- Chciałem pokazać, że nie można się ze wszystkiego śmiać – tak Adam Szydłowski tłumaczy pomysł kontrowersyjnej rekonstrukcji likwidacji żydowskiego getta w Będzinie. W inscenizacji wzięło udział blisko 200 osób, w tym uczniowie miejscowych szkół.
Rekonstrukcja rozpoczęła się od "Mein Jidisze Mame", które na skrzypcach zagrała nastoletnia dziewczyna. Potem widzowie zobaczyli obronę bunkra przez żydowskich działaczy ruchu oporu, w tym emisariuszkę z Warszawy Frumkę Płotnicką.
Widowisko zamknęła scena wyprowadzania i wywożenia mieszkańców getta. Śpiewał gimnazjalny chór, a uczestnicy widowiska dołożyli starań o realia epoki - zdobyli stosowne do czasów ubrania, a dziewczyny miały nawet modne w latach 40. ub. wieku fryzury.
- Mamo, a co oni robią? - pytała 4-letnia Malwina Stępień na widok żołnierzy popychających płaczących Żydów do ciężarówek. - Tłumaczę jej, że tak kiedyś było, choć to niezbyt miły widok. Chyba bardziej się ciekawi, niż boi - wyjaśniła jej mama. Bał się 5-letni Oskar Ptasiński, którego 15-letni brat Dawid odgrywał w inscenizacji Żyda. - Bał się, że mu brata zabiorą - wyjaśniła matka chłopców. - Normalnie ciężko do nauki historii zapędzić, przynajmniej się czegoś nauczyli - dodała.
"Strasznie się wzruszyłam"
- Strasznie się wzruszyłam, chciało mi się płakać. Ja tego nie pamiętam, bo mam sześćdziesiąt kilka lat, ale moja mama pamiętała Żydów w Będzinie i nie raz mi o tym opowiadała. Takie widowiska powinny być organizowane jak najczęściej, żeby młodzież poznała historię. To było piękne, realistyczne i stonowane - powiedziała Krystyna Szafraniec. Grzegorz Gładecki uznał z kolei, że było zbyt łagodnie. - Ale ogólnie fajnie było - powiedział.
Pozytywnie inscenizację ocenił starosta będziński Adam Lazar. - Ja się urodziłem już po wojnie, ale wokół mnie ci ludzie jeszcze byli, jeszcze wracali do Będzina. Myśleli, że uda im się wrócić do swojego świata, ale tu się już nie odnaleźli, wyjeżdżali w kilku falach, ostatnia była w 1968 r. Myślę, że bez nich jesteśmy ubożsi – uważa. Spośród ponad 30 tys. Żydów, mieszkających przed 1939 r. w Będzinie, po wojnie do rodzinnego miasta powróciło niespełna 900 osób. Wiele z nich wyjechało później na stałe. Przed wojną społeczność żydowska stanowiła nawet 70 proc. mieszkańców, zaś w ścisłym centrum mieszkało ich nawet 80-90 proc.
"Pokazaliśmy kawał ciężkiej historii"
Z widowiska zadowolony był też jego organizator, miłośnik historii Będzina, na co dzień kierownik Urzędu Stanu Cywilnego Adam Szydłowski, który odtwarzał rolę niemieckiego dowódcy. Szydłowski uważa się za filosemitę i zamieszanie wokół planów rekonstrukcji odebrał jako krzywdzące. - Pokazaliśmy kawał ciężkiej historii mieszkańcom, mam nadzieję, że w sposób teatralny, ale jednak bardzo sugestywny. Cieszę się, że wszyscy podjęliśmy decyzję, że gramy dalej i nie ugniemy się mediom - powiedział.
Zapewnił, że najmłodszy uczestnik inscenizacji miał 14 lat i jest to właściwi wiek na poznawanie nawet tak strasznych kart historii. - Byłem wiele lat nauczycielem i wiem, jak trudno dotrzeć do młodych ludzi, jak im przedstawić Holokaust tak, żeby zobaczyli, że to rzeczywiście byłą zagłada. W Auschwitz spotykałem się z ze strasznymi reakcjami, część w ogóle nie zdawała sobie sprawy, gdzie jest. Żuli gumę, pluli, w Birkenau dziewczynka robiłą sobie zdjęcia w baraku sanitarnym - to oburzające. Chciałbym pokazać, ze nie można się ze wszystkiego śmiać – powiedział.
Pomysł kontrowersyjny
Nie wszystkim jednak inscenizacja się podobała. Filozof Jan Hartman uważa, że Holocaust nie jest materiałem dla takich rekonstrukcji. Z pomysłu nie był też zadowolony Jarosław J. Szczepański, prezes organizacji żydowskiej, który na łamach "Gazety Wyborczej" zastanawiał się, czy "może komuś wpadnie do głowy zabawa w krematorium".
- Nie można wykluczyć, że amatorom mocnych wrażeń za chwilę przyjdzie do głowy wynajmowanie obozów koncentracyjnych i uruchamianie w ramach gier plenerowych komór gazowych oraz krematoriów - dodał.
W przyszłym roku Szydłowski planuje rekonstrukcję wyzwolenia Będzina - wkroczenia do miasta wojsk radzieckich.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, PAP