Bez nich możemy się tylko bronić, z nimi odpowiedzieć z równą siłą. Mowa o nowoczesnych pociskach manewrujących tomahawk, które zamierza kupić polska armia. Rosji decycja ministerstwa obrony się nie podoba, ale eksperci wojskowi chwalą MON i argumentują, że pociski na wyposażeniu wojska będą działać odstraszająco dla wrogów. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Wicepremier i minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak potwierdził w czwartek, że Polska zwróciła się do USA z pytaniem o możliwość zakupu pocisków manewrujących typu Tomahawk. Jak wcześniej informował resort obrony, postępowanie mające się zakończyć wyborem trzech okrętów podwodnych zdolnych przenosić pociski manewrujące ma się rozpocząć w sierpniu.
Decyzja ministra obrony nie spodobała się Federacji Rosyjskiej. - To jednoznacznie antyrosyjski akt - oświadczył gen. Leonid Iwaszow, doradca ministerstwa obrony Rosji. - W Polsce muszą zrozumieć, że podejmowanie przez Warszawę antyrosyjskich kroków nie pozostanie bez odpowiedzi.
Klasyczne odstraszanie
Eksperci wojskowi chwalą resort obrony i twierdzą, że najwyższy czas zakupić nowoczesne pociski. Polska armia wyposażona w tomahawki działałaby odstraszająco dla ewentualnego wroga.
- Oni muszą mieć świadomość tego, że jeżeli podejmą decyzję o np. zbombardowaniu Warszawy, to my mamy możliwość odpowiedzenia im. I to odpowiedzenia w taki sposób, że naprawdę tego pożałują - wyjaśnił kmdr Maksymilian Dura z portalu Defence24.
MON decyzję o zakupie pocisków manewrujących podejmuje kilka lat po zakupie nowoczesnych okrętów podwodnych. Dura podkreślił, że wynika to z tego, że Polska stanęła przed nowym wyzwaniem. - To nowe wyzwanie napawa strachem ministerstwo obrony narodowej, stąd tak późna decyzja o tym, żeby rakiety manewrujące na okrętach podwodnych były.
Były minister obrony narodowej Janusz Onyszkiewicz przekonuje, że chodzi tu o regułę wzajemności. - Jeżeli wy nam, to my wam też. W związku z tym tego rodzaju pociski są potrzebne - dodaje.
Autor: pk/ja / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: US Navy