Wydaje się, że to koniec politycznej kariery senatora Krzysztofa Piesiewicza. Trudno sobie wyobrazić, żeby pełnił funkcje publiczne - powiedział premier Donald Tusk. Jak przyznał, sprawą jest "podwójnie zażenowany".
Szef rząd odniósł się w ten sposób do upublicznionych w internecie przez "Super Express" nagrań, na których widać, jak Piesiewicz ubrany w sukienkę, wciąga biały proszek (senator utrzymuje, że był to lek).
Premier, mówiąc wcześniej w radiu TOK FM o swoim podwójnym zażenowaniu sprawą, wskazał na dwie rzeczy: zachowanie – jak się wyraził - świadków upadku autorytetu senatora, a także agresję, której - jego zdaniem - jest wokół tej sprawy zbyt wiele.
- Wynika ona (agresja - red.) z charakterystyki mediów - stwierdził Tusk.
"Nie podzielam oburzenia, że coś się ujawnia"
Zastrzegł jednak, że nie będzie się oburzał na tych, którzy głośno mówią o sprawie. – Nie podzielam oburzenia, że coś się ujawnia – stwierdził, nawiązując do publikacji "SE", krytykowanej przez część polityków, publicystów i kościelnych hierarchów.
Jego zdaniem, to wszystko "cena", jaką płaci senator za bycie osobą publiczną. - Nie możemy bronić zachowań senatora Krzysztofa Piesiewicza, bo są one nie do obrony - ocenił premier. Jednocześnie jednak zastrzegł: - Nie dołączam do tych, którzy po nim skaczą bez umiaru. Tych, nadętych moralnością.
Tym bardziej, że - jak stwierdził - kara, jaką przyjdzie zapłacić Piesiewiczowi i tak będzie wysoka.
Premier zaapelował też, by zostawić sprawę senatora odpowiednim służbom - prokuraturze i sądowi.
Źródło: tvn24.pl, TOK FM
Źródło zdjęcia głównego: TVN24