Chory na raka płuc Henryk Bowtruczuk z Białegostoku żyje dzięki aparatowi, który umożliwia mu oddychanie. Teraz mężczyźnie kończą się pieniądze na opłacenie rachunku za prąd, a to oznacza zatrzymanie aparatu do tlenoterapi i śmierć. - A ja chcę żyć - mówi przez łzy chory mężczyzna.
Nie ma rodziny, żyje w tragicznych warunkach, nie ma pieniędzy na jedzenie, ani na leki. Pozostało mu niecałe 7 złotych, a to nie wystarczy na zapłatę kolejnego rachunku za prąd. Ostatnim dniem, w którym prąd do jego domu będzie dostarczany, jest najbliższa niedziela.
Bez potrzebnych środków do życia
Pan Henryk ma 53 lata. Mężczyzna jest ciężko chory. Kilka lat temu rozpoznano u niego raka płuca. Do tego cierpi na zwyrodnienie kręgosłupa. Na co dzień jeździ na wózku inwalidzkim, potrzebuje stałej opieki. Żyje samotnie w tragicznych warunkach mieszkaniowych, w starym domu, bez wygód. Teraz wierzy, że znajdzie się ktoś, kto pomoże mu zapłacić kolejny rachunek za prąd i pozwoli dalej żyć. Gdy zachorował i okazało się, że nie może dalej pracować. Żyje na łasce urzędników i instytucji pomocowych. Dostaje zasiłki z opieki społeczne i codziennie obiady. Jednak to wszystko nie wystarcza, by móc normalnie żyć. Miesięcznie na sam prąd potrzebuje 250 zł. - Nie mam też na jedzenie - mówi Bowtruczuk. I dodaje: - Jakoś żyję tylko dzięki obiadom z opieki społecznej.
Godnie przeżyć ostatnie chwile
Panu Henrykowi proponowano hospicjum. Nie zgodził się. - Te ostatnie chwile życia chciałbym godnie przeżyć, jak człowiek we własnym domu - mówi Bowtruczuk.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24