówią, że to jest kwestia przeliczenia i sprawdzenia tych miejsc, gdzie są wątpliwości i po prostu upewnienia się, że każdy głos, który został oddany został przeliczony i zaliczony do puli zgodnie z intencją tych, którzy głos oddawali - mówił Wit.
Napieraj powiedział, że osobiście pytał o to premiera Donalda Tuska w piątek. - Powiedział, że wszędzie tam, gdzie są nieprawidłowości, te głosy należy przeliczyć - dodał. Zwrócił poza tym uwagę, że poza konkretnymi przykładami, gdzie były anomalie, to według jego informacji "w wielu protestach pojawia się taki argument, że oto były rejestrowane komitety, którymi nie udało się zarejestrować kandydata na prezydenta, nie zebrali odpowiedniej liczby głosów i te komitety delegowały swoich członków w komisji". - I te komitety jakoś były powiązane z Prawem i Sprawiedliwością. I w wielu takich protestach wyborczych ten argument się pojawia, że mogło dochodzić do jakiejś szerszej manipulacji. Ja nie wiem, czy to jest konkretny dowód, który sprawi, że Izba w Sądzie Najwyższym zdecyduje się na przeliczanie w większej liczbie komisji wyborczych tych głosów, które zostały oddane - mówił.
Tracz stwierdził, że "wchodzimy tutaj niestety w bardzo trudną i prawną materię". - Ja od wielu dni rozmawiam z prawnikami na temat tego, co może, a czego nie może zrobić Sąd Najwyższy. Izba Kontroli Nadzwyczajnej stoi na takim stanowisku, że faktycznie musi być dowód dotyczący każdej jednej komisji, żeby zdecydować się na ewentualne oględziny czy przeliczenie jeszcze raz głosów. I część prawników faktycznie mówi, że polskie prawo w tej sprawie jest takie, że musi być dowód na każdy konkretny przykład - mówił.
- Część prawników mówi, no nie, jeżeli my wiemy, że takie, nawet nie nazywajmy tego fałszerstwami, tylko jeżeli błędy ludzkie zdarzyły się już w przypadku kilkunastu komisji, to jest to podstawa do tego, żeby sprawdzić, czy takich błędów nie było też w innych komisjach. No ale tutaj, jak zwykle, ilu prawników, tyle stanowisk - podsumował.
Autorka/Autor: Martyna Nowosielska-Krassowska
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24