Został oskarżony i aresztowany za kradzież, której nie dokonał. 3 lata temu toruńscy policjanci w sklepie spożywczym złapali złodzieja, który nie miał przy sobie dowodu osobistego. Wyrecytował jednak policjantom "swoje" dane. Jak się później okazało, dane nie były jednak jego, a osoby, która za niego trafiła później do aresztu.
Jego historia przypomina perypetie Józefa K., bohatera "Procesu" Franza Kafki. Policja zapukała do drzwi z krótka informacją: zapadł wyrok skazujący. Wykroczenie: kradzież w toruńskim supermarkecie wartego 16 złotych jedzenia.
I na nic zdało się tłumaczenie, że gdy w Toruniu dokonano kradzieży, pan Andrzej Malinowski pracował. Na budowie w Gdańsku. Trafił do aresztu. - Zabrali mnie tutaj niesłusznie, niewinnie... po prostu za coś, czego ja w ogóle nie popełniłem - mówi dziś, ze zrujnowanym zdrowiem i życiem.
Nawet teraz mogę powiedzieć, że nie życzę więzienia najgorszemu wrogowi. Bo człowiek czuje się nie jak człowiek... jak numer, jak rzecz... nie wiem... ale ja po prostu czułem się nie jak obywatel... jak przedmiot. Andrzej Malinowski, niesłusznie oskarżony
Naiwność policjantów
Policja tłumaczy, że uwierzyła złodziejowi, bo ten bardzo przekonywująco wyrecytował numer Pesel, dowodu osobistego, adres zameldowania... Dziś u funkcjonariuszy został tylko wstyd. Bo danych w jego dokumentach nie potwierdzili - nawet o nie nie poprosili.
- Niestety nie możemy polegać na wierze i nie powinniśmy polegać na wierze. Generalnie, gdy policjanci podejmują interwencję, konieczne jest posiadanie wiedzy z kim rozmawiamy i z kim mamy do czynienia i w tym wypadku zapewne powinno się tak stać - mówi Monika Chlebicz z Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy.
Poza wstydem jest też poczucie winy, bo złodziej nie został do dziś aresztowany.
Tymczasem gdy sprawę skierowano do sądu, wezwania nie trafiły do pana Andrzeja, bo adres do korespondencji był fikcyjny.
- W sytuacji, gdy wraca do nas taka "zwrotka" a w protokole jest podany ten adres, to możemy uznać to za doręczone. I o tym taka osoba jest informowana w momencie przesłuchania przez organy ścigania - mówi Beata Fenska-Paciorek z Sądu Okręgowego w Toruniu.
Pan został wezwany do odbycia tej kary zastępczej. Nie stawił się. Został wydany list gończy (...) pana o tych danych znaleziono i osadzono zgodnie z tym wyrokiem, zgodnie z tym postanowieniem. Aleksandra Marek-Ossowska, Sąd Rejonowy w Toruniu
A śledztwo się toczyło
Poszkodowany przez dwa lata nie wiedział więc, że przeciwko niemu toczy się sprawa. A sąd zaocznie, bez obecności oskarżonego na sali, orzekł karę miesiąca prac społecznych. Prace nie zostały wykonane, więc sąd zamienił je na karę pozbawienia wolności.
- Pan został wezwany do odbycia tej kary zastępczej. Nie stawił się. Został wydany list gończy, bo list gończy obejmuje cały kraj, więc summa sumarum pana o tych danych znaleziono i osadzono zgodnie z tym wyrokiem, zgodnie z tym postanowieniem - mówi Aleksandra Marek-Ossowska z Sądu Rejonowego w Toruniu.
Pan Andrzej został odnaleziony i osadzony. Gdy sprawa wyszła na jaw, Komenda Wojewódzka Policji w Bydgoszczy wszczęła postępowanie wyjaśniające. Postępowanie trwa, na razie więc nie wiadomo kto i jakie poniesie konsekwencje.
Słowo "przepraszam" na pewno wchodzi w grę jeśli z całą pewnością będziemy wiedzieli, że wina leży po stronie policji. Monika Chlebicz, rzecznik KWP w Bydgoszczy
Ale nikt poszkodowanego nawet nie przeprosił... - Słowo "przepraszam" na pewno wchodzi w grę jeśli z całą pewnością będziemy wiedzieli, że wina leży po stronie policji. Natomiast kwestia odszkodowania jest to kwestia roszczenia osoby cywilnej - tłumaczy policja.
Stał się przestępcą
Niesłusznie oskarżony i osądzony na pewno wystąpi o odszkodowanie. Pomyłka odbiła się na jego rodzinie i zdrowiu. W niewielkiej wsi pod Grudziądzem, gdzie mieszka, stał się zwykłym przestępcą.
- Jeżeli ktoś podaje dane czyjeś i ktoś uwierzy mu na słowo. Bez dokumentu tożsamości. To moim zdaniem to jest absurd - zaznacza.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24