Na początku października w jednej z kamienic w Zabrzu 19-letni Bartłomiej G. zabił starszego, niepełnosprawnego mężczyznę - swojego współlokatora. Gdy ten spał, zadał ciosy młotkiem w głowę i uciekł z mieszkania. Wciąż nie wiadomo, dlaczego. Materiał programu "Uwaga!" TVN.
- Widziałam go ostatni raz w poniedziałek. Wyszłam od niego o godzinie 20. i nic nie wskazywało, że tam coś się stanie, dojdzie do jakiejś tragedii. Był uśmiechnięty, wesoły, jak zwykle. Był w domu z Bartkiem – opowiada Ewa Woźniak, partnerka brata ofiary.
51-letni Jan był niepełnosprawny. Po wylewie, który przeszedł osiem lat temu, poruszał się na wózku inwalidzkim. Kiedy we wtorek Jan nie odbierał telefonu, jego brat Ryszard, który opiekował się nim, zaczął się niepokoić. Nigdy nie zdarzyło się, żeby nie odpowiadał.
- Zaczęliśmy się denerwować. Weszliśmy razem z pieskiem i on od progu zaczął się dziwnie zachowywać. Stanął i nie chciał iść do pokoju. Ja go trzymałem, a Ewa weszła. Było widać, że ktoś leży przykryty kołdrą. Janek lubił się wygrzewać, bo jemu ciągle zimno było. Ewa podeszła i mówi: wstawaj. Ale nie ruszał się. Odkryła kołdrę i zauważyliśmy, że twarz, głowę miał przykrytą ręcznikiem. Było widać z tyłu krew. Zbadałem mu puls, nie oddychał – opowiada Ryszard Rolewski, brat ofiary.
Policjanci rozpoczęli pooszukiwania sprawcy zbrodni. Rodzina ofiary od razu podejrzewała, że może to być 19-letni Barłomiej G., chłopak ich córki Natalii, który mieszkał z niepełnosprawnym Janem ostatnie dwa miesiące. Nastolatek został zatrzymany razem z dziewczyną w Warszawie na jednym z dworców. Usłyszał zarzut zabójstwa i przyznał się do winy.
"Rozłupał mu głowę młotkiem"
- W chwili zatrzymania znaleziono przy nim możliwe narzędzie zbrodni – młotek. Młotkiem zadał mu kilka ciosów w głowę, okazało się, że śmiertelnych. On mu te głowę właściwie rozłupał. Nie było widać po nim emocji. Miał postawę bardziej wycofaną. Tłumaczył, że ma luki w pamięci. Według relacji podejrzanego, nieżyjący pan Janek miał się z niego naśmiewać, a dotyczyło to Natalii. On nie mówi o innych wątkach. Tylko o tym. Według niego pan Jan był zazdrosny o tę Natalię, dodatkowo się z niego podśmiewał. Tylko nie mówi szczegółów, na czym to polegało. To tłumaczenie jest mgliste i mętne – mówi Krzysztof Garbala z Prokuratury Rejonowej w Zabrzu.
Wyjaśnienia złożyła też 16-letnia Natalia, której rola w zabójstwie do momentu zatrzymania przez policjantów nie była jasna. Dziewczyna zeznała, że w nocy dostała od Barka SMS o treści: "Zabiłem Ci wujka". Kolejnego dnia rano spotkała się z chłopakiem, ale nie uwierzyła w to, co zrobił. Bartek miał ją zastraszać, zmusić do oddania telefonu, który zostawił w lombardzie. Potem wsiedli razem do pociągu jadącego do Warszawy.
- Ja podejrzewam, że on chciał ja wywieźć i może też ubić. Powiedział: jeśli nie pójdziesz, wrócę się i Ryśka i mamę nożem zaszlachtuję i na końcu ciebie. Bardzo się go wtedy bała. Mówi, że bała się o nas i dlatego poszła - tłumaczy Ewa Woźniak.
Poznali się w internecie
19-latek przyjechał do Zabrza w sierpniu na urodziny Natalii, którą poznał na jednym z portali internetowych. Na początku pracował na budowie, potem na poczcie, ale szybko go zwalniano – nie sprawdzał się jako pracownik, nie słuchał poleceń szefów. To rodzina dziewczyny głównie utrzymywała chłopaka. - W ten poniedziałek był u nas i wyczułem, że kręci. Chciałem go wcześniej wyrzucić. Tylko dzięki Natalii i mojej partnerce zaniechałem, bo chcieli dać mu jeszcze jedną szansę. Powiedziałem mu, że nie będę go darmo karmić i utrzymywać. Pokłóciłem się z Bartkiem. Mówiłem mu, że ma oddać Jankowi klucze i telefon i wypad. Ale w ten poniedziałek daliśmy mu szansę, bo powiedział, że dostał pracę – opowiada brat ofiary.
Mężczyzna twierdzi, że między niepełnosprawnym a nastolatkiem nie było konfliktów. Rodzina ofiary jednak nie wiedziała wiele o chłopaku. Nie miał znajomych w Zabrzu i nie utrzymywał też bliskich kontaktów z rodzicami. Pochodzi z Żuromina koło Warszawy, tam ukończył szkołę zawodową o profilu mechanik samochodowy. Nie pracował, był karany za zniszczenie mienia. Sąsiedzi mają o nim sprzeczne opinie.
- Grzeczny dzieciak. Nie był agresywny. Zawsze wolał sam, w samotności. Nikogo nie zaczepił, jego zaczepiali – mówią jedni sąsiedzi, a drudzy temu zaprzeczają. - Ci, którzy się z nim naćpali, to wiedzą, jak on się zachowuje. Kiedyś go karetka po dopalaczach zabrała.
Miał brać leki na uspokojenie
Matka podejrzanego o zabójstwo chłopaka nie zgodziła się z nami oficjalnie porozmawiać. Mówiła jednak, że syn miał orzeczenie o lekkim stopniu niepełnosprawności i stwierdzoną nadpobudliwość. Był w szpitalu psychiatrycznym. Z opinii lekarzy wynika, że zachowywał się agresywnie, był wulgarny i konfliktowy, nie panował nad emocjami. Miał brać leki na uspokojenie.
Sąd tymczasowo aresztował chłopaka na najbliższe trzy miesiące. 19-latkowi grozi kara dożywotniego pozbawienia wolności.
Autor: tmw/ja / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga TVN