Służba więzienna ostrzegała, że może być dalej niebezpieczny, ale przez opieszałość wymiaru sprawiedliwości wyszedł na wolność. Sąd przez pół roku nie był w stanie uzyskać opinii biegłego na temat Henryka Z. - pedofila-mordercy, któremu właśnie kończył się 25-letni wyrok. Dopiero we wtorek zdecydowano, że mężczyzna trafi na obserwację do zamkniętego ośrodka. Materiał magazynu "Czarno na białym".
Reporter „Czarno na białym” Jacek Smaruj dotarł do akt sądowych Henryka Z., do opinii biegłych sprzed lat i opinii więziennej sformułowanej w 2014 roku.
"Nie jestem w stanie zapanować nad sobą"
Henryk Z. ostatnie 25 lat spędził za kratami za gwałt i zabójstwo 5-miesięcznego chłopca. Dziecko wyniósł z mieszkania znajomych i zaniósł nad rzekę. Później w sądzie tłumaczył, że „w momencie dokonywania czynu lubieżnego nie przywiązuje wagi do wieku, do płci”. - To jest silniejsze ode mnie, mam takie podniety, że nie jestem w stanie zapanować nad sobą - zeznał w październiku 1990 roku.
Sąsiedzi tę zbrodnię wciąż pamiętają, nie chcą jednak mówić o niej przed kamerami: - Nie mogę. To okropność.
Gwałcił wiele razy
Z dokumentów sądowych, do których dotarła TVN24 wynika, że Henryk Z. gwałcił, gdy tylko miał taką możliwość. Sądy w PRL traktowały go łagodnie. Pierwszy raz zgwałcił w 1970 roku. Jego ofiarą była 7-letnia dziewczynka. Z. trafił za to do schroniska dla nieletnich. W 1975 roku został skazany na pięć lat więzienia za zgwałcenie 7-letniego chłopca i 9-letniej dziewczynki. Wolność odzyskał po zaledwie dwóch latach odsiadki. 10 dni później skrzywdził 15-letniego chłopca, próbował też zgwałcić 18-letnią znajomą. Dostał 3 lata więzienia.
W 1980 roku ponownie był wolny. Po dwóch dniach od wyjścia z więzienia próbował zgwałcić 9-letnią dziewczynkę. Cztery dni później milicjanci zatrzymali go podczas dokonywania gwałtu na 10-latce. Kara - 4,5 roku więzienia. Po dwóch latach został przeniesiony do szpitala psychiatrycznego, skąd uciekł. Tym razem jego ofiarą padła 9-letnia dziewczynka. Wyrok - 6 lat za kratami. 16 grudnia 1989 roku na mocy amnestii opuścił więzienie.
Po miesiącu Henryk Z. brutalnie zgwałcił i zamordował 5-miesięcznego chłopca. Został skazany na 25 lat więzienia.
Pół roku przed końcem kary Henryka Z. służba więzienna nie miała wątpliwości, że ćwierć wieku za kratami i więzienne terapie niewiele dały. 18 lipca 2014 roku dyrektor więzienia w Sztumie zwrócił się do Sądu Okręgowego w Gdańsku z wnioskiem o uznanie skazanego za osobę stwarzającą zagrożenie. „U skazanego występują zaburzenia preferencji seksualnych - pedofilia oraz cechy osobowości nieprawidłowej. Obecnie nie można wykluczyć popełnienia czynu zabronionego z użyciem przemocy” - czytamy w uzasadnieniu.
"Zagrożenie dla porządku prawnego"
W wydanej w 1990 roku opinii sądowo-psychiatrycznej napisano, że Henryk Z. „stanowił w przeszłości i będzie stanowił w przyszłości bardzo poważne zagrożenie dla porządku prawnego”. - Ta osoba może zagrażać bezpieczeństwu innych ludzi - mówi mjr Robert Witkowski z Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Gdańsku.
Sąd miał pół roku, żeby przebadać Henryka Z. i zadecydować o jego dalszym losie. Gdyby biegli orzekli, że wciąż jest groźny, wtedy nie opuściłby więzienia, ale od razu trafił na leczenie do zakładu zamkniętego w Gostyninie.
17 stycznia Henryk Z. wyszedł jednak na wolność, bo biegły nie wydał opinii. - Wiemy, że ta osoba nie jest pozostawiona sama sobie - zapewnia rzecznik Sądu Okręgowego w Gdańsku, Tomasz Adamski.
Sąd Apelacyjny bada tymczasem całą sprawę i sprawdza, jak mogło dojść do zaniedbania. Sędziowie z SO tłumaczą, że problemem są biegli i zbyt długie terminy oczekiwania na ich opinie. - Rzecznik dyscyplinarny musi przeprowadzić postępowanie przynajmniej sprawdzające, czy sędziowie, którzy nadzorowali tę sprawę - przewodniczący wydziału, prezes sądu, nie dopuścili się zaniechania, czyli po prostu, czy nie zlekceważyli tej sprawy - mówi wiceminister sprawiedliwości, Jerzy Kozdroń.
Henryk Z. dostał mieszkanie socjalne w Świdnicy i zarejestrował się w urzędzie dla bezrobotnych. Z informacji TVN24 wynika jednak, że nie pojawił się jeszcze w swoim mieszkaniu.
W najbliższych dniach mężczyzna trafi na badania do Gostynina. Po nich prawdopodobnie wyjdzie na wolność i będzie czekał na decyzję sądu, który zadecyduje, czy musi być izolowany. Pierwsze posiedzenie w tej sprawie odbędzie się 16 marca.
Autor: eos//plw / Źródło: Czarno na białym TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24