Prokuratorzy zajmą się sterylizacją Wioletty Woźnej, matki małej Róży, o której piszemy od kilku tygodni. Kobieta twierdzi, ze zabiegu dokonano bez jej zgody i wiedzy w czasie porodu dziecka. Złożenie wniosku o popełnieniu przestępstwa zapowiadał adwokat rodziców dziewczynki. Nie było potrzeby: prokuratura wszczęła postępowanie z urzędu.
Jak dowiedziała się TVN24, postępowanie sprawdzające śledczy z Prokuratury Rejonowej w Szamotułach rozpoczęli w piątek. Mają miesiąc, by zdecydować o ewentualnym wszczęciu śledztwa.
- Prokurator jest w szpitalu w Szamotułach, gdzie zabezpiecza dokumentację lekarską. Postępowanie dotyczy przestępstwa z artykułu 156 - powiedziała na antenie TVN24 rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu Magdalena Mazur-Prus.
Paragraf pierwszy tego artykułu (w pkt. 1) stanowi, że "kto powoduje ciężki uszczerbek na zdrowiu w postaci pozbawienia człowieka wzroku, słuchu, mowy, zdolności płodzenia, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10".
Dla "dobra dziecka"
To kolejny, nowy wątek w sprawie rodziny małej Róży, którą od trzech tygodni interesuje się większość krajowych mediów. W lipcu, na podstawie sprawozdań z kuratorskiego nadzoru nad rodziną, Sąd Rejonowy w Szamotułach zdecydował o odebraniu noworodka matce i przekazaniu Róży rodzinie zastępczej.
Kurator stwierdziła "niewydolność wychowawczo-opiekuńczą" matki. Według urzędniczki, istnieje uzasadnione podejrzenie, że Wioletta Woźna nie byłaby w stanie zaopiekować się noworodkiem. W miniony piątek Sąd Okręgowy w Poznaniu oddalił pierwsze zażalenie na decyzję o przekazaniu noworodka rodzinie zastępczej. Uzasadnił to dobrem dziecka.
Rodzice dziewczynki nie ustają w walce. Mają po swojej stronie między innymi 300 mieszkańców Błot Wielkich (gdzie mieszkają), sołtysa i księdza. Wszyscy twierdzą, że matka Róży nie ma problemów z wychowywaniem swoich pozostałych dzieci (a ma ich trójkę).
"Nie chciałam dowierzać"
Teraz okazało się, że pani Wioletta ma jednak inny problem. Lekarze ze szpitala w Szamotułach podczas porodu dokonali bez jej zgody i wiedzy zabiegu sterylizacji. Prokuratura zwraca jednak uwagę, że "zgoda" nie ma tu nic do rzeczy. - Nie przesądzałabym, czy zabiegu dokonał ginekolog ze zgodą, czy bez niej. Dla zaistnienia przestępstwa, z którego wszczęto postępowanie, zgoda osoby, na której wykonano ten zabieg, nie ma żadnego znaczenia. Dlatego nie mówmy w ogóle o zgodzie - podkreśla prokurator Mazur-Prus.
Wioletta Woźna twierdzi, że o sterylizacji dowiedziała się dopiero z karty informacyjnej leczenia szpitalnego. - Dlaczego nam to zrobili? My byśmy się na to nigdy nie zgodzili - mówił "Gazecie Wyborczej" Władysław Szwak, ojciec Róży. - Nie chciałam dowierzać - dodawała matka dziewczynki. Wiele pytań do szpitala w Szamotułach ma też Biuro Praw Pacjenta, które - jak dowiedziała się TVN24 - zwróciła się z nimi do dyrekcji placówki w specjalnym liście.
Lekarze się bronią
Szpital - na razie za pośrednictwem mediów - odpiera zarzuty, ale potwierdza, że do zabiegu sterylizacji rzeczywiście doszło. - Macica była uszkodzona, przy następnym porodzie mogłaby pęknąć - tłumaczy "Gazecie Wyborczej" Elżbieta Nosek, zastępca ordynatora oddziału położniczo-ginekologicznego w Szamotułach. - Nie mogliśmy zapytać pacjentki o zgodę. Była uśpiona. Trzeba by ją wybudzić z narkozy. Narazilibyśmy ją na kolejną operację - dodaje.
"Naruszono godność tej kobiety"
- Poród był trudny. Kosztował mnie dużo zdrowia. Byłam szczęśliwa, że matka ośmiorga dzieci żyje, jest cała i zdrowa - zaznacza z kolei Barbara Kaczmarek, ordynator oddziału, która przeprowadzała operację. Czy miała prawo poinformować swoją pacjentkę o dokonaniu zabiegu po fakcie (a przyznała, że tak było)? Według prof. dr hab. n. med. Mariana Szamatowicza z Kliniki Ginekologii Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, nie. - Sterylizacja bez zgody pacjentki jest zabroniona. – Natomiast za zgodą pacjentki dokonuje się jej ze względów medycznych, przy zagrożeniu życia, np. gdy kobieta urodziła kilkoro dzieci, miała kolejno cięcia cesarskie przy porodzie, a następne cięcie mogłoby grozić pęknięciem macicy - tłumaczy.
Podobnego zdania jest karnista prof. Marian Filar: - Gdyby chciała, to by to zrobiła. Lekarze bez jej zgody nie mogli jej tego prawa odebrać. Dokonali zmian nieodwracalnych - podkreśla prawnik w rozmowie z "Rzeczpospolitą". - Naruszono godność tej kobiety - dodaje z kolei prawnik i socjolog prof. Wiktor Osiatyński.
Źródło: "Rzeczpospolita", "Gazeta Wyborcza", tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24